Tucker zatrzymal samochod przed biurem szeryfa. Gdyby byl sam, wyczolgalby sie z wozu, jeczac glosno. Ale trojka starych balwanow, ktora siadywala pod domem noclegowym, by zuc tyton, narzekac na pogode i czyhac na plotki, tkwila juz na stanowisku. Slomkowe kapelusze zakrywaly posiwiale glowy, spalone sloncem policzki wypchane byly prymkami, sprane bawelniane koszule wilgotne od potu.

– Czesc, Tucker.

– Panie Bonny! – Longstreet skinal glowa pierwszemu mezczyznie, upewniwszy sie, ze to on jest najstarszy w tym gronie. Cala trojka przeszla w stan spoczynku przed dziesiecioma Jaty i wiodla slodkie zycie na ocienionym markiza chodniku przed domem noclegowym. – Panie Koons! Panie O'Hara!

Pete Koons, bezzebny od trzydziestu lat, zagorzaly przeciwnik sztucznej szczeki, splunal do blaszanej puszki, ktora otrzymal w prezencie od wnuczki.

– Chlopie, wygladasz jakbys sie natknal na jakas paskudna babe albo zazdrosnego meza.

Tucker usmiechnal sie z przymusem. Niewiele sekretow mialo to miasto, madry mezczyzna wybieral starannie te, ktore chcial zachowac dla siebie.

– Nie. Zagniewany tatus.

Charlie O'Hara zachichotal. Mial rozedme pluc, wyliczyl sobie, ze umrze na nia jeszcze przed nadejsciem nastepnego lata i cieszyl sie zyciem w dwojnasob.

– Austin Hatinger?

Tucker skinal glowa i O'Hara zachichotal radosnie.

– Zle nasienie. Widzialem, jak zalatwial Toby'ego Marcha. Tylko ze Toby byl czarny, wiec nie bylo rabanu. To musialo byc w szescdziesiatym dziewiatym. Poprzestawial Toby'emu zebra i poharatal twarz.

– W szescdziesiatym osmym – sprostowal Bonny, poniewaz dokladnosc wiele znaczyla w takich sprawach. – To bylo tego lata, kiedy kupilem nowy traktor, wiec pamietam. Austin powiedzial, ze Toby ukradl mu kawal sznura z szopy. Bzdura. Toby byl dobrym chlopcem i nie tknal niczego, co nie jego. Wzialem go do siebie, kiedy zebra mu sie zrosly. Nigdy nie mialem z nim klopotow.

– Austin jest zly. – Koons splunal ponownie, nie wiadomo, z koniecznosci czy dla podkreslenia swoich slow. – Pojechal do Korei zly, a wrocil jeszcze gorszy. Nigdy nie przebaczyl twojej mamie, ze wyszla za maz, kiedy on strzelal do zoltkow. Uparl sie na panne Madeline, choc Bogiem a prawda nawet na niego nie spojrzala. – Usmiechnal sie bezzebnymi wargami. – Wezmiesz go sobie na tesciunia, Tuck?

– Tego sie nie doczeka. Nie przepracowujcie sie, panowie! Zachichotali z aprobata. Tucker wyminal ich i pchnal drzwi biura szeryfa. Byla to duszna klitka wyposazona w zelazne biurko z demobilu, dwa obrotowe krzesla, odrapany bujany fotel, szafke na bron, do ktorej klucze Burke nosil przy pasku, i blyszczacy ekspres do kawy, prezent gwiazdkowy od pani Burke. Podloga upstrzona byla bialymi kropkami farby, resztkami po ostatnim malowaniu.

Za biurkiem znajdowala sie ubikacja wielkosci szafy, a dalej waski magazyn z metalowymi polkami i skladana prycza. Burke i jego zastepca sypiali na niej, kiedy trafial im sie wiezien na noc. O wiele jednak czesciej ja wykorzystywali, kiedy trzeba bylo zejsc zonom z oczu.

Tucker zastanawial sie czesto, jak Burke, syn niegdys bogatego plantatora, moze byc szczesliwy wypisujac mandaty, przerywajac bijatyki i zgarniajac pijaczkow.

Ale Burke sprawial wrazenie zadowolonego i z pracy, i ze swojego siedemnastoletniego malzenstwa z dziewczyna, ktora zaszla z nim w ciaze, kiedy oboje byli w szkole sredniej. Nosil odznake szeryfa bez ostentacji i byl wystarczajaco uprzejmy, by zachowac popularnosc w Innocence, gdzie ludzie nie lubia sluchac, czego nie wolno im robic.

Tucker zastal Burke'a za biurkiem, przegladajacego jakies papiery. Sufitowy wentylator beltal zawiesine z dymu i stechlego powietrza nad jego glowa.

– Burke!

– Czesc, Tuck! Gdzie sie po… – urwal ujrzawszy opuchnieta twarz Tuckera. – Niech mnie diabli, na co ty sie nadziales?

Tucker usmiechnal sie krzywo, co okazalo sie bledem.

– Na piesci Austina.

Burke pokazal zeby w usmiechu.

– Jak on wyglada?

– Della twierdzi, ze gorzej. Bylem zbyt zajety utrzymywaniem wnetrznosci na miejscu, zeby to sprawdzic.

– Pewnie nie chciala zranic twoich uczuc. Tuck osunal sie ostroznie na obrotowe krzeslo.

– Calkiem mozliwe. Nie sadze jednak, zeby cala ta krew na koszuli wyciekla ze mnie. Przynajmniej mam taka nadzieje.

– Edda Lou?

– Aha. – Tucker wsunal ostroznie palce pod okulary i dotknal opuchnietej powieki. – Jego zdaniem zbrukalem biala dziewicza lilie, ktora nigdy przedtem nie widziala kutasa.

– Cholera!

– Z ust mi to wyjales. – Tucker ustrzegl sie przed nastepnym bledem, jakim byloby wzruszenie ramion. – Rzecz w tym, ze ona ma dwadziescia piec lat, a ja spalem z nia, a nie z jej staruszkiem.

– Milo mi to slyszec.

Po obrzmialych wargach Tuckera przemknal usmiech.

– Mama Eddy Lou zamyka pewnie oczy i zanosi modly do Boga za kazdym razem, gdy mezus postanowi sie spuscic. – Tucker spowaznial nagle Obraz Austina kopulujacego ze swa krucha, zastraszona zona byl zbyt przykry, zeby sie nad nim dluzej rozwodzic. – Widzisz, Burke, nie wiem, jak mam postapic. – Wypuscil ze swistem powietrze, zrozumiawszy, ze istnieje wiecej niz jeden powod, dla ktorego przyjechal dzisiaj do miasta. – Miedzy toba a Susie sprawy sie jakos ulozyly.

– Aha… – Burke wyciagnal chesterfieldy, wydlubal papierosa i przesunal paczke w strone Tuckera. – Bylismy za mlodzi i za glupi, zeby przypuszczac, iz moga sie nie ulozyc. – Popatrzyl, jak Tucker obcina koniuszek papierosa. – I kochalem ja. Wariacko. I nadal kocham. – Rzucil Tuckerowi zapalki. – Ale latwo nie bylo. Marvella urodzila sie jeszcze przed matura, przez dwa lata musielismy mieszkac u moich rodzicow, zanim moglismy sobie pozwolic na wlasny kat. A potem urodzil sie Tommy. – Pokiwal glowa, wydmuchujac dym. – Trojka dzieci w piec lat.

– Trzeba bylo trzymac rozporek zapiety. Burke pokazal mu zeby w usmiechu.

– To dotyczy rowniez ciebie.

– Sprawa wyglada tak; nie kocham Eddy Lou ani wariacko, ani w zaden inny sposob i wiem, ze mam wobec niej obowiazki. Ale nie moge sie z nia ozenic, Burke. Po prostu nie moge.

Burke strzasnal popiol do metalowej popielniczki, ktora kiedys byla niebieska, a teraz przybrala kolor sadzy.

– Bylbys idiota, gdybys to zrobil. – Odchrzaknal. Temat byl sliski. – Susie twierdzi, ze Edda od tygodni rozpowiadala, ze zamieszka w wielkim domu ze sluzacymi. Susie mowi, ze nie przywiazywala do tego wagi, ale inni, owszem. Zdaje sie, ze ta dziewczyna postanowila zamieszkac w Sweetwater.

Byl do cios dla meskiej dumy Tuckera Longstreeta i ulaskawienie dla jego sumienia. Wiec Eddzie Lou wcale nie chodzilo o niego! Chodzilo jej o Sweetwater. Ale przeciez musiala zdawac sobie sprawe, ze predzej czy pozniej on sie o tym dowie.

– Przyszedlem ci powiedziec, ze nie moge sie z nia skontaktowac od tamtego popoludnia w restauracji. Austin napadl na mnie, bo myslal, ze chowam ja u siebie w domu. Pokazala sie w miescie?

Powoli Burke zdusil papierosa w popielniczce.

– Nie przypominam sobie, zebym ja ostatnio widzial.

– Prawdopodobnie zaszyla sie u jakiejs kolezanki. – Czepial sie uporczywie tej mysli. – Chodzi o to. Burke, ze od czasu, kiedy znalezlismy Francie…

– Aha – Burke poczul skurcz zoladka.

– Odkryles cos? O niej albo o Arnette?

– Nic. – Na mysl o porazce fala krwi naplynela mu do twarzy. – Sprawe przejal szeryf okregowy. Wspolpracowalem z lekarzem i chlopcami z policji stanowej, nie maja nic konkretnego. Jakas kobieta zostala zaszlachtowana w Nashville w zeszlym miesiacu. Jezeli znajda powiazanie, sprawe przejmie FBI.

– Nie chrzan!

Burke skinal tylko glowa. Nie podobala mu sie mysl o policjantach federalnych weszacych w jego miasteczku,

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату