– Nie, ale jestes moja jedyna corka. I chce, zebys do mnie zadzwonila, jezeli bedziesz w domu pozniej niz o piatej trzydziesci.
– Zadzwonie.
– I powiedz temu Bobby'emu Lee, ze koniec z parkowaniem na Dog Street Road. Jezeli juz musicie sie migdalic, robcie to u nas w salonie.
– Mamo! – Rumieniec zalal szyje Marvelli i wspial sie wolno na policzki.
– Jezeli mu sama nie powiesz, ja to zrobie. – Ucalowala nadete usta Marvelli. – No, biegnij.
Marvella usmiechnela sie do Caroline.
– Niech pani nie pozwoli sie sterroryzowac, panno Waverly. Kiedy juz raz zacznie, trudno ja powstrzymac.
– Impertynentka – zachichotala Susie, kiedy drzwi zamknely sie za jej corka. – Trudno mi uwierzyc, ze jest juz dorosla.
– To urocza dziewczyna.
– Przyznaje. Przy tym jest uparta jak mul i doskonale wie, czego chce. Chce Bobby'ego Lee Fullera od dobrych dwoch lat, wiec przypuszczam, ze go w koncu dostanie. – Usmiechnela sie lobuzersko i podniosla filizanke z wystygla kawa. – Kiedy juz namierzylam sobie Burke'a, biedak nie mial zadnych szans. Ona jest taka sama. Mimo to martwimy sie, bo dzieci zawsze wydaja sie mlodsze, niz my bylismy w ich wieku. – Spojrzala niechetni talerz Caroline. – Niewiele zjadlas.
– Przepraszam – Caroline przelknela z trudem nastepny kes. – Ale to wszystko jest takie dziwne. Nawet nie znalam tej dziewczyny, a przeraza mnie sama mysl o niej. – Zrezygnowana, odsunela talerz. – Susie, nie chcialam pytac przez Marvelli, ale chyba nie wszystko zrozumialam. Ta dziewczyna w stawie jest trzecia ofiara?
– Od lutego – potwierdzila Susie. – Wszystkie trzy zadzgane nozem.
– Boze!
– Burke niewiele mowi, ale wiem, ze to paskudna sprawa, naprawde paskudna. Okaleczenie czy cos w tym rodzaju. – Wstala, zeby posprzatac ze stolu. – Przeraza mnie to jako matke, jako kobiete. 1 martwie sie o Burke'a. Odbiera to wszystko zbyt osobiscie, jakby ponosil tu jakas wine. Bog jeden wie, ze nikt nie byl przygotowany na cos takiego, ale Burke uwaza, ze powinien temu zapobiec.
Uwazal rowniez, ze jego obowiazkiem bylo powstrzymac ojca przed zalozeniem sobie petli na szyje, przypomniala sobie.
Caroline napelnila zlew woda i dolala plynu do mycia naczyn.
– Ma jakis podejrzanych?
– Nawet jezeli ma, nic na ten temat nie mowi. Z Arnette wygladalo to na robote jakiegos wloczegi. No wiesz, kiedy miasteczko liczy osiemset. dziewiecset osob, znasz mniej wiecej wszystkich. Wydawalo sie niemozliwe, zeby zrobil to ktos z nas. Potem, kiedy Francie zostala zamordowana w ten sam sposob, ludzie zaczeli sie sobie nawzajem przygladac. Ale nawet wtedy nikt nie wierzyl, zeby to mogl byc sasiad albo znajomy. Teraz…
– Teraz musicie szukac miedzy soba.
– I robimy to. – Susie wziela recznik do naczyn, a Caroline zaczela zmywac. – Choc ja osobiscie uwazam, ze to jakis maniak ukrywajacy sie na bagnach.
Caroline wyjrzala przez okno w strone drzew. Drzew, ktore dzis rosly jakby blizej domu.
– Ladna mi pociecha.
– Nie chce cie straszyc, ale poniewaz mieszkasz tu sama, powinnas zachowac ostroznosc.
Caroline zacisnela usta.
– Slyszalam, ze Tucker Longstreet i Edda Lou poklocili sie. Ze ona naciskala go o slub.
– Przynajmniej probowala. – Susie wytarla talerz do sucha, potem rozesmiala sie. – Boze, nie znasz Tuckera, inaczej nie mialabys takiej miny. Smiac mi sie chce na sama mysl, ze Tucker moglby kogos zabic. Przede wszystkim wymagaloby to zbyt duzo wysilku i nakladu emocji. Nie trwoni swoich sil, a co do uczuc, prawie jest ich pozbawiony.
Caroline przypomniala sobie wyraz twarzy Tuckera, kiedy spotkali sie nad stawem. Trudno byloby powiedziec, ze nie zdradzal duzego wzburzenia.
Sprawial raczej wrazenie kogos, kto ma klopoty z nadmiarem doznan.
– A jednak…
– Przypuszczam, ze Burke bedzie musial z nim porozmawiac – przyznala Susie. – Nie przyjdzie mu to latwo. Sa sobie bliscy jak bracia. Wszyscy chodzilismy razem do szkoly – ciagnela pucujac talerze. – Tucker i Dwayne, brat Tuckera, Burke i ja. Byli synami plantatorow, choc farma Truesdale'ow juz zaczynala podupadac, wiec o szkole prywatnej dla Burke'a nie moglo byc mowy. Dwayne wyjechal do szkoly z internatem, jako najstarszy syn i w ogole, ale narozrabial i go wyrzucili. Mowilo sie o wyslaniu Tuckera, ale stary Beau byl tak wsciekly na Dwayne'a, ze. zatrzymal Tuckera w domu. – Usmiechnela sie i sprawdzila, czy na szklance nie zostala najmniejsza chocby plamka. – Tuck zawsze powtarza, jak bardzo jest Dwayne'owi za to wdzieczny. Pewnie dlatego tak sie o niego troszczy. Jest dobrym czlowiekiem. Gdybys znala Tucka lak dlugo jak ja, wiedzialabys, ze podejrzewac go o morderstwo to mniej wiecej to samo, co przypisywac mu umiejetnosc latania. Nie twierdze wcale, ze nie ma wad. Ale zabic kobiete nozem? – Probowala to sobie wyobrazic. Mimo calej grozy obrazu, musiala sie rozesmiac. – Bylby zbyt zajety dostawaniem sie pod jej spodnice, by myslec o czymkolwiek innym.
Caroline rozciagnela wargi w usmiechu.
– Znam ten typ.
– Uwierz mi, kochana, nie znasz nikogo takiego. Gdybym nie byla szczesliwa mezatka z czworgiem dzieci, kto wie, czy sama nie zastawilabym na niego sidel. Ma cos w sobie, ten nasz Tuck. – Zerknela na Caroline spod oka. – Zaloze sie, ze bardzo niedlugo wezmie sie do ciebie.
– I polamie sobie zeby. Susie wybuchnela smiechem.
– Duzo bym dala, zeby przy tym byc. – Odlozyla ostatni talerz. – A teraz, dosc mielenia jezykiem. Mamy mnostwo roboty.
– Roboty?
– Nie moge cie tu zostawic, nie bedac pewna, ze jestes bezpieczna. – Wytarla dlonie w recznik do naczyn i ze slomkowej torby wyjela smiercionosna trzydziestkeosemke.
– Jezu! – Tylko tyle zdolala wykrztusic Caroline.
– To jest smith i wesson. Wole rewolwery od automatow.
– Czy to… jest naladowane?
– No pewnie, kochanienka. – Susie zamrugala wielkimi niebieskimi oczami. – Na wiele by mi sie przydal pusty.' Trzy lata z rzedu wygrywalam konkurs strzelania do celu. Burke nie moze. sie zdecydowac, czy ma byc ze mnie dumny, czy zazenowany faktem, ze strzelam lepiej od niego.
– W torebce… – powiedziala Caroline slabo. – Nosisz go w torebce.
– Aha, od lutego. Strzelasz z czegos?
– Nie. – Odruchowo Caroline schowala rece za siebie. – Nie – powtorzyla.
– I zdaje ci sie, ze nie potrafisz – powiedziala Susie zywo. – Cos ci powiem, kochana. Gdyby ktos grozil tobie albo twojej rodzinie, strzelalabys az milo. Wiem, ze twoj dziadek mial cala kolekcje. Chodzmy wybrac cos ladnego.
Susie odlozyla trzydziestkeosemke na kuchenny stol i ruszyla w strone drzwi.
– Susie! – Zaintrygowana Caroline pospieszyla za nia. – Nie moge wybrac strzelby jak nowej sukienki!
– Zapewnisz cie, ze to jest rownie pasjonujace. – Susie wkroczyc do gabinetu, stanela przed szafka i przejrzala jej zawartosc, stukajac palcem w dolna warge. – Zacznijmy od pistoletow, ale chce, zebys sie nauczyla ladowac ten karabin. Ma moc!
– Nie watpie.
Susie otoczyla Caroline ramieniem.
– Posluchaj, jezeli ktos przyjdzie tutaj i zacznie cie niepokoic, wyjdziesz z ta armata, wycelujesz mu w pepek i powiesz sukinsynowi, ze nie masz bladego pojecia o strzelaniu. Jezeli nie zniknie z horyzontu, wart bedzie kulki.
Z cichym smiechem Caroline przysiadla na poreczy fotela.
– Ty wcale nie zartujesz.