Odprawial jeden ze swoich ulubionych porannych rytualow: przegladal poczte.

Jak zwykle nadszedl stos magazynow i katalogow mody dla Josie. Zrzucal je, jeden po drugim, na wyscielane krzeslo obok. Przy kazdym plasnieciu Buster podnosil swoje kaprawe oczka z nadzieja, po czym pomrukiwal pelen dezaprobaty.

Byl list do Dwayne'a z Nashville, zaadresowany dziecinnym charakterem pisma Sissy. Tucker skrzywil sie z niechecia. Przyjrzal sie kopercie pod swiatlo i odlozyl ja na bok. Wiedzial, ze nie jest to upomnienie o alimenty. Jako rodzinny ksiegowy osobiscie wypisywal miesieczne czeki. Sissy otrzymala pieniadze przed dwoma tygodniami.

Zgodnie ze swoim systemem katalogowania, rachunki odlozyl na jedno krzeslo, korespondencje prywatna za dzbanek z kawa, a listy od organizacji charytatywnych wrzucil do kosza na papiery przy swoim krzesle.

Radzil sobie z nawalem prosb o wsparcie w ten sposob, ze raz w miesiacu siegal na oslep do kosza i wyciagal dwa listy. Wylosowane organizacje otrzymywaly hojne datki, obojetnie czy byla to akurat Fundacja Ochrony Dzikich Zwierzat, Amerykanski Czerwony Krzyz czy Towarzystwo Zapobiegania Zanokcicy. Dzieki tej prostej metodzie, Tucker czul, ze Longstreetowie Wypelniaja swoje obowiazki wobec spoleczenstwa. A jesli pewne organizacje czuly sie zdziwione faktem, ze jednego miesiaca otrzymaly kilkadziesiat tysiecy dolarow, a przez nastepne lata ani centa. Tucker byl zdania, ze to ich problem.

On mial wlasne.

Nieskomplikowana czynnosc sortowania poczty pomogla mu o nich zapomniec, przynajmniej na chwile. Prawde mowiac, nie bardzo wiedzial, co powinien uczynic, poniewaz Edda Lou nie dawala znaku zycia. Miala dwa dni na podjecie dalszych krokow zaczepnych po wstrzasajacym oswiadczeniu publicznym, ale najwyrazniej postanowila dzialac na zwloke. Nie tylko sie z nim nie skontaktowala, ale nie odpowiadala na telefony.

Bylo to niepokojace – zwlaszcza od czasu, gdy otrzymal probke jej zlosci i dowiedzial sie, ze potrafi uderzyc znienacka, z szybkoscia jadowitego weza. Czekanie, az zatopi w nim zadlo, dzialalo Tuckerowi na nerwy.

Posrod listow od synow Dwayne'a znalazl liliowa, uperfumowana kopertke, ktora mogla pochodzic tylko od jednej osoby na swiecie.

– Kuzynka Lulu – Tucker usmiechnal sie od ucha do ucha i zapomnial o swoich klopotach.

Lulu Longstreet Boyston nalezala do odlamu Longstreetow pochodzacego z Georgii i byla kuzynka dziadka Tuckera. Oceniano jej wiek na siedemdziesiat pare lat, choc od dawna przyznawala sie jedynie do szescdziesieciu pieciu. Byla nieprzyzwoicie bogata i kompletnie szalona.

Tucker ja uwielbial. Choc list adresowany byl „do moich kuzynow Longstreetow”, Tucker otworzyl go bez ceremonii. Nie mial zamiaru czekac, az Dwayne i Josie racza wrocic do domu.

Przeczytal pierwszy akapit, napisany jaskrawoczerwonym atramentem i wydal okrzyk radosci.

Kuzynka Lulu donosila, ze „zajrzy” z wizyta.

Jak zwykle, nie sposob bylo wywnioskowac, czy wpadnie na obiad, czy zatrzyma sie na miesiac. Tucker mial szczera nadzieje, ze kuzynka Lulu wybierze te druga ewentualnosc. Potrzebowal rozrywki.

Ostatnim razem, gdy „zajrzala” z wizyta, przywiozla karton tortow lodowych opakowany w suchy lod, na glowie zas miala papierowy kapelusz karnawalowy ze strusim piorem. Paradowala w tym kapeluszu przez tydzien, nie zdejmujac go nawet w nocy. Twierdzila, ze obchodzi urodziny. Czyjekolwiek.

Tucker zlizal z palcow dzem truskawkowy i rzucil Busterowi reszte grzanki. Poniechawszy segregowania poczty, wstal i skierowal sie w strone drzwi. Powie Delii, zeby przygotowala pokoj kuzynki Lulu.

Byl juz jedna noga w salonie, gdy uslyszal rzezenie polciezarowki Austina Hatingera. Tylko jeden pojazd w Innocence wydawal z siebie ten szczegolny zgrzytliwo – grzechoczacy dzwiek. Opanowawszy chec, by wejsc do domu i zabarykadowac drzwi, Tucker wrocil na werande, gotowy wypic piwo, ktorego nawarzyl.

Oznaki nadejscia Austina byly juz nie tylko slyszalne, ale i dostrzegalne. Znad krzakow magnolii unosila sie czarna chmura spalin. Z lekkim westchnieniem Tucker wyjal papierosa, obcial koniuszek i czekal na pojawienie sie wroga.

Samochod stanal na podjezdzie i wytoczyl sie z niego Austin Hatinger.

Byl rownie niedzwiedziowaty jak stary ford, ale zamiast druta i sznurka trzymaly go do kupy zyly i miesnie. Twarz pod zniszczonym kapeluszem plantatora wygladala jak wyrzezbiona z drewnianego kloca. Glebokie bruzdy biegly od orzechowych oczu przez ogorzale policzki i znikaly w kacikach waskich zawzietych ust.

Spod kapelusza nie wystawal nawet wlosek. Austin nie byl lysy. Raz w miesiacu jezdzil do fryzjera i kazal strzyc posiwiale wlosy. Zdaniem Tuckera robil to na pamiatke czterech lat, ktore spedzil w Korpusie. Na ramionach wielkich jak klody kazal wytatuowac sobie „Semper Fi”. Obok powiewala amerykanska flaga.

Austin, ktory uwazal sie za bogobojnego chrzescijanina, nigdy nie pozwolilby sobie na takie bezecenstwo, jak gola baba.

Splunal sokiem tytoniowym na zwir alejki, pozostawiajac na nim paskudna zolta plame. Pod zakurzonymi portkami i przepocona robocza koszula, mimo upalu zapieta pod sama szyje, rysowalo sie cialo potezne jak u byka rekordzisty.

Tucker zauwazyl, ze Austin nie wyjal zadnej ze strzelb spoczywajacych na tylnym siedzeniu. Pomyslal, ze te drobna uprzejmosc goscia moze poczytac za pomyslny omen.

– Austin! – Zszedl z jednego stopnia, co bylo oznaka bardzo zdawkowej uprzejmosci.

– Longstreet! – Glos Austina przypominal skrobanie paznokciem po betonie. – Gdzie, do diabla, jest moja corka?

Bylo to ostatnie pytanie, jakiego Tucker sie spodziewal, zamrugal wiec niepewnie powiekami.

– Slucham?

– Ty bezbozny, pieprzony draniu! Gdzie, do diabla jest Edda Lou? Slyszac te krotka charakterystyke swojej osoby, Tucker poczul pewny grunt pod nogami.

– Nie widzialem Eddy Lou od przedwczoraj, czyli od naszego spotkania w barze. – Uniosl dlon, zanim Austin zdolal sie odezwac. Przynaleznosc do najpotezniejszej rodziny w okolicy miala jednak swoje dobre strony. – Mozesz sie wsciekac, ile chcesz, Austin, i spodziewam sie, ze wsciekniesz sie jak cholera, ale prawda wyglada tak, ze spalem z twoja corka. – Zaciagnal sie gleboko papierosem. – Przypuszczam, ze miales niejakie pojecie o tym, co robie, kiedy to robilem, i nie byles tym specjalnie zachwycony. Nie winie cie za to.

Wargi Austina uniosly sie, odslaniajac nierowne, zolte zeby. Przy najlepszych checiach nie mozna bylo uznac tego za usmiech.

– Powinienem obedrzec twoj swinski tylek ze skory w dniu, kiedy zaczales kolo niej weszyc.

– Moze, ale wezmy pod uwage, ze od paru ladnych lat Edda Lou jest pelnoletnia i decyduje o sobie. – Tucker zaciagnal sie po raz ostatni, obejrzal niedopalek i odrzucil go w trawe. – Austin, w tym cala rzecz, ze co sie stalo, to sie nie odstanie.

– Latwo ci powiedziec, kiedy zrobiles bekarta mojej corce.

– Przy jej pelnej wspolpracy – powiedzial Tucker, wsadzajac rece w kieszenie spodni. – Dopilnuje, zeby miala wszystko, co trzeba w ciazy, i nie bede skapil na utrzymanie dziecka.

– Gadanie. – Austin splunal. – Zawsze byles mocny w gebie, Tucker. Teraz posluchasz, co ja mam ci do powiedzenia. Sam zadbam o swoja corke i chce miec ja tutaj w tej chwili.

Tucker uniosl lekko brew.

– Myslisz, ze Edda Lou jest u mnie? Mylisz sie.

– Klamca! Cudzoloznik! – Jego glos unosil sie i opadal jak glos nawiedzonego ewangelisty z chronicznym zapaleniem krtani. – Twoja dusza jest czarna od grzechu.

– W kwestii duszy nie przecze – powiedzial Tucker ugodowo – ale Eddy Lou tutaj nie ma. Nie klamie, zreszta mozesz sam sprawdzic. Powtarzam, nie widzialem ani nie rozmawialem z nia od chwili, gdy obwiescila wielka nowine.

Austin zastanawial sie przez chwile, czy warto wtargnac do domu i wyjsc przy tym na glupca. Nie mial zamiaru zrobic z siebie idioty na uzytek Longstreeta.

– Nie ma jej tu i nie ma jej nigdzie w miescie. Powiem ci, co mysle, sukinsynu. Namowiles ja, zeby poszla do jednego z tych lekarzy mordercow i sie wyskrobala.

– W ogole z nia o tym nie rozmawialem. Jezeli zrobila cos takiego, to wpadla na ten pomysl zupelnie samodzielnie.

Niestety zapomnial, ze niedzwiedziowatosc Austina nie idzie w parze z powolnoscia. Jego slowa jeszcze nie przebrzmialy, kiedy Hatinger skoczyl naprzod, chwycil go za koszule i uniosl nad schody.

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату