w wielu krajach. Pikowali na pociagi, transatlantyki, samoloty pasazerskie, zachowane jeszcze tu i owdzie tramwaje, helikoptery policyjne, nawet na balony, ktore wzniosly sie na jakichs zawodach balonowych pod Bruksela.
We Francji zjawili sie na zawodach lekkoatletycznych na paryskim welodromie i obserwowali tam zwlaszcza biegi, w San Francisco – na meczu bokserskim, w Lizbonie – na meczu pilkarskim o Puchar Europy. Pilkarze skarzyli sie potem reporterom, ze otulajaca ich czerwona mgla tak sie chwilami zageszczala, ze nie widzieli bramki przeciwnika. W podobnej mgle rozgrywano wiele partii szachowego turnieju miedzystrefowego w Zurychu, w podobnej mgle obradowal przez dwie godziny rzad Republiki Poludniowej Afryki, w podobnej mgle przebywaly przez czterdziesci minut zwierzeta w londynskim Zoo.
Osowiec dlugo jeszcze wymienial szczegolowo wszystkie fabryki i zaklady przemyslowe, ktore przybysze modelowali w calosci lub w czesci – tu caly wydzial, owdzie tylko jeden ciag produkcyjny, jeszcze gdzie indziej po prostu tylko kilka maszyn i obrabiarek charakterystycznych dla danego rodzaju produkcji i wybranych sposrod innych z nieomylna dokladnoscia. Dziennikarze paryscy komentujac ow wybor doszli do ciekawych wnioskow. Niektorzy z nich uwazali, ze obloki interesuja sie przede wszystkim obiektami technicznie zacofanymi, tym, co sie w technice w zasadzie nie zmienialo od bez mala stu lat, tym co bylo dla nich najmniej zrozumiale, jak na przyklad jubilerskie sposoby obrobki kamieni szlachetnych albo zastosowanie naszych naczyn kuchennych. Tak wiec modelowano szlifiernie drogich kamieni w Amsterdamie, fabryke zabawek w Norymberdze.
Inni komentatorzy omawiajac owa liste z referatu Osowca wskazywali na szczegolniejsza uwage, jaka goscie obdarzali uslugi dla ludnosci. „Prosze zwrocic uwage – pisal korespondent»Parismidi«- na ilosc modelowanych zakladow fryzjerskich, restauracji, salonow mody i studiow telewizyjnych”! Z jaka starannoscia kopiowane sa najwyrazniej wyselekcjonowane sklepy i sklepiki, zakatki targowisk i jarmarkow, a nawet wystawy sklepowe!… I jakze rozne sposoby modelowania tu sie stosuje! Niekiedy „oblok” pikuje na „obiekt”, po czym natychmiast znika, nie zdazywszy nawet wywolac zwyklej w takich razach paniki.
„Nikt przy tym nie ucierpial, nikt nie poniosl zadnych materialnych strat – reasumowal Osowiec. – Oprocz stolka, ktory zostal unicestwiony wraz z sobowtorem profesora Ziernowa na zebraniu polarnikow w Mirnym, oraz oprocz wozu lotnika Martina, niebacznie pozostawionego przez niego w modelowanym akurat miescie, nikt nie jest w stanie wymienic zadnego przedmiotu zniszczonego lub tez uszkodzonego przez naszych gosci z kosmosu”.
Stanowisko zajete przez czlonka radzieckiej Akademii Nauk poparla przytlaczajaca wiekszosc delegatow i dyskusja w gruncie rzeczy przeksztalcila sie w wymiane pytan i odpowiedzi, bynajmniej nie polemicznych, a nawet niezbyt smialych. Wyrazono na przyklad obawy, czy przyjazne nastawienie przybyszow nie jest tylko swego rodzaju kamuflazem i czy nie zdradzaja oni w przyszlosci innych zamiarow.
– Jakich mianowicie? – probowal to uscislic Osowiec.
– Agresywnych.
– Skoro dysponuja takimi mozliwosciami technicznymi, to nie musza sie uciekac do kamuflazu.
– A jezeli jest to tylko zwiad?
– Juz pierwsze zetkniecie z nami musialo im unaocznic roznice naszych potencjalow technicznych.
– Czy sadzi pan, ze zdradzilismy sie przed nimi z naszymi rzeczywistymi mozliwosciami technicznymi?
Pytanie to zadal Thompson.
– Oni je przeciez wymodelowali.
– Ale nawet nie probowalismy uzyc tego potencjalu przeciwko ich inwazji!
– Czyzby odbyla sie jakas inwazja?
– A czyzby chcial nam pan tu zagwarantowac, ze nie zostaniemy napadnieci?
– Na dowod prawdziwosci mojego pogladu przytoczylem dziesiatki sprawdzonych faktow. Na poparcie prawdziwosci panskich pogladow przedstawil nam pan tylko hipotezy.
Po tej nieslawnej dla oponentow radzieckiego uczonego dyskusji „sceptycy” – tak ich ochrzczono w kuluarach kongresu – szukali satysfakcji w komisjach, a zwlaszcza w Komisji Kontaktow i Hipotez, ktorej posiedzenia zaslynely jako wyjatkowo burzliwe. Formulowano na nich wiele najrozmaitszych hipotez, ktore byly natychmiast jadowicie dyskutowane. Jedna dyskusja przeradzala sie w druga, niekiedy odbiegaly one bardzo od pierwotnego tematu, wreszcie z reguly kladl im kres elektryczny dzwonek przewodniczacego obrad. Dziennikarze nawet nie probowali beletryzowac swoich sprawozdan. Po prostu cytowali stenogramy.
Wzialem do reki na chybil trafil jakis wycinek. Autor przypominal czytelnikom przygody Guliwera i z udawanym szacunkiem wspolczul ludziom, ktorzy nie potrafili sie upodobnic do liliputow, nigdy, jak wiadomo, nie formulujacych zadnych hipotez. Ale po przemowieniu Ziernowa z tego udawanego szacunku nie pozostalo ani sladu. Kiedy otworzylem przyniesione mi przez Irene popoludniowe wydania dziennikow paryskich, zobaczylem, ze sa one solidarnie nastrojone na zupelnie inna nute.
„Zagadka rozwiazana!”. „Rosjanie rozgryzli tajemnice rozowych oblokow!”. „Anochin i Ziernow nawiazuja kontakt z przybyszami!”. „Sowiety raz jeszcze zaskoczyly swiat!”. Pod takimi tytulami sugestywnie referowano, jak to wspolczesny Paryz przemienil sie nagle w prowincjonalne Saint Dizier z lat okupacji, jak to cudownie zmaterializowaly sie pomysly znakomitego rezysera i jak to sie pojedynkowalem z pierwszym szermierzem Francji. Szczegolnie to ostatnie zachwycilo paryzan. Jakis tam operator filmowy, ktorego nikt nigdy nie widzial na zadnych miedzynarodowych zawodach na planszy, skrzyzowal szpade z samym Montjusseau. W dodatku nie przyplacil tego bynajmniej zyciem. Zwyciezca olimpijski udzielil tego popoludnia kilku wywiadow i podwojono mu honorarium za wziecie udzialu w filmie. Wycisnawszy wszystko, co sie dalo wycisnac z Montjusseau i z Carresiego, reporterzy przypuscili atak do kliniki profesora Pelletiera i tylko surowy klasztorny regulamin tego szpitala uchronil mnie przed jeszcze jedna konferencja prasowa. Ziernow zas mial po prostu szczescie. Wykorzystujac rytual towarzyszacy nieodmiennie otwarciu i zamknieciu obrad na kazdym posiedzeniu kongresu zdolal, nie zauwazony, ukryc sie przed reporterami.
W referacie Ziernowa, ktory byl szczegolowo streszczony i wszechstronnie skomentowany, nie znalazlem niczego, co by bylo dla mnie nowoscia. Wszystko, co powiedzial, krystalizowalo sie juz podczas naszych dyskusji o tym, cosmy razem przezyli.
„Dwaj Rosjanie oraz pewien Amerykanin mieli doprawdy bajeczne przygody w pewnym paryskim hotelu w nocy, ktora wskrzesila koszmar sredniowiecza – przeczytalem na pierwszej kolumnie „Paris Jour”, obok mojego zdjecia, zdjecia Ziernowa i fotografii Martina. – Bynajmniej nie kazdy przeniesiony w oka mgnieniu ze swiata, w ktorym zwykl sie znajdowac, do swiata zmaterializowanych zjaw i snow wydobytych z zakamarkow pamieci innego czlowieka zachowywalby sie rownie nieustraszenie, rownie rozsadnie, dzialalby rownie sprytnie i konsekwentnie jak trzej uczestnicy owej fantastycznej odysei. Ziernow odegral zreszta wsrod nich szczegolniejsza role, uczynil wiecej. Borys Ziernow jako pierwszy sposrod uczonych naszej cywilizacji dal jedyna mozliwa odpowiedz na pytanie, ktore nurtuje dzis miliardy ludzi na Ziemi: dlaczego przybysze ignorujac nasze proby nawiazania z nimi kontaktu nie szukaja sami porozumienia z nami? Ziernow odpowiada: miedzy ich i naszym zyciem fizycznym i psychicznym istnieja wielkie roznice, niepomiernie wieksze byc moze niz te, ktore zachodza pomiedzy organizacja i psychika ludzka a organizacja i psychika pszczol. Co by sie stalo, gdyby pszczola i czlowiek podjely proby nawiazania ze soba kontaktu, pszczola przy pomocy swoich pszczelich srodkow porozumienia, a czlowiek przy pomocy ludzkich? Czy jest zatem w ogole mozliwy kontakt miedzy dwoma jeszcze znacznie bardziej rozniacymi sie od siebie formami zycia? Mysmy nie znalezli sposobow nawiazania takiego kontaktu, a oni je znalezli. Mogli nie pokazywac nam modeli naszego swiata, ale je nam pokazali. Po co? Po to, by poznac nasze reakcje fizyczne i psychiczne, by poznac nasz sposob myslenia i charakter naszych procesow myslowych, by sie przekonac, w jakim stopniu jestesmy zdolni do rozumienia i oceny ich poczynan. Wybrali sobie godnych argonautow, ale jedynie Ziernow okazal sie Odyseuszem – pojal i przechytrzyl bogow”.
Czytajac ten artykul mialem tak uszczesliwiony wyraz twarzy, ze Irena nie wytrzymala. Powiedziala:
– Chcialam cie ukarac za to, ze jestes taki skryty. Ale trudno, masz, czytaj.
I podala mi otwarta juz depesze z Umanacu na Grenlandii.
„PARYZ. Kongres. Ziernow. Wysluchalem referatu przez radio. Jestem wstrzasniety. Moze wlasnie tu na Grenlandii dokona pan nowego odkrycia. Czekam na przylot pana i Anochina najblizszym samolotem.
Thompson”.
To byl doprawdy szczesliwy dzien.
WYOBRAZNIA CZY PRZECZUCIE