– Pamieta pan porownanie do sanatorium? Gdzie znajduje sie aparat zakulisowej obslugi; ci wszyscy supermechanicy, syntetyzatorzy, telekinetycy, dyspozytorzy lacz przestrzennych? Tutaj, Kapitanie.

– Ale dlaczego uwaza pan, ze to sa roboty?

– A ktoz lepiej niz ci milczacy i pokorni niewolnicy moze obsluzyc Panski raj konsumpcyjny?

– Nie, nie zgadzam sie – zaoponowal Kapitan. – Raj obliczony jest na czasokres zblizony do wiecznosci, a filary te moga zwietrzec i skruszec. Hedonczycy nie stykaja sie z obsluga i w ogole do obslugi tej techniki musieliby miec o wiele bardziej rozwiniety intelekt. Mozg nie dzieli sie z nikim swa wiedza, a Koordynator jest po prostu supermaszyna. Ale zawsze, szczegolnie w wycinku czasowym bliskim wiecznosci, moga zaistniec sytuacje wymagajace decyzji, ktore podjac moze tylko czlowiek. Niech pan sie nad tym zastanowi, Bibl. Moge sie zalozyc, ze spotkamy tu ludzi, a nie roboty.

Podeszli do chodnika, ktory zakrecal wzdluz skraju czarnej pustyni. Rowna, bez szwow i polaczen, tasma nieco przypominala bieznie.

– Wychodzimy na „ulice” – usmiechnal sie Kapitan. – Jeszcze jeden „sezam”.

Rozdzial II

Jak poleciec w diably. Nie narkoza, lecz doping.

„Ulica”, niezbyt szeroka, podobna do starego moskiewskiego zaulka, natychmiast skierowala sie w glab architektonicznego bezksztaltu. Trudno bylo utrzymac sie na nogach ulica uciekala spod nog jak poklad okretu w czasie sztormu, a po bokach widac bylo zamglona nieco gre swiatel. Roznobarwne wiazki to tryskaly nagle jak fontanny w Peterhofie to zwijaly sie w spirale, ktorych konce pod roznymi katami i na roznych poziomach przeciete byly nieruchomymi plaszczyznami. Wydawalo ze sa one cieniutkimi warstewkami plastiku lub metalu i jedynymi materialnymi elementami tego barwnego szalenstwa.

Czesto w wiazkach swiatla ukazywali sie ludzie. Ich ciemnoniebieskie kurtki to pojawialy sie, to ginely, kiedy poruszali sie wzdluz i w poprzek swietlnych potokow na swych pionowych czy poziomych ruchomych chodnikach. Kapitan ani Bibl nie mogli porownac tego do czegokolwiek na Ziemi, nie istnialy zadne punkty odniesienia. Nawet plastycy-ilustratorzy fantastyki naukowej nie stworzyli niczego podobnego, ich pomyslowosc ograniczala ludzka wyobraznia. Ale wyobraznia, ktora stworzyla tu otaczajace ich srodowisko materialne, nie byla ludzka, zrodzila nie fabryke czy laboratorium przyszlosci, lecz niesamowity zamet w ktorym rwala sie, splaszczala i topniala materia zycia.

Ich chodnik zrownal sie z plaszczyzna, ktora nieruchomo, bez jakichkolwiek podpor wisiala tym samym na poziomie, i Kapitan, bez rozbiegu, skoczyl na jej plastikowa krawedz. Chodnik natychmiast uniosl sie w gore, jakby poziom, na ktorym sie znajdowal, zalezal od ciezaru ciala ludzkiego i plaszczyzna z Kapitanem opadla w dol, w dziure powietrzna Bibl, bez namyslu, podazyl za Kapitanem. Nie chcac zgubic towarzysza w odmetach zywej, oszalalej geometrii, musial skakac juz z wysokosci dwu metrow.

– A gdybym nie skoczyl? – zapytal.

– Sciagnalbym cie za noge.

– Nie zdazylbys.

– Nauczymy sie.

I Kapitan, bez uprzedzenia, ponownie przeskoczyl na przesuwajacy sie obok chodnik. Ruchoma tasma natychmiast opadla w dol i Bibl musial wyciagac Kapitana z glebiny.

– Trzeba sie nauczyc – powiedzial Kapitan twardo – bo bedziemy jak dzieci w zaczarowanym zamku.

– Z ta roznica, ze zamki budowano z kamienia, a to?

– Z kwantow, fotonow i elektronow. Material zreszta nienowy. Jak sie przypatrzymy uwazniej, to bedziemy mogli sie zorientowac.

Bibl rozejrzal sie wokolo. Najpierw pobieznie, tak jak patrzy sie zapoznajac sie z otoczeniem po raz pierwszy, potem jeszcze raz, powoli i uwaznie, rejestrujac wszystkie istotne szczegoly. W grze swiatel i barw, ktora tak sprytnie stosowali gospodarze tego swiata, widac bylo nieruchome konstrukcje o roznych ksztaltach i najwidoczniej o roznym przeznaczeniu. Jedne z nich pietrzyly sie jak azurowe wieze. Zamiast wysiegnikow wytryskiwaly z nich strumienie wielokolorowej, plynnej albo gazowej materii, w ktorej mozna bylo dostrzec tanczace, wirujace przedmiociki o dziwnych ksztaltach, wyraznie zrodzone w wyobrazni specjalisty- topologa. To wydluzaly sie, to kurczyly, to znowu zlewaly sie z sasiednimi, podobnymi do plam rozplywajacego sie w wodzie nadmanganianu potasu albo kropli atramentu. Nizej maszty te laczyly sie z rownomiernie rozjasniajacymi sie i gasnacymi plaszczyznami podobnymi do ekranow telewizorow plus minus szesc metrow po przekatnej. W rozblyskach tych plynela ta sama kolorowa, gazopodobna, ciagliwa materia, ktora chwilami zastygala na moment, uksztaltowana w znajome plamy przypominajace brzeg kolorowej koszulki z Aory, to znow cien dzbana czy pucharu.

Wszystko to odbywalo sie w absolutnej ciszy. Nawet ludzie w niebieskich kurtkach, przesuwajacy sie po prostych i falistych przekatnych, rowniez poruszali sie calkowicie bezszelestnie jak kaplani dziwacznego boga, ktorzy w czasie nieobecnosci wiernych zajmuja sie prozaicznym sprzataniem swiatyni. Po co to wszystko? Dlaczego? Jaka technika kieruje tym bezsensem i jaka nauka tworzy i karmi te technike? I czy ziemski czlowiek moze tu cokolwiek zrozumiec, znalezc jakas logiczna, techniczna czy znaczeniowa prawidlowosc?

– Sprobuje – pomyslal glosno Bibl, odpowiadajac na swoje wlasne nieme pytanie.

– Co? – zapytal Kapitan.

– Wyjasnic to. Jak pan sadzi, Kep, gdzie sie obecnie znajdujemy?

Kapitan bezradnie rozlozyl rece.

– W syntetyzatorze. Te polyskujace dyski na masztach to rejestrator zyczen. Kolorowa mieszanina to strumienie pierwotnej materii zycia. Ekrany swietlne – tablice materializatorow. Tam wlasnie realizowane sa myslowe zamowienia ze swiatow zielonego i granatowego slonca Wiazki i spirale to reagenty telekinezy.

– A ludzie?

– Personel techniczny. Kontrolerzy, mechanicy, dyspozytorzy, sterujacymi procesami telekinetycy.

Kapitan zamyslil sie.

– Strumienie pierwotnej materii zycia. Jak to nalezy rozumiec?

– Nie zwiazane molekuly, z ktorych mozna tworzyc dowolne struktury przedmiotowe, organiczne i krystaliczne.

– Gdzie?

– Mowilem juz w materializatorach, przestrzeniach ograniczonych tylko polami silowymi.

– A po co je barwia?

– Najprawdopodobniej silniki i pedniki procesow sterowanych reaguja na barwe.

Kapitan popatrzyl na Bibla tak, jakby byl on fragmentem tego wlasnie swiata.

– Czytalem gdzies – powiedzial – ze w kazdym czlowieku zyje poeta. Poeta umiera, a czlowiek zyje dalej. Pan jest anomalia, poeta przezyl.

– Ale hipoteza pierwsza klasa, prawda? – rozesmial sie Bibl i rozejrzal sie jeszcze raz, jakby chcac sprawdzic slusznosc swojej koncepcji.

Zrobil krok do tylu, nie zdajac sobie sprawy, ze stoi na skraju plaszczyzny – zmylil go przesuwajacy sie tuz obok chodnik – i polecial w dol. Upadl, ale natychmiast zerwal sie na rowne nogi.

– Skacz! – zawolal Kapitan, wyciagajac reke.

Bibl nie zdolal sie jej uchwycic. Chodnik zdazyl przeleciec do przodu; jakies poltora metra. Kapitan pobiegl wzdluz nieruchomego skraju plaszczyzny, liczac na to, ze dopedzi kolege, ale chodnik nagle zakrecil w prawo i zniknal za krawedzia poziomu. Kapitan bez wahania skoczyl w dol, na sunaca tasme, ale ta nie

Вы читаете Wszystko dozwolone
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату