„wzroku” przybyszow stala sie faktem naukowym.

Nie kazdy twor wyobrazni jest przeczuciem czegos rzeczywistego, co nastapi, nie kazda hipoteza musi byc rozsadna. Chcialbym na przyklad odrzucic wysunieta przez kosciol katolicki hipoteze, ktora zaklada, ze przybysze nie sa istotami zywymi, ale tylko sztucznymi tworami naszych braci kosmicznych stworzonych rowniez „na obraz i podobienstwo boze”. W istocie rzeczy jest to stary religijny poglad na Boga, Ziemie i czlowieka, rozszerzajacy jedynie pojecie „Ziemia” tak, by obejmowalo ono caly wszechswiat. Z filozoficznego punktu widzenia jest to hold zlozony naiwnemu antropocentryzmowi, nie trudny do obalenia nawet przy pomocy tych okruchow wiedzy o rozowych oblokach, ktore juz sie nam udalo zgromadzic. Gdyby tworcami oblokow byly humanoidy, to humanoidy te wysylajac swoj cybernetyczny zwiad w kosmos niewatpliwie wzielyby pod uwage mozliwosc spotkania z istotami sobie podobnymi, jesli nie pod wzgledem umyslowosc to w kazdym razie podobnymi zewnetrznie. W takim wypadku owe odpowiednio zaprogramowane bioroboty bez trudu znalazlyby wspolny jezyk z ludzkoscia i zycie ludzi nie stanowiloby dla nich takiej zagadki. O nie, cokolwiek mowiliby o tym teologowie i antropocentrysci, zetknelismy sie z inna, nie znana nam i jak dotad niezrozumiala jeszcze dla nas forma zycia. Byc moze my dla nich rowniez ciagle jeszcze jestesmy forma zycia nie znana i niezrozumiala, ale niewielka to dla nas pociecha. Prosze na przyklad sprobowac udzielic odpowiedzi na pytanie, jak zyja u siebie nasi goscie z innej planety, czy sa niesmiertelni czy tez moze jedynie dlugowieczni, jak dlugo zyja, jak bardzo inaczej niz my. Jak sie rozmnazaja, w jaki sposob tworza istoty do siebie podobne, jak organizuja sobie zycie pod wzgledem biologicznym i socjalnym, w jakim srodowisku zyja, plynnym czy moze gazopodobnym, a moze w ogole nie potrzebuja zadnego srodowiska, moze sa tylko zageszczeniami energii oddzielonymi od srodowiska zewnetrznego polami silowymi? Apeluje do waszej wyobrazni, panowie – sprobujcie udzielic odpowiedzi na te pytania! (Ozywienie na sali, oklaski). Widze, ze nie uciekniecie sie panowie do votum nieufnosci, nikt zdaje sie nie przepedza z mownicy zuchwalego fantasty? W takim razie pozwolicie, moze bym mowil dalej?

(Zobaczylem, ze przewodniczacy odruchowo spoglada na zegarek, ze jego reka wyciaga sie ku przyciskowi dzwonka. Ale huk oklaskow i roznojezyczne okrzyki: „Prosimy, prosimy!” sprawiaja, ze przewodniczacy postanawia zostawic dzwonek w spokoju).

– Przemawiajac z tej trybuny Borys Ziernow powolal sie na czlowieka i pszczole jako na przyklad dwoch nieporownywalnych form zycia. Sprobujmy pobudzic wyobraznie – a co bedzie, jesli odwrocimy ten przyklad? Otrzymamy wowczas, powiedzmy, jakas supercywilizacje pszczol i pozostajaca za nia w tyle o cale tysiaclecia cywilizacje czlowieka. Obserwacjo nasze dowiodly juz istnienia wsrod przybyszow podzialu pracy – jedni tna lod, inni zajmuja sie odtransportowaniem go w kosmos, jeszcze inni badaja i rejestruja schemat atomowy modelu, jeszcze inni buduja ow model. Odpowiednio roznorakie sa rowniez formy strukturalne „jezdzcow” – jedni z nich wyciagaja sie w cos na ksztalt pily tasmowej, inni rozchylaja sie w gigantyczny kwiat, jeszcze inni rozrzedzaja sie w purpurowa mgle, jeszcze inni zageszczaja sie tworzac cos w rodzaju wisniowego kisielu. Nasuwa sie zatem pytanie – czy nie mamy do czynienia z rojem, z wysoko zorganizowanym rojem istot wraz z charakterystycznym dla takich rojow wyspecjalizowaniem funkcjonalnym? Nawiasem mowiac zycie ula jest rowniez zorganizowane inaczej niz zycie w czynszowkach nowojorskiej Park Avenue czy Pol Elizejskich w Paryzu. Inaczej jest zorganizowana zarowno praca, jak wypoczynek. Ale czy i m potrzebny jest wypoczynek? Czy maja poczucie piekna? Czy maja na przyklad muzyke? Co zastepuje im sport? Powtarzam raz jeszcze – sprobujcie, panowie, odpowiedziec na te pytania. Tak jak w szachach – z uwzglednieniem wszystkich mozliwych wariantow. Troche to trudne, powiecie. Oczywiscie. Ale przeciez arcymistrzowie szachowi postepuja tak wlasnie.

I dziwie sie, czemu to arcymistrzowie nauki nie zadali sobie dotad najwazniejszego pytania – po co przybyli do nas nasi goscie? (Szmer na sali). Wiem, wiem, kazdy z was ma gotowa odpowiedz, nawet dwie odpowiedzi. Dziewiecdziesieciu na stu sposrod was odpowie mi, ze przybyszom byl do czegos potrzebny lod Ziemi, ktorego sklad izotopowy jest byc moze unikalny w calym kosmosie. Mniejszosc z Thompsonem na czele odpowie mi, ze jest to zwiad wynikajacy z agresywnych zamiarow przybyszow na przyszlosc. Osobiscie jestem zdania, ze zwiad byl wczesniej. Wtedysmy go po prostu nie zauwazyli. Teraz zas przybyla do nas potezna, wszechstronnie wyekwipowana wyprawa (na sali zapanowala napieta cisza, slychac bylo jedynie szmery dyktafonow reporterow) nie zdobywcow, nie, naszych kolegow z innej planety, panowie, wyprawa, ktora ma za zadanie zbadanie nie znanej im formy zycia. (Krzyki z sali: „A lod?”). Poczekajcie, przejdziemy jeszcze i do lodu. Lod to operacja uboczna. Najwazniejsza dla nich rzecza jestesmy my sami, wysoko rozwinieta forma bialkowa zycia oparta na roztworach wodnych. Jest cos, co nie pozwala im badac tego zycia tutaj na Ziemi. Moze jest to srodowisko zewnetrzne, moze obawa, by tego srodowiska nie naruszyc, nie zanieczyscic. Coz wiec robic, od czego zaczac? Od pracy Pana Boga, od stworzenia swiata? (Halas na sali, ktos przenikliwie krzyczy: „Zamilcz, bluznierco!”). Nie jestem wiekszym bluznierca niz ojciec cybernetyki, Herbert Wiener. Niegdys tacy sami jak pan tak samo histerycznie krzyczeli o Wienerze: „To diabelskie sztuczki! On sponiewieral Przykazania Panskie! Nie bedziesz czynil sobie obrazu rytego, ani zadnego podobienstwa tych rzeczy, ktore sa na niebie i ktore sa na ziemi i ktore sa w wodach!” A jednak budujecie, panowie, teraz roboty i konstruujecie mozgi elektroniczne. Idea stworzenia modelu naszego zycia w calej jego zlozonosci i w calym jego bogactwie, ta idea przybyszow jest jak najbardziej na miejscu, czymze jest bowiem proces poznania, jesli nie modelowaniem przy pomocy mysli? A przejscie od modelowania w mysli do modelowania w rzeczywistosci to tylko jeden krok na drodze postepu. Kiedys my rowniez zrobimy ten krok, wymienia sie juz nawet termin – ma to sie stac w przyszlym stuleciu. Czemuz wiec supercywilizacja przybyszow nie mialaby osiagnac tego wczesniej, powiedzmy o tysiac lat wczesniej.

Pisarz zamilkl, napil sie wody i zamyslil sie. Audytorium czekalo. Nikt nie kaszlal, nie krecil sie na krzesle, nie rozmawial szeptem ze swoim sasiadem. Nigdy nie bylem na wykladzie, ktorego sluchano by z taka pelna szacunku uwaga.

– Skoro mozna zbudowac model zycia, mozna go rowniez zabrac ze soba – powiedzial Amerykanin tak cicho, ze w normalnych warunkach nie uslyszano by go nawet z odleglosci trzech krokow, tu jednak nikt nie uronil ani slowa, nawet intonacji – mozna go zanotowac i odtworzyc gdzies w poblizu wlasnych siedzib, stworzywszy tam uprzednio odpowiednie srodowisko, w ktorym model ow moglby sie rozwijac. Co jest do tego potrzebne? Sztuczny satelita, asteroid, planeta, model atmosfery ziemskiej, model promieniowania slonecznego. A przede wszystkim woda, woda, woda, bez ktorej niemozliwe jest zycie bialkowe. To rzuca swiatlo na transport lodu ziemskiego w ilosciach, ktore sa wystarczajace dla nawodnienia calej planety. W glebinach naszej, a moze jakiejs innej galaktyki powstanie nowy swiat, ktory nie bedzie powtorzeniem naszego swiata, ale bedzie don podobny tak jak dobry portret podobny jest do portretowanej osoby, wszystkie modele przybyszow sa bowiem bezbledne i dokladne. (Ktos krzyknal z sali: „Kosmiczne Zoo z czlekosztaltnymi na wolnosci!”). Oczywista, beda tam i tacy jak autor tej repliki. (Smiech na sali). Ja jednak poprawilbym autora tego zdania – nie Zoo tylko laboratorium. Albo moze dokladniej – instytut naukowy, w ktorym zycie czlowieka wraz z cala zlozonoscia jego aspektow psychicznych, bytowych i socjalnych stanie sie przedmiotem wszechstronnych starannych i ostroznych badan. Badania te niewatpliwie nastapia, po to wlasnie przeprowadza sie caly eksperyment. Ale badac zycie nie przeszkadzajac mu zarazem, badac je w rozwoju, w ruchu, a zrozumiawszy prawa, ktore tym ruchem i rozwojem rzadza – rozwoj ow udoskonalic i przyspieszyc – oto ich cel. Powiedzialem juz chyba wszystko. Oto moja hipoteza. Przedyskutujcie ja, panowie, jesli chcecie. Jak kazda hipoteza zrodzona z wyobrazni da sie ona zapewne bez trudu obalic. Ale milo mi jest pomyslec, ze gdzies w przestworzach wszechswiata istnieje moze i rozwija sie czastka naszego zycia, to nic, ze wymodelowana, to nic, ze zsyntetyzowana, ale przeciez stworzona w imie wielkiego celu – zblizenia dwoch na razie bardzo jeszcze od siebie dalekich cywilizacji, zblizenia, do ktorego pierwszy krok uczyniono jeszcze tutaj na Ziemi. A jesli przybysze do nas powroca, to powroca juz jako istoty, ktore nas rozumieja, jako istoty wzbogacone o rozumienie nas, umiejace cos tam od nas przejac i dac nam cos w zamian na wspolnej drodze ku udoskonalaniu sie.

Pisarz zgarbil sie nieco i zszedl z mownicy. Odprowadzala go cisza wymowniejsza niz huragan oklaskow.

FIOLETOWA PLAMA

Na samym skraju lodowego plaskowyzu, ktory urywal sie tu jak gdyby sciety gigantycznym nozem, wyrabalismy sobie cos w rodzaju okopu. Wypolerowany przekroj przecietego lodowca odbijal blekitne niebo bez jednej chmurki, opadal z wysokosci pieciu pieter. Byla to wlasciwie szeroka na jakies trzysta metrow szczelina lodowa, ktora siegala az do fioletowej plamy.

W rownej scianie zimnego blekitnego blasku plama ta ciemniala niczym wejscie do pieczary. Nie zawadzajac

Вы читаете Jezdzcy z nikad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату