wlosy. Dekolt elastycznej kusej pizamki odslanial biale podskakujace piersi.

Burke odwrocil z zazenowaniem wzrok i spojrzal na przewrocony stol, resztki kukurydzianej papki i skulona postac Billy'ego T. Bonny'ego, ktory lezal twarza do podlogi w kaluzy mleka.

Burke potrzasnal glowa i spojrzal na Juniora Talbota stojacego nad Billym T. z zelaznym rondlem w dloni.

– Mam nadzieje, ze go nie zabiles, Junior.

– Nie zdaje mi sie – Junior odstawil rondel. – Rabnalem go tylko raz.

– No, zobaczymy. – Burke pochylil sie, a Darleen dalej wrzeszczala i wyrywala sobie wlosy. Zamkniety w kojcu Scooter sprawdzal, czy nie uda mu sie krzykiem zerwac dachu.

– Uszkodziles go tylko – powiedzial Burke, obserwujac poteznego guza. ktory wyrastal na potylicy Billy'ego T. – Ale trzeba go chyba zawiezc do doktora.

– Pomoge ci.

Burke podniosl na niego wzrok.

– Moze powiesz mi, co sie tutaj stalo, Junior?

– No… – Junior ustawil przewrocone krzeslo. – Zapomnialem powiedziec o czyms Darleen. Kiedy wrocilem, zobaczylem, ze Billy T. zakradl sie do kuchni i napastuje moja zone. – Rzucil Darleen takie spojrzenie, ze jej zawodzenie ucichlo jak nozem ucial. – Prawda, Darleen?

– Ja… – Pociagnela nosem, przeniosla wzrok z Burke'a na Billy'ego T. i z powrotem na Juniora. – Tak. Ja… On dopadl mnie tak predko, ze nie wiedzialam, co robic. Wtedy wrocil Junior i…

– Idz sprawdzic co z dzieckiem – powiedzial Junior cicho. Z tym jasnym niewzruszonym spokojem naciagnal rozowy trykot na jej piersi. – Nie musisz sie juz obawiac Billy'ego T. Nie bedzie cie wiecej napastowal. Przelknela sline i dwa razy skinela glowa.

– Tak, Juniorze. Wybiegla z kuchni i po chwili wycie dziecka przeszlo w spazmatyczne lkania. Junior spojrzal na Billy'ego T. Zaczynal sie ruszac.

– Mezczyzna ma prawo chronic swoja wlasnosc, prawda, szeryfie? Burke chwycil Billy'ego T. pod pachy.

– Sadze, ze tak, Juniorze. Pomoz mi zataszczyc go do samochodu.

Cyr byl szczesliwy. Uwazal, ze to nieladnie z jego strony, zwazywszy ze siostra dopiero co spoczela w grobie, a ojca szuka policja. Ale byl szczesliwy.

Szczesciem bylo juz samo to, ze moze wyjsc z domu, gdzie matka lezala na kanapie, otumaniona jakimis proszkami doktora Shaysa i szklistym wzrokiem patrzyla w telewizor.

Mogl zostawic za soba samochod policyjny, ktory stal przed domem na wypadek, gdyby ojciec zdecydowal sie wrocic. Mogl pojsc do pracy. I to pojsc z szykiem.

Maszerowal pogwizdujac. Nie przerazala go perspektywa pietnastokilometrowej drogi. Zakladal Fundusz Wyzwolenia Cyra Hatingera. Fundusz, ktory pozwoli mu uciec z Innocence w dniu osiemnastych urodzin.

Cztery lata wydawaly sie bolesnie, nieskonczenie dlugie, ale juz nie takie beznadziejne teraz, kiedy zostal majstrem do wszystkiego.

Podobal mu sie ten tytul, wyobrazal sobie, jak bedzie wydrukowany na takiej samej wizytowce, jaka sprzedawca Biblii z Vicksburga dal matce w kwietniu.

CYRUS HATINGER Majster do wszystkiego

* * *

Zadnej pracy sie nie boi.

Tak, prosze pana, Cyrus Hatinger przystapil do dzialania. Oszczedzi dosc pieniedzy, zeby kupic bilet do Jackson. Moze nawet do Nowego Orleanu. Co tam! Pchnie sie do Kalifornii, jezeli zechce.

Nucac „Kalifornio, oto przybywam', zszedl z bitej drogi, zeby przeciac wschodni kraniec pola Toby'ego Marcha. Zastanawial sie, czy Jim maluje u panny Waverly, i czy bedzie mial czas zajsc do McNairow i powiedziec mu „czesc'.

Przekroczyl strumien Little Hope, ktory o tej porze roku byl zaledwie cuchnaca struzka wody i szedl dalej jego brzegiem w strone przepustu.

Wyryli kiedys z Jimem swoje imiona w jego betonowej scianie. A w czasach mniej odleglych chloneli „Playboye', wykradane przez Cyrusa spod lozka najstarszego brata.

Niezle fotki, przypomnial sobie. Dla Cyra, ktory nigdy przedtem nie widzial nagiej kobiety, bylo to wstrzasajace, budzace groze przezycie. Jego ptak stwardnial na kamien i tej nocy narzedzie szatana wymknelo sie spod kontroli w pierwszym, fascynujacym wilgotnym snie.

A jak zdziwila sie jego mama, kiedy zrobil pranie za nia!

Usmiechajac sie leciutko na to wspomnienie, Cyr zsunal sie z lagodnego brzegu Little Hope i wszedl do przepustu.

Dlon zamknela sie na jego ustach, ucinajac radosne pogwizdywanie. Nie probowal krzyczec, nie drgnal nawet. Znal te reke, ksztalt, nawet zapach. Strach byl zbyt wielki, zbyt obezwladniajacy na krzyk.

– Znalazlem wasza mala kryjowke – szepnal Austin. – Wasza jaskinie grzechu ze sprosnymi pismami i napisami na scianach. Przychodzicie tu obciagac sobie druty?

Cyr potrzasnal tylko glowa. Jeknal, kiedy Austin cisnal nim o betonowa sciane przepustu. Czekal na uderzenie pasa i zebral sie w sobie, kiedy nagle zrozumial, ze ojciec nie nosi juz pasa.

Zabieraja pas, kiedy zamykaja czlowieka w wiezieniu, przypomnial sobie. Zeby nie mogl sie powiesic.

Przelknal glosno sline. Ojciec stal na przygietych nogach, poniewaz przepust byl dla niego za niski. Ale ta pozycja wcale go nie pomniejszala. Wrecz przeciwnie, wydawal sie wiekszy, silniejszy. Pochylony, z ugietymi nogami i rekoma czarnymi od brudu wygladal jak zwierze szykujace sie do skoku.

Cyr poczul w gardle gule strachu i odchrzaknal.

– Szukaja cie, tato.

– Wiem, ze mnie szukaja. Ale jeszcze mnie nie znalezli, no nie?

– Nie.

– A wiesz dlaczego, synu? Poniewaz Bog jest po mojej stronie. Te antychrysty nigdy mnie nie znajda. Mamy tu swieta wojne. – Usmiechnal sie i Cyr poczul lod w zoladku. – Wsadzili mnie do wiezienia, a tego syna dziwki zostawili na wolnosci. Byla dziwka. Dziwka Babilonu – powiedzial miekko. – Sprzedala sie, chociaz byla moja.

Cyr nie wiedzial, o czym ojciec mowi, ale skinal glowa.

– Tak.

– Zostana ukarani. „Poniosa kare za swe grzechy'. – Zaciskal i rozprostowywal palce. – Oni wszyscy. Az do ostatniego pokolenia. – Skupil znowu wzrok na Cyrze. – Skad masz ten rower, chlopcze?

Cyr otworzyl juz usta, zeby powiedziec, ze nalezy do Jima, ale przerazil sie, ze klamstwo wypali mu jezyk.

– Ktos mi go pozyczyl. – Zaczal sie trzasc, wiedzac, ze nie ma wyboru. – Znalazlem prace. Pracuje w Sweetwater.

Austin postapil krok naprzod, oczy mu sie zamglily. Zaciskal i rozprostowywal rytmicznie piesci.

– Poszedles tam? W to gniazdo zmij?

Cyr wiedzial, ze istnieja gorsze rzeczy niz pas. Istnieja piesci. Lzy naplynely mu do oczu.

– Nie wroce tam, tato. Przysiegam. Myslalem tylko… – Dlon zamknela sie na jego ustach, dlawiac slowa.

– Nawet moj syn mnie zdradza. Cialo z mego ciala, krew z mej krwi. – Odrzucil Cyra na bok, jak tlumok. Chlopiec uderzyl bolesnie lokciami w sciane, ale nie krzyknal. Przez dluga chwile slychac bylo tylko ich ciezkie oddechy.

– Wrocisz tam – powiedzial w koncu Austin. – Wrocisz i bedziesz patrzyl. Powiesz mi, co on robi, w ktorym pokoju spi. Powiesz mi wszystko, co tam zobaczysz i uslyszysz.

Cyr otarl oczy.

– Tak.

– I przyniesiesz mi jedzenie. Wode i jedzenie. Bedziesz mi je przynosil kazdego ranka i wieczora. – Pochylil sie nad synem z usmiechem. Mial nieswiezy oddech. Swiatlo padajace przez otwor w przepuscie uderzylo go w oczy. – Nie powiesz mamie, nie powiesz Vernonowi, nie powiesz nikomu.

– Tak. – Cyr kiwal miarowo glowa. – Ale, tato, Vernon moglby ci pomoc. Moglby przyjechac ciezarowka i…

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату