Swiateczny weekend pokrzyzowal plany agenta specjalnego. Nie kazdy byl tak oddany sprawie tepienia przestepstw jak Matthew Burns.

– Bede mial nakaz w przeciagu dwudziestu czterech godzin.

– Swietnie. A na razie – pieprz sie. Idziemy do domu, Dwayne.

– Panie Longstreet. – Burns wstal. – Radze nie myslec o opuszczeniu miasta. Rzad federalny ma bardzo dlugie ramie.

– Musze sie napic.

– Musisz zachowac jasny umysl. – Tucker rozpedzil samochod Josie do stu dwudziestu na godzine. – Chwilowo zapomnij o alkoholu, Dwayne. – Oderwal wzrok od szosy, by rzucic bratu ostrzegawcze spojrzenie. – Ugrzezlismy i, dopoki nie wydostaniemy sie z tego bagna, masz nie pic, zrozumiano?

– Mysla, ze ja to zrobilem. – Dwayne tarl dlonmi twarz jakby chcial zedrzec sobie skore. – Mysla, ze zabilem te wszystkie kobiety. Nawet te, ktorej nigdy nie widzialem. Wygladala jak Sissy. Chryste, naprawde wygladala jak Sissy.

– Zadzwonimy do naszego adwokata – powiedzial Tucker spokojnie, choc jego palce zacisnely sie na kierownicy. – A ty bedziesz myslal. Bedziesz myslal, dopoki nie przypomnisz sobie, gdzie i z kim byles w czasie, gdy zamordowano Arnette, Francie i Edde Lou. Wystarczy jedna. Ktorejs z tej nocy musiales byc z kims. Wtedy nie beda mieli podstaw. Wiedza, ze morderca jest jeden. Przypomnij sobie!

– Myslisz, ze nie chce? Ze nie probuje?! – Dwayne uderzyl piescia w tablice rozdzielcza. – Cholera, nie wiesz, jak to jest kiedy czlowiek zacznie pic. Zapominam, urywa mi sie film, wylaczam sie! – Jeczac wsadzil sobie glowe miedzy kolana. – Urywa mi sie film, Tuck. O, Boze, nie panuje wtedy nad soba. Moglem to zrobic. – Przerazony zacisnal powieki. – Jezu, pomoz mi, moglem je pozabijac i nawet o tym nie wiedziec.

– Bzdura!

Tucker zjechal na pobocze. Dwayne otworzyl zalzawione oczy, kiedy samochod zahamowal. Patrzyl tepo przed siebie. Patrzyl i patrzyl, az Tucker szarpnal go za ramie.

– Cholerna bzdura i nie chce o tym wiecej slyszec. – Pchnal Dwayne'a na fotel i przyblizyl twarz do jego twarzy. – Nikogo nie zabiles. Masz to sobie wbic do glowy. Chyba wiem, kto jest morderca.

Dwayne przelknal sline. Glowa wirowala mu w tym samym rytmie co zoladek, ale probowal uczepic sie tego jednego zdania.

– Wiesz?

– Powiedzialem: chyba. Zbadam to, jak tylko zadzwonimy do adwokata. – Nadal trzymal Dwayne'a za koszule. – Posluchaj mnie. Nie pozwole ci wejsc do domu i zdenerwowac wszystkich glupim gadaniem. Trzymaj jezyk za zebami. Nie pisniesz slowa, dopoki wszystko sie nie wyjasni. Nasz stary byl niezlym popaprancem i zafajdal sobie zycie, ale jednego nas nauczyl; czujemy odpowiedzialnosc wobec rodziny. Trzymamy sie razem, Dwayne.

– Wobec rodziny – powtorzyl Dwayne. – Nie zawiode cie. Tucker.

– W porzadku. – Puscil Dwayne'a i siedzial przez chwile spokojnie, liczac na to, ze zoladek wroci mu na swoje miejsce. – Pokazemy temu jankeskiemu skurwielowi, co potrafia Longstreetowie. Zadzwonie do gubernatora. To powinno spowolnic Burnsa. Ciekawe, jak predko dostanie ten swoj pierdolony nakaz!

– Chce do domu. – Dwayne zamknal oczy, kiedy Tucker uruchomil samochod. – Wszystko bedzie dobrze, jezeli dostane sie do domu.

Pare minut pozniej wjechali w brame Sweetwater.

– Powiedz im, ze Burns zadal ci kupe idiotycznych pytan – doradzil Tucker. – Nie mow nic o Sissy ani o tej historii w Nashville.

– Tak. – Dwayne gapil sie na dom, bialy, smukly i uroczy w porannym sloncu. – Zalatwie to, Tucker. Wszystko zalatwie, jak kiedys.

– Tym razem zostaw to mnie.

Kiedy Tucker zajechal pod dom, w drzwiach ukazala sie Josie. Byla jeszcze w szlafroku, a wlosy opadaly jej na ramiona. Tuckerowi wystarczyl rzut oka, by ocenic jej nastroj jako niebezpieczny. Zeszla ze stopni, uderzajac szczotka w otwarta dlon.

– Zdaje sie, ze bede musiala zaczac zamykac samochod, a kluczyki chowac w sypialni.

Wzruszywszy ramionami. Tucker wyjal kluczyki ze stacyjki i rzucil Josie.

– Mialem cos do zalatwienia w miescie, a ty spalas.

– Nie wiem, czy pan zauwazyl, panie Longstreet, ze na karcie rejestracyjnej tego wozu figuruje moje nazwisko. Bylabym wdzieczna, gdybys nie dysponowal nim jak wlasnym. – Wycelowala w niego szczotka jak pistoletem. – Uprzejmosc wymaga zapytac, kiedy korzysta sie z cudzej wlasnosci.

– Spalas.

Mrugajac rzesami rozejrzala sie po podjezdzie.

– Stoja tu inne wozy, nie tylko moj.

– Twoj byl pierwszy z brzegu. – Stlumil gniew i sprobowal sie usmiechnac. – Nie ma co, wstalas dzisiaj lewa noga, zlotko.

Rozesmiala sie wyniosle.

– Proponowalabym, zebys postaral sie o zastepczy srodek lokomocji, zanim naprawia ci twoja zabawke.

– Tak. psze pani. – Pocalowal ja w policzek. – Jakbym slyszal mame. Josie parsknela i odsunela sie o krok.

– Na co sie gapisz, Dwayne? – Odruchowo przeczesala wlosy. – Rany, kochanie, wygladasz strasznie. Co robiliscie tak rano?

– Mielismy cos do zalatwienia w miescie – powtorzyl Tucker, zanim Dwayne otworzyl usta. – Idziesz na parade?

– Oczywiscie, ze ide. Longstreetowie nigdy nie opuscili niepodleglosciowej parady. Dwayne, jestes kompletnie zielony.

– Nie doszedl jeszcze do siebie po festynie.

– Ach! – Zatroskana, ujela go natychmiast pod reke. – Idz do kuchni i kaz Delii zrobic sobie cos do jedzenia. Kuzynka Lulu nie powinna namawiac cie na te karuzele.

– Wszystko dobrze. – Dwayne otoczyl ja ramieniem i przytulil. – Josie, wszystko bedzie dobrze.

– Oczywiscie, zlotko. – Poklepala go po plecach. – Mamy sliczny dzien na parade. No idz, zebym mogla sie umalowac. – Pchnela go w strone drzwi i gestem zatrzymala Tuckera. Zapomniala, ze sie na niego gniewa. – Co sie stalo Dwayne'owi?

– Przesluchiwali go dzisiaj rano. Oczy blysnely jej zlowrogo.

– Dwayne'a?

– Przyjdzie kolej na nas wszystkich. Procedura. Znowu zaczela uderzac szczotka o wnetrze dloni.

– Chyba bede musiala przywolac Matthewa Burnsa do porzadku.

– Daj spokoj, Josie. Nie ma sie czym przejmowac. Dwayne wroci do normy.

– No dobrze, ale bede go miala na oku. – Wrzucila kluczyki do kieszeni szlafroka i ruszyla w strone drzwi. – A nastepnym razem, spytaj, slyszysz? – W drzwiach minela sie z Caroline. – Miej sie na bacznosci, to lotr.

– Wiem. – Caroline stanela na werandzie i okrecila sie wolno. Jej bladoniebieska sukienka zawirowala, po czym opadla lagodnie wokol nog.

Tucker stanal w polowie schodow i ujal ja za reke. Sukienka miala koronki przy staniku, a z tylu rozciecie do pasa.

– Wygladasz jak z obrazka.

– Slyszalam, ze po paradzie wybieram sie na piknik.

– To prawda. – Wtulil usta we wnetrze jej dloni i pozostal tak przez chwile. Mowia, ze czlowiek nie wie, co ma, dopoki tego nie utraci. Tucker odkryl inna prawde. Czlowiek nie wie, czego mu brakowalo, dopoki tego nie odnajdzie.

– Caroline?

Odwrocila dlon i ich palce sie splotly.

– Tak?

– Musze ci powiedziec wiele rzeczy. – Wszedl stopien wyzej, zeby ich usta znalazly sie na tym samym poziomie. – I mam cholerna nadzieje, ze jestes gotowa mnie wysluchac. Teraz musze cos zalatwic. Czy moglabys pojechac na parade z Delia? Dolacze do was.

– Moge poczekac.

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату