Rozlegly sie trzaski, czyjes przeklenstwo, znowu trzaski.
– Jestem zajety. Tucker, ale przyjedz. Siedzimy na skrzyzowaniu Dog Street Road i Lone Tree. Mamy tu blokade. Over.
– Zaraz tam bede. – Spojrzal niepewnie na mikrofon. – Aha, juz wiem. Over and out.
Barbara pokazala mu zeby w usmiechu.
– Na twoim miejscu wzielabym karabin i trzymala go w pogotowiu. Austin zdobyl dzis rano dwie trzydziestkiosemki.
– Dzieki, Barbaro.
Tucker byl juz w drzwiach, kiedy Mark wrzasnal radosnie: – Zabije was. Zabije was wszystkich. I nie mial na mysli rybek w akwarium.
Zauwazyl dwa helikoptery krazace nad droga z miasta. Na polu starego Stokeya stala tyraliera mezczyzn, nastepna grupa przeszukiwala farme hodowlana zebaczy Charlie'ego O'Hary. Wszyscy byli uzbrojeni.
Tucker przypomnial sobie nieszczesne poszukiwania Francie. Jej martwa, biala twarz wyplynela z zakamarkow jego podswiadomosci, zanim zdazyl uruchomic mechanizm obronny. Zaklal brzydko i siegnal na oslep po kasete. Ku jego ogromnej uldze z glosnika nie poplynal glos Tammy'ego Wynette ani Loretty Lynn, ulubiencow Josie, ale Roya Orbisona.
Zalosne, placzliwe dzwieki „Crying' podzialaly na niego kojaco. Ci faceci nie szukaja zadnego ciala, powiedzial sobie. Urzadzaja polowanie na idiote. Idiote z para trzydziestekosemek.
Droga byla plaska i prosta. Dostrzegl barykade na kilka kilometrow naprzod. Przyszlo mu do glowy, ze gdyby Austin jechal ta droga, mialby ten sam piekny widok. Drewniane, jaskrawopomaranczowe blokady polyskiwaly w zachodzacym sloncu. Za nimi staly dwa wozy policyjne zwrocone do siebie nosami, jak dwa obwachujace sie czarno – biale psy.
Na poboczu widac bylo nowiutenkiego dodge'a Larssona (zebacze i sklep przynosily Jedowi niezly dochod), polciezarowke Sonny'ego Talbota z reflektorami jak wielkie zolte slepia, terenowiec Burke'a i chevroleta Lou Hopkinsa.
Woz Lou byl ublocony jak stary pies gonczy. Ktos napisal „Umyj mnie' na tylnej szybie.
Kiedy Tucker zwolnil, przed barykade wybieglo dwoch policjantow z karabinami gotowymi do strzalu. Choc nie watpil, ze najpierw zadaja pytania, a dopiero potem strzelaja, ulzylo mu, kiedy Burke ich odwolal.
– Prowadzisz tu prawdziwa operacje wojskowa – zauwazyl Tucker wysiadajac z wozu.
– Szeryf okregowy zionie ogniem – mruknal Burke. – Nie jest zadowolony, ze federalny byl swiadkiem, jak jego chlopcy schrzanili robote. Uwaza, ze Austin jest w polowie drogi do Meksyku, ale nie chce sie do tego przyznac.
Tucker wyjal paczke papierosow. Poczestowal Burke'a i przez chwile palili w milczeniu.
– A co ty o tym myslisz?
Burke wydmuchal powoli dym. Mial za soba cholernie dlugi dzien i cieszyl sie, ze moze porozmawiac z Tuckerem.
– Mnie sie zdaje, ze ktos, kto zna bagna, moze sie na nich ukrywac bardzo dlugo. Zwlaszcza gdy ma po temu powod. – Spojrzal uwaznie na Tuckera. – Przyslemy ci do Sweetwater paru mundurowych.
– Wypchaj sie.
– Musze to zrobic, Tuck. Daj spokoj. – Polozyl reke na ramieniu Tuckera. – Masz w domu kobiety.
Tucker pobiegl wzrokiem do miejsca, gdzie plaskie pole przechodzilo w las.
– Ale sie wpakowalem.
– Mozna bylo gorzej.
Jakas nuta w glosie Burke'a zaniepokoila Tuckera.
– Cos cie gniecie?
– Austin to nie dosc?
– Znamy sie od dawna.
Burke spojrzal ponad ramieniem Tuckera na grupe mezczyzn, i postapil pare krokow w strone lasu.
– Byl u nas wczoraj Bobby Lee.
– Tez mi nowina!
Burke spojrzal na Tuckera bolesciwie.
– Chce sie ozenic z Marvella – Zebral sie na odwage i poprosil mnie o rozmowe na osobnosci. Poszlismy na tylna werande. Cholera, Tuck, przestraszyl mnie jak diabli. Balem sie, ze zaraz powie, ze ona jest w ciazy i bede go musial zabic albo co? – Zobaczyl mine Tuckera i usmiechnal sie blado. – Tak, tak, wiem. Ale to zupelnie co innego, kiedy chodzi o twoja mala dziewczynke. W kazdym razie -. – Wydmuchal chmure dymu -… nie jest w ciazy. Zdaje sie, ze dzisiejsza mlodziez wie wiecej o zapobieganiu niz my swego czasu. Pamietam, jak przed decydujaca randka z Susie pojechalem do Greenville kupic prezerwatywy. • – Usmiechnal sie szerzej. – My bylismy na tylnym siedzeniu chevroleta taty, a one w schowku na przednim. – Usmiech znikl. – Gdybym o nich pamietal, nie mielibysmy Marvelli.
– Co mu powiedziales. Burke?
– Cholera, a co mialem powiedziec? – Burke polozyl dlon na kolbie rewolweru. – Jest dorosla. Chce go, koniec, kropka. Bobby Lee ma przyzwoita prace u Talbota i jest dobrym chlopcem. Kochaja do szalenstwa i krzywdy jej nie zrobi. Ale to mi o malo nie zlamalo serca.
– Jak Susie to przyjela?
– Wyplakala pare wiader. – Burke odrzucil niedopalek i rozgniotl go butem. – A kiedy Marvella zaczela mowic o przeprowadzce do Jackson, myslalem, ze zatopi dom. Potem poplakaly sie obie. A potem usiadly i zaczely mowic o sukniach druhen. Byly jeszcze przy temacie, kiedy wychodzilem.
– Starzejemy sie, co?
– Taka jest prawda. – Ulzylo mu, kiedy mogl sie wygadac przed Tuckerem. – Nie rozpowiadaj o tym na razie. Dzisiaj wieczorem chca obwiescic nowine Fullerom.
– Jestes w stanie pomyslec przez chwile o czyms innym?
– To bedzie przyjemnosc zapomniec o tym chociaz na chwile. Tucker oparl sie o maske samochodu Josie i opowiedzial historie.
Przywlaszczenia szminki.
– Darleen i Billy T.? – Burke zmarszczyl z namyslem czolo. – Nic o tym nie slyszalem.
– Zapytaj Susie.
Burke westchnal i kiwnal glowa.
– Ta kobieta potrafi zachowac tajemnice. Chodzila z Tommym trzy miesiace. zanim powiedziala mi, ze jest w ciazy. Martwila sie, ze bede zly, bo i tak ledwo wiazalismy koniec z koncem. Zatrzymala dla siebie rewelacje o Darleen ze wzgledu na Marvelle i Bobby'ego Lee. – Bezwiednie bawil sie kluczami. – Rzecz w tym, ze nie moge pojsc do Billy'ego T. tylko na tej podstawie, ze Darleen uzywa takiej samej szminki co Josie.
– Wiem, ze masz teraz mnostwo na glowie, Burke. Pomyslalem tylko, ze lepiej ci o tym powiedziec.
Burke mruknal cos w odpowiedzi. Myslal juz tylko o tym, ze za chwile zrobi sie ciemno, a Austin jakby sie pod ziemie zapadl.
– Porozmawiam dzisiaj z Susie. Jezeli wyjdzie na jaw, ze Billy T. odwiedza cichaczem Darleen, postaram sie go wybadac.
– Dziekuje ci, stary. – Teraz, kiedy spelnil swoj obowiazek, Tucker uznal, ze czas przeprowadzic pare badan na wlasna reke.
Burke siedzial przy kuchennym stole, otepialy po niecalych pieciu godzinach snu. Wylawial z mleka platki kukurydziane i martwil sie, ze na zbieglego przestepce na swoim terenie, znalezli bowiem buicka przy Cattonseed Road i nikt juz nie myslal, ze Austin jest w Meksyku. Na domiar zlego powstala kwestia, czy musi czy nie musi pozyczyc frak na slub corki.
Susie rozmawiala przez telefon z Happy Fuller. Wytyczaly planu slubu z energia i przebiegloscia generalow opracowujacych zasadnicza kampanie.
Zastanawial sie wlasnie, ile czasu uplynie, zanim szeryf okregowy zwali mu sie na glowe, kiedy od strony domu Talbotow dobiegly krzyki i potworny rumor. Burke porwal sie na rowne nogi.
Swiety Boze, pomyslal, jak moglem zapomniec o Talbotach! Kiedy nadbiegla Susie, Burke przesadzal juz plot dzielacy podworka.
– Zabiles go! Zabiles go! – wrzeszczala Darleen. Stala wcisnieta w kat zdemolowanej kuchni i targala sie za