– Dziwne – szepnela.
– Co?
– Nic. Zaraz wracam. – Josie wstala i podeszla wolno do stolika Darleen. – Czesc, Darleen. Ten twoj maly rosnie jak na drozdzach.
– Ma osiem miesiecy. – Zdziwiona i mile polechtana zainteresowaniem Josie, Darleen odlozyla szminke na stolik i wytarla buzie dziecka papierowa serwetka. Rozezlony Scooter ryknal placzem. Podczas gdy Darleen probowala go przekrzyczec, Josie przygladala sie szmince.
Nie pomylila sie. Kupila te szminke w Jackson w sklepie Elizabeth Arden. Zlota oprawka przyciagnela jej wzrok, no i ten niezwykly odcien czerwieni.
Jej wlasna zniknela, kamien w wode. Zgubila ja w dniu, w ktorym odwiedzila wraz z Teddym Rubensteinem sale do balsamowania w zakladzie Palmera. Wrocila do domu i wysiadajac z samochodu upuscila torebke. Wszystko sie wysypalo.
A nastepnego dnia Tucker rozbil samochod, poniewaz ktos zrobil dziury w jakichs linkach.
– Ladna masz szminke, Darleen. Do twarzy ci w niej.
Oczy Josie rozblysly jak oczy mysliwego na tropie zwierzyny, ale Darleen tego nie zauwazyla.
– Uwazam, ze czerwona szminka jest seksowna. Mezczyzni lubia widziec usta kobiety.
– Sama lubie czerwone szminki, a nigdy nie widzialam takiego odcienia. Gdzie ja kupilas?
– Och! – Darleen zaczerwienila sie lekko, ale zainteresowanie Josie bardzo jej pochlebilo. Podniosla szminke i obrocila ja w palcach. – To prezent.
Josie usmiechnela sie jowialnie.
– O rany, uwielbiam prezenty. A ty?
Odwrocila sie, nie czekajac na odpowiedz, i wyszla z restauracji mijajac bez slowa oslupiala Crystal.
Pietnascie minut pozniej Tucker, ktory odpoczywal po trzech ciezkich partiach warcabow, zostal obudzony brutalnie przez Josie i zalany potokiem slow.
Mruzac oczy przed ostatnimi promieniami slonca, probowal wylapac sens opowiesci.
– Zwolnij, Josie, na litosc boska, jeszcze sie nawet nie obudzilem.
– Wiec sie obudz, do cholery! – Potrzasnela nim tak, ze omal nie zlecial z hamaka. – Mowie ci, ze to Billy T. Bonny babral przy twoim samochodzie i chce wiedziec, co masz zamiar z
– Twierdzisz, ze uzyl szminki, by przekluc linki w moich przewodach hydraulicznych?
– Nie, baranie! – Wziela gleboki oddech i zaczela od poczatku.
– Slonko – powiedzial Tucker, kiedy skonczyla. – Fakt, ze Darleen ma taka sama szminke…
– Tucker! – Cierpliwosc nie nalezala do zalet Josie. Uderzyla brata piescia w ramie. – Kobieta pozna swoja szminke, tak samo jak pozna swoje dziecko.
Roztarl sobie ramie.
– Moglas ja zgubic wszedzie.
– Nie zgubilam jej wszedzie, tylko upuscilam na naszym wlasnym podjezdzie. Uzywalam jej na randce z Teddym, a nastepnego ranka juz sladu po niej nie bylo. Po lusterku w perlowej ramce tez nie. – Gniew zablysnal w jej oczach. – Ma je pewnie ta suka.
Tucker wstal z westchnieniem. Wiedzial, ze na drzemke nie ma juz co liczyc. Nie byl zly, choc teoria Josie wydala mu sie mocno naciagana.
– Dokad idziesz?
– Musze opowiedziec to Burke'owi.
Josie oparla rece na biodrach.
– Tata poszedlby tam i wsadzil Billy'emu T. lufe karabinu w tylek.
Tucker odwrocil sie, i choc jego twarz pozostala spokojna, oczy blysnely zlowrogo.
– Nie jestem tata, Josie.
Pozalowala natychmiast swych slow i pobiegla, zeby go usciskac.
– Kochany, to podle z mojej strony. Wcale tak nie myslalam, naprawde. Ale jestem taka strasznie zla.
– Wiem. – Tucker oddal jej uscisk. – Pozwol, ze zalatwie to po swojemu. – Odsunal sie, zeby ja pocalowac. – Nastepnym razem gdy bede w Jackson, kupie ci nowa szminke.
– Ognista Czerwien.
– Wezme twoj samochod.
– Okay. Tuck? – Odwrocil sie i zobaczyl, ze Josie sie usmiecha. – Moze Junior odstrzeli mu jaja?
ROZDZIAL PIETNASTY
Tucker pojechal do biura szeryfa, ale zastal tam tylko Barbare Hopkins, dyspozytorke na pol etatu, i jej szescioletniego Marka. ktory bawil sie w zloczynce.
– Czesc, Tuck. – Barbara przybrala dwadziescia piec kilogramow od dnia, w ktorym ukonczyla wraz z Tuckerem szkole srednia imienia Jeffersona Davisa. Teraz poprawila sie na krzesle i odlozyla ksiazke. Jej okragla, pogodna twarz byla cala w usmiechach. – Troche sie tu ostatnio dzieje, no nie?
– Na to wyglada. – Tucker zawsze lubil Barbare, ktora jako dziewietnastolatka poslubila Lou Hopkinsa i od tamtego czasu rodzila nieprzerwanie dzieci. Jednego chlopca co dwa lata. Po wydaniu na swiat Marka postawila Lou ultimatum – albo zawiesi fujarke na kolku albo zaweksluje sie na kanape w salonie.
– Gdzie reszta potomstwa, Barbaro?
– Rozrabia na miescie.
Tucker wszedl do celi, zeby spojrzec na jasnowlosego, umorusanego Marka.
– Co slychac, chlopie?
– Zabije ich. – Mark usmiechnal sie zlowieszczo i uczepil kraty.
– Nie watpie. Masz tu niebezpiecznego kryminaliste, Barbaro.
– Jakbym o tym nie wiedziala. Wyszlam na chwile z domu dzisiaj rano. a on podkrecil ogrzewanie w akwarium i ugotowal wszystkie rybki. Mam w swoich rekach psychopatycznego morderce ryb. – Zaglebila reke w paczce kulek serowych. – W czym moge ci pomoc, Tucker?
– Szukam Burke'a.
– Zebral paru chlopakow i razem z Carlem pojechali tropic Austina Hatingera. Przylecial nawet szeryf okregowy. Wlasnym helikopterem. Mamy tu regularne polowanie na zbiega. Nie chodzi o to, ze postrzelal troche do ciebie i wybil okna tej Caroline Waverly – oznajmila z glebokim zadowoleniem. – To pestka. Ale nabil policjantowi z Greenville poteznego guza, a z tego drugiego zrobil konkursowego idiote. Teraz Austin jest zbieglym zbrodniarzem. Powaznym zagrozeniem. – FBI?
– Agent specjalny Garniturek? Zostawil sprawe w rekach miejscowej policji. Pojechal z nimi dla formy, tak naprawde interesuja go tylko przesluchania. – Wziela nastepna garsc kulek serowych. – Wpadla mi w rece jedna z tych jego list. Wyglada na to, ze chce gadac z Vernonem Hatingerem, Tobym Marchem, Darleen Talbot i Nancy Koons. – Barbara zlizala sol z palcow. – Z toba tez. Tuck.
– Aha, spodziewalem sie, ze odnowi nasza znajomosc. Mozesz polaczyc sie z Burke'em z tej maszynerii? – Wskazal radio. – Chcialbym z nim porozmawiac, jezeli znalazlby wolna chwile.
– Jasne. Wzieli krotkofalowki. – Barbara otarla poplamione na pomaranczowo palce, przekrecila pare galek, odchrzaknela i wlaczyla mikrofon. – Baza wzywa jedynke. Baza wzywa jedynke. Over. – Zakryla dlonia mikrofon i usmiechnela sie do Tuckera. – Jed Larsson kazal nam uzywac kodow Srebrny Lis i Wielka Niedzwiedzica. Dowcipas. – Potrzasnela glowa i pochylila sie znow nad mikrofonem. – Baza wzywa jedynke. Burke, zlotko, jestes tam?
– Jedynka do bazy. Przepraszam, Barbaro, mialem zajete rece. Over.
– Mam tu Tuckera. Mowi, ze to cos waznego.
– Dawaj go.
Tucker pochylil sie nad mikrofonem.
– Burke, musze z toba pogadac.