– Tak. Ale ciesze sie, ze mi o tym sam powiedziales.

– Pieprz sie.

Burke chwycil go za przod koszuli.

– Posluchaj mnie. Nie podoba mi sie to, co musze zrobic. To jest jednak nic, zupelnie nic, w porownaniu z tym, co zrobi FBI, kiedy tu zjedzie. Mamy trzy zamordowane kobiety, pokrajane na plasterki. Edda Lou grozi ci publicznie, a dwa dni pozniej zostaje znaleziona martwa. Mam swiadka, ktory widzial cie na miejscu zbrodni, moze na pare godzin przed jej dokonaniem.

Tucker poczul pierwsze lizniecie strachu.

– Wiesz, ze chodzilem nad staw McNairow setki razy. Podobnie jak ty. – Odepchnal rece Burke'a. – Fakt, ze bylem wkurwiony na Edde Lou, nie czyni ze mnie mordercy. Co z Arnette, z Francie?

Burke zacisnal szczeki.

– Umawiales sie z nimi, z wszystkimi trzema.

– Jezu, Burke! – Tym razem slowa Burke'a nie wywolaly gniewu, lecz wstrzas. Tucker usiadl, powoli, macajac za soba reka. – To niemozliwe, zebys w to wierzyl. Po prostu niemozliwe.

– To, w co wierze, nie ma nic wspolnego z pytaniami, ktore musze ci zadac. Musze wiedziec, gdzie byles przedwczorajszej nocy.

– No coz, zgrywal sie do czysta. W remika. – Josie podeszla do nich wolno. Byla blada, ale jej oczy patrzyly twardo. – Przesluchujesz mojego brata, Burke? Zaskakujesz mnie. – Weszla miedzy nich i polozyla dlon na ramieniu Tuckera.

– Mam zadanie do wykonania, Josie.

– Wiec bierz sie do roboty. Dlaczego nie szukasz kogos, kto nienawidzi kobiet, zamiast czepiac sie faceta, ktory darzy je taka sympatia jak Tucker.

Tucker nakryl reka jej dlon.

– Myslalem, ze jestes z Caroline.

– Susie i Marvella z nia zostaly. – Wzruszyla ramionami. – Zebralo sie tam ciut za duzo kobiet jak na moj gust. Zreszta ona swietnie sobie radzi bez nich. Moze pojechalbys do domu, Burke, i sprawdzil, czy twoi chlopcy nie rozniesli chalupy na strzepy.

Zignorowal i te sugestie, i gniewne blyski w oczach Josie.

– Wiec gralas z Tuckerem w karty.

– To chyba nie jest karalne? – Wyjela Tuckerowi papierosa z reki i zaciagnela sie dymem. – Skonczylismy o drugiej, moze wpol do trzeciej. Tucker troche sobie popil i przegral trzydziesci osiem dolarow.

– To swietnie – Burke niemal ochrypl z nadmiaru ulgi. – Przykro mi, ze musialem o to spytac, ale kiedy zjada tu federalni, z nimi tez bedziesz musial rozmawiac. Pomyslalem, ze ten pierwszy raz ze mna bedzie latwiejszy.

– Nie byl. – Tucker wstal. – Co z nia zrobicie?

– Zabierzemy do zakladu pogrzebowego Palmera, przynajmniej na te noc, dopoki nie przyjada federalni. – Wepchnal notatnik z powrotem do kieszeni. – Schodz Austinowi z drogi, jak dlugo sie da.

Tucker pomacal sie mimochodem po zebrach.

– Tym nie musisz sie martwic. – Usmiechnal sie kwasno. Nieszczesliwy, speszony Burke gapil sie na trzy rododendrony.

– Pojde juz. Dobrze by bylo, gdybys wpadl jutro do mnie do biura i porozmawial z federalnymi.

– Jasne. – Tucker odetchnal gleboko, kiedy Burke oddalil sie o pare krokow. – Hej! – zawolal za nim.

Burke obejrzal sie i Tucker usmiechnal sie polgebkiem.

– Co powiesz na to piwo?

– Dzieki, ale lepiej bedzie, jak zajrze do moich dzieciakow – powiedzial Burke z ulga.

– Jestem chorym czlowiekiem, Tucker – stwierdzila Josie z westchnieniem. – Facet wkurwil mnie maksymalnie, ale nadal chce wskoczyc mu w spodnie.

Tucker rozesmial sie krotko i oparl policzek o czubek jej glowy.

– Co za refleks, kochanie. Slynny refleks Longstreetow. – Otoczywszy ja ramieniem, poprowadzil w strone domu. – Josie, nie zebym chcial podwazac twoja wiarygodnosc, ale od tygodni nie gralismy w remika.

– Naprawde? – Wypchnela policzek jezykiem. – No wiesz, dni sa takie podobne do siebie, czlowiekowi ciezko sie polapac. – Odchylila sie w tyl, zeby spojrzec mu w twarz. – Dzieki temu wszystko wydaje sie prostsze.

– Moze. – Ostroznie ujal jej twarz w swoje dlonie. Potrafil zajrzec w dusze czlowieka, jezeli bardzo tego chcial. Teraz chcial zajrzec w dusze Josie. – Nie myslisz, ze to ja ja zabilem.

– Skarbie zloty, spedzilam z toba niemal cale zycie i wiem, ze odchorowujesz smierc kazdego komara. Masz za duzo serca, nawet wtedy gdy miota toba zlosc. – Ucalowala go w oba policzki. – Wiem, ze nikogo nie zabiles. 1 jezeli to ma nam pomoc, dlaczego nie powiedziec, ze gralismy tej nocy w karty? Kiedys przeciez gralismy.

Tucker zawahal sie. W rozumowaniu Josie dostrzegal jednak pewne luki. Potem wzruszyl ramionami. Klamstwo bylo bardziej prawdopodobne niz prawda, ktora wygladala tak, ze zasnal w lozku, czytajac Keatsa.

Co powiedzieliby chlopaki w „Chat'N Chew” na wiesc, ze czyta poezje. w dodatku dobrowolnie?!

1 kto by w to uwierzyl?

ROZDZIAL PIATY

Wiesc o zamordowaniu Eddy Lou Hatinger rozniosla sie jak ogien w suchym lesie, obiegla rozlewiska, rynek i farmy, przetoczyla sie przez Market Street, i dalej, az do Hog Maw Road, gdzie Happy Fuller omawiala wydarzenie ze swoja droga przyjaciolka i partnerka do gry w bingo, Birdie Shays.

– Henry nie chce o tym rozmawiac – powiedziala Birdie wachlujac sie papierowym wachlarzem z napisem „Kosciol Odkupienia”. – Burke Truesdale zadzwonil po niego gdzies kolo drugiej, a wrocil dobrze po piatej. – Srogooki Jezus na wachlarzu migal coraz predzej w jej dloni. – Wrocil do domu blady i spocony, powiedzial, ze Edda Lou Hatinger nie zyje i zebym odwolala wszystkie wieczorne wizyty. Powiedzial, ze zostala zamordowana tak samo jak Arnette i Francie i ze nie wydusze z niego ani slowa wiecej na ten temat.

– Bog nas kocha. – Happy omiotla wzrokiem swoje schludne podworko, wystawiajac sie na podmuchy wachlarza Birdie. – Ku czemu zmierza ten swiat? Kobieta nie moze juz wyjsc na ulice.

– Zajrzalam do „Chew'N Chat”. – Bertie skinela znaczaco glowa. Wylakierowane wlosy, ktore Earleen Renfrew farbowala jej co szesc tygodni na sarni braz, staly na jej glowie jak druty, a sztywne fale okalaly skronie niby dwa znaki zapytania. – Mowia, ze Burke zadzwonil nie tylko po FBI, ale i po Gwardie Narodowa.

– Gadanie! – Happy prychnela pogardliwie. Lubila Birdie, bardzo lubila, ale nie przymykala oczu na jej wady. Birdie wykazywala duza naiwnosc, ceche, ktora zajmowala druga pozycje, tuz za lenistwem, na Prywatnej liscie Happy „dziesieciu grzechow glownych”. – Mamy tu morderce maniaka, a nie zamieszki, Birdie. Nie sadze, zebysmy ujrzeli zolnierzy maszerujacych Market Street. FBI nie wykluczam. Spodziewam sie nawet, ze zechca porozmawiac z moim chlopcem. Znalazl przeciez w lutym biedna Arnette.

Na jej przystojnej twarzy pojawil sie wyraz glebokiej zadumy. Mogla wybaczyc Bobby'emu Lee urwanie sie z lekcji oraz to, ze o maly wlos znowu nie zawalil roku, ale trudno jej bylo wyrzec sie statusu matki czlowieka, ktory znalazl pierwsze cialo.

– Bobby Lee nie otrzasnal sie jeszcze – wtracila Birdie. – Widac to po jego oczach. Zaledwie dzis rano, kiedy tankowal mi do pelna, pomyslalam sobie: „Bobby Le nigdy juz nie bedzie ten sam”.

– Koszmary dreczyly go przez wiele tygodni – powiedziala Happy z ledwo wyczuwalna nutka dumy w glosie.

– Zupelnie naturalne. Wiem, ze Henry jest zalamany. I cos ci powiem. Happy, to jest troche niepokojace. Boze, przeciez mogla to byc moja slodka Carolanne – nie, zeby miala czas wloczyc sie po chaszczach. Z mezem i dwojka dzieci na glowie! Ale doprawdy, trudno sie nie martwic. Jest jeszcze twoja Darleen, badz co badz najlepsza przyjaciolka Eddy Lou. Mowie ci, nie moge o tym myslec spokojnie.

– Musze chyba zadzwonic do Darleen, sprawdzic, jak ona to przyjela. – Happy westchnela ciezko. Kamien spadl jej z serca, kiedy Darleen poslubila Juniora Talbota i zamieszkala w miasteczku z mezem i malutkim dzieckiem. Ale wiedziala, ze nieokielznana natura Darleen znow daje o sobie znac. – Musimy zwolac panie, Birdie,

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату