W milczacym zachwycie Caroline gapila sie na mlodych uczestnikow konkursu jedzenia ciast, ktorzy z twarzami upackanymi jagodami pochlaniali wypieki przy akompaniamencie dzikiego wrzasku kibicow. Ciasta znikaly, a na ich miejsce pojawialy sie nowe blyszczace foremki. Okrzyki zachety i porady gastronomiczne mieszaly sie z jekami tych, ktorzy dali za wygrana.

– Patrz na Cyra! – Caroline przycisnela wspolczujaco dlon do zoladka. – Zjadl chyba z tuzin.

– Dziewiec i pol – uscislil Tucker. – I wyszedl na prowadzenie. No, dalej, chlopie! Nie zuj! Lykaj w calosci!

– Nie wiem, jak on oddycha – mruknela Caroline, kiedy Cyr zagrzebal twarz w foremce numer dziesiec. – Pochoruje sie.

– Oczywiscie. To czesc zabawy. Cyr! Nie zwalniaj! Zlapal wlasciwy rytm – zwrocil sie do Caroline. – Nie pakuje calej twarzy, liczac na to, ze jakos to bedzie, ma opracowana metode, dziala systematycznie od zewnatrz ku srodkowi.

Nie miala pojecia, skad Tucker to wie, ona widziala tylko chlopca zagrzebanego po szyje w jagodach. Powiedziala sobie, ze to glupia gra, niehigieniczna i malo twarzowa. Ale drzala od stop do glowy z podniecenia, podskakiwala i wymachiwala rekoma.

– Dalej, Cyr! Lyknij to w calosci! Naprzod! Pokaz im, gdzie raki zimuja! Patrz! Zaczyna dwunaste. O, Jezu, zatchnie sie. Tylko… – Spojrzala na Tuckera i zobaczyla, ze szczerzy do niej zeby. – Co?

– Szaleje za toba. – Calowal ja, kiedy Cyr, zielonkawy pod powloka jagod, zostal ogloszony zwyciezca. – Wpadlem jak sliwka w kompot.

– To dobrze. – Przesunela dlonia po jego policzku. – To bardzo dobrze. Chyba powinnam pojsc i pomoc zwyciezcy zeskrobac sok z twarzy.

– Niech sobie znajdzie wlasna dziewczyne – zdecydowal Tucker i pociagnal ja za soba.

Na parkingu przed kosciolem luteranskim odbywal sie konkurs strzelecki. McGreedy dostarczyl butelki po piwie, sklep „Przyjaciel Mysliwego” – amunicje. Bylo juz po eliminacjach wstepnych i czesc zawodnikow jak niepyszna wycofala sie w szeregi widzow.

Tucker z zadowoleniem stwierdzil, ze Dwayne przygotowuje sie do drugiej rundy. Namowienie brata na udzial w zabawie kosztowalo go sporo wysilku. Chcial uniknac plotek, jak dlugo to mozliwe. Chcial, by Dwayne zachowywal sie normalnie. Byl to, wedlug Tuckera, najlepszy dowod niewinnosci.

– Josie tez bierze udzial – zauwazyla Caroline.

– Strzelamy do dziecka. Stary Beau juz o to zadbal.

– A ty? Nie kusi cie pierwsza nagroda w postaci wedzonej szynki i niebieskiej wstazeczki.

Wzruszyl ramionami.

– Nie lubie broni. O, jest Susie. – Odczekal, az rozbije trzy butelki trzema strzalami. – Ma celna reke. Dobrze, ze wyszla za szeryfa. Inaczej moglaby robic napady na bank.

– Kuzynka Lulu! – Zaniepokojona Caroline polozyla reke na ramieniu Tuckera. Lulu wkroczyla miedzy uczestnikow z para coltow przypasanych do koscistych bioder. – Naprawde uwazasz, ze powinna… – Urwala, kiedy starsza pani dobyla broni. Trzy butelki rozprysly sie niemal w tej samej sekundzie. – O, rany!

– Potrafi posluzyc sie wszystkim od dwudziestkidwojki po AK – 47. – Patrzyl, ubawiony, jak Lulu okreca colta na palcu i wsuwa do kabury. – Ale jezeli poprosi cie, zebys stanela z jablkiem na glowie, radze odmowic. Nie jest juz taka mloda jak kiedys.

Lulu wyeliminowala Susie i bardzo zirytowanego Willy'ego Shivera. Tlum wrocil na glowna ulice w oczekiwaniu na bieg.

– Nie pobiegniesz? – Caroline wziela z rak Tuckera butelke zimnej coli. Tucker zapalil papierosa i pstryknieciem odrzucil zapalke.

– Kochanie, dlaczego mialbym biec, zeby przeniesc sie z jednego miejsca na drugie?

– Faktycznie. – Usmiechnela sie do siebie. – Nie wiem, co mi strzelilo do glowy. – Oparla sie o niego z westchnieniem, kiedy biegacze zajeli miejsca. – A wiec, nie bierzesz udzialu w konkursach?

– No, w jednym biore.

Zadarla glowe, zeby na niego spojrzec.

– W ktorym?

– Zobaczysz.

Wysmarowane tluszczem swinie? Myslala, ze pojela ducha imprezy, ale kiedy stanela przy zaimprowizowanym wybiegu i uslyszala kwik nierogacizny, zrozumiala, ze przed nia jeszcze dluga droga.

Tucker uchylil sie od jedzenia ciast, nie chcial strzelac i ziewnal na propozycje biegania. A teraz stal na wybiegu rozebrany do pasa i czekal na sygnal, by zaczac lapac wysmarowana smalcem swinie.

Caroline pochylila sie nad Cyrem.

– Jak sie czujesz?

– Swietnie – zapewnil ja. – Wiekszosc zrzucilem, a reszta ma sie dobrze. – Wskazal na niebieska wstazeczke przypieta do bawelnianej koszuli. – Pan Tucker wygra.

– Doprawdy?

– Zawsze wygrywa. Potrafi sie ruszac naprawde szybko, jak mu sie chce. Ruszaja!

Krzyki i wybuchy smiechu widzow mieszaly sie z kwiczeniem swin i przeklenstwami scigajacych je mezczyzn. Zeby utrudnic poscig, zalano wybieg woda. Mezczyzni slizgali sie i babrali w blocie, ladujac w najdziwniejszych pozycjach. Swinie wyrywaly im sie z rak.

– Dlaczego nie mam z soba aparatu? – Caroline wyla ze smiechu, patrzac na Tuckera, ktory przebyl poslizgiem pol zagrody. Skrecil sie jak waz, kiedy swinia przebiegla mu po nogach, ale wstal z pustymi rekoma.

– Ten doktorek z FBI jest dobry! – Cyr wydal okrzyk radosci, kiedy Tucker chwycil swinie za tylna noge. – Bylby ja zlapal, gdyby Bobby Lee na niego nie wpadl. O, pan Tucker namierza te wielka. Dalej, panie Tucker!

– Interesujacy konkurs – powiedzial Burns przystajac przy nich. – Zdaje sie, ze poswieca sie tu godnosc dla ekscytacji polowania.

Caroline rzucilaby mu niecierpliwe spojrzenie, ale nie chciala stracic ani sekundy widowiska.

– Widze, ze ty zachowujesz godnosc.

– Nie widze sensu w taplaniu sie w blocie i sciganiu swin.

– Oczywiscie, ze nie. To sie nazywa zabawa.

– Tak, zgadzam sie z toba. Nigdy nie bylem tak ubawiony. – Spojrzal na Tuckera, ktory lezal akurat twarza w blocie. – Longstreet znajduje sie w swoim zywiole, nie sadzisz?

– Powiem ci, co sadze… – zaczela, ale Cyr chwycil ja za ramie.

– Niech pani patrzy! Ma ja! Ma ja, panno Caroline!

Umazany blotem i smalcem Tucker trzymal nad glowa wyrywajaca sie swinie. Kiedy usmiechnal sie do Caroline, pozalowala, ze nie ma tuzina roz, ktore moglaby rzucic mu pod nogi. Zaden matador nie wygladal nigdy tak czarujaco.

– Zwyciezca bierze wszystko – zacytowal Burns. – Powiedz mi, czy bedziesz mogl zatrzymac swinie?

Caroline wepchnela sobie jezyk pod policzek.

– Jakze by inaczej, zlotko. Swinia jego az do swiniobicia. A teraz musze cie przeprosic. Chcialabym pogratulowac zwyciezcy.

– Jedna chwileczke. – Zastapil jej droge. – Czy nadal mieszkasz w Sweetwater?

– Tak.

– Radzilbym zmienic lokum. Nierozsadnie jest spac pod jednym dachem z morderca.

– O czym ty mowisz?

Burns spojrzal na Dwayne'a i Tuckera, ktorzy splukiwali bloto piwem.

– Moze powinnas zapytac swojego gospodarza. Powiem ci tylko, ze jutro dokonam aresztowania i Longstreetowie straca powod do smiechu. Milego dnia.

Bez slowa Caroline wyminela agenta Burnsa, pociagajac za soba Cyra.

– Co to znaczy, panno Caroline?

– Nie wiem, ale zaraz sie dowiem. – Zanim przebila sie przez tlum, Tuckera juz nie bylo. – Gdzie on sie podzial?

– Poszedl pewnie do McGreedy'ego opic swinie. Zaraz wszyscy zaczna sie zbierac na piknik do Sweetwater.

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату