drzwiami. Nadal sie zacinaja.
Toby usmiechnal sie szeroko i otarl rece chusta. Twarz mial umazana brudem spod werandy, kurz wypelnial bruzdy na jego twarzy.
– Powiedzialem mu, co trza zrobic. Kawal czasu temu. Bedzie z pol roku.
– Totez od szesciu miesiecy mowi, ze zaraz zrobi z nimi porzadek. – Obeszla pudlo z narzedziami. – Zdaje sie, ze ma zbyt wiele na glowie.
Usmiech Toby'ego przygasl.
– Tak, prosze pani. Jim, przytrzymaj dobrze te belke. – Nie odrywal oczu od swych rak, kiedy Caroline przechodzila z Susie do kuchni.
– A, tu jest ten szczeniaczek, o ktorym tyle slyszalam. – Susie przykucnela przy krzesle, pod ktorym kulil sie Nieprzydatny. Wlazl tam w chwili, gdy rozlegl sie pierwszy strzal.
– Tak, moj pies obronny. Bardzo grozny. – Pies popiskiwal, caly drzacy, i lizal Susie po rece. – Musze byc szalona.
– Masz po prostu miekkie serce. Dzieki. – Susie wstala biorac z rak Caroline szklanke mrozonej herbaty. – Chcialam zajrzec do ciebie wczesniej, ale nie mialam jednej wolnej chwili. Od czasu zareczyn Marvelli dom stoi na glowie.
– Slyszalam o zareczynach. – Widzac glod w oczach Susie, przejrzala szafki w poszukiwaniu produktu o wysokiej zawartosci cukru, calkowicie pozbawionym wartosci odzywczych. Znalazla paczke piernikow, ktore kupila dla Jima. – Prosze, poczestuj sie czekolada i konserwantami.
– Dzieki. – Susie westchnela z lakomstwa i rozerwala celofan. – Mowie ci, od chwili gdy sie o tym dowiedzialam, jestem jak cieknacy kran. Wystarczy, ze o tym pomysle i juz rycze. – Odgryzla kawal piernika.
– Ale to twoja mala coreczka.
– No wlasnie. – Susie otarla lze. – Moje dziecko. Moje pierwsze dziecko. Wszystko jest dobrze, dopoki tkwie w tym weselnym kieracie, ale wystarczy, ze przysiade, a zaczynam przeciekac.
Caroline zerknela na drugie ciastko i uznala, ze na nie zasluzyla.
– Ustalili juz date?
– Wrzesien. Marvella miala zawsze slabosc do chryzantem. Chce miec ich pelen kosciol i piec druhen w sukniach w barwach jesieni. Na tym nie koniec. Kolor rdzawy i zloty, mowi. – Rozzloszczona Susie zlizala okruchy z palcow. – Ja jej na to, rdzawy to prawie jak czerwien, nie nadaje sie na slub koscielny, ale ona jest uparta jak mul. Nie chce nawet slyszec o pastelach. – Susie podchwycila spojrzenie Caroline i rozesmiala sie. – Wiem, wiem, kolory nie sa takie wazne. Ale ja wole myslec o kolorach, muzyce, kwiatach i czy urzadzimy przyjecie przed domem, czy wynajmiemy Moose Hall. – Westchnela ciezko. – Burke i ja mielismy cichy slub.
– Jestem przekonana, ze do spolki z Marvella urzadzicie piekny slub.
– Czulabym sie lepiej, gdyby udalo mi sie namowic ja na roze.
W przyszlym tygodniu jedziemy do Jackson na zakupy. Moze wybralabys sie z nami?
– Z przyjemnoscia. Ale nie wiem, co moglabym kupic.
– Kiedy kobieta potrzebuje pretekstu, zeby wybrac sie na zakupy, to znaczy, ze cos jej lezy na watrobie.
Caroline zlizala troche lepkiego nadzienia z palcow.
– Zdaje sie. ze wszystkim nam lezy.
– Od czasu, gdy Austin Hatinger zbiegl, Burke przychodzi do domu tylko po to, by pasc na lozko. – Susie przechylila glowe. – Kotku, nie boisz sie, ze on moze tu wrocic?
– Nie wiem. – Caroline wstala, zdenerwowana. – Nie moge o tym nie myslec, choc nie istnieje zaden logiczny powod, dlaczego mialby to zrobic. – Popatrzyla przez okno w strone sciany drzew, stawu, ktory rozciagal sie za nimi. – Poszukiwania Austina Hatingera zepchnely na dalszy plan wszystko inne. A ja nie moge zapomniec, ze zaledwie pare tygodni temu wybralam sie na spacer nad staw i znalazlam w nim jego corke.
– Nikt nie zapomnial o Eddzie Lou. Ani o Francie i Arnette. Ale nie mozemy myslec o nich za czesto, jezeli chcemy
Caroline musiala sie usmiechnac. Spojrzala na wlasne buty.
– Nie glancowalam moich od
– Och, ty to co innego. – Susie wzruszeniem ramion rozprawila sie z
Caroline uniosla brew.
– Moglabym, ale nie sadze, zeby to odpowiadalo prawdzie. – Zdaje mi sie, ze ma dla ciebie mnostwo szacunku.
– Ma szacunek dla Caroline Waverly, skrzypaczki. To zupelnie co
– Myslalam, ze skoro obracacie sie z agentem Burnsem w tych samych kregach, moze moglabys mu cos zasugerowac?
– Co?
– On nie moze wykluczyc Burke'a z tej sprawy! – wybuchnela Susie. – Nie mowie w tej chwili jako zona Burke'a, poniewaz go kocham i wiem, ze to go gryzie. Mowie jako kobieta i mieszkanka tego miasta. Ktokolwiek zabil te dziewczeta, musi zostac schwytany. Bedzie to o wiele trudniejsze bez udzialu Burke'a. Tylko on potrafi sklonic ludzi do mowienia.
– Zgadzam sie z toba. Susie. Calkowicie. Ale naprawde nie wiem, jak moglabym ci pomoc.
– Pomyslalam tylko, ze moglabys wspomniec mu o tym przy okazji. Mimochodem.
– W porzadku, jezeli okazja sie nadarzy, sprobuje.
– Zdaje sie, ze on na ciebie nie dziala – zauwazyla Susie. – 'W kontekscie mesko – damskim.
Caroline rozesmiala sie i potrzasnela glowa.
– Nie, nie dziala. Juz nigdy nie podziala na mnie zaden mezczyzna, ktory bedzie myslal najpierw o muzyce, a dopiero potem o mnie.
– Wietrze romantyczna historie. – Susie wsparla podbrodek na dloni i zamienila sie w sluch.
– Powiedzmy, ze bylam zaangazowana w zwiazek z kims, kto widzial we mnie bardziej instrument niz kobiete. Agent Burns patrzy na mnie wlasnie w ten sposob.
– Tamten ktos? Zlamal ci serce? Usta Caroline drgnely w usmiechu.
– Powiedzmy, ze je oblupal.
– Najlepszym sposobem na oblupane serce jest mily romansik z nieskomplikowanym facetem. – Dotknela koniuszkiem jezyka gornej wargi. – Slyszalam, ze bylas wczoraj z Tuckerem w kinie.
– Czy cos mnie jeszcze moze zadziwic?
– losie napomknela o tym Earleen. Mysle, ze Tucker Longstreet bedzie milym, bezbolesnym srodkiem na zlamane serce.
– Oblupane – poprawila Caroline. – Poszlismy tylko do kina. To jeszcze nic nie znaczy.
– Mezczyzna, ktory przynosi kobiecie roze, przygotowuje grunt pod romans. – Zachichotala, kiedy Caroline przymknela oczy. – Spotkal Marvelle w Rosedale i zabral ja na lunch.
– To byl czysto sasiedzki gest.
– Aha. Kiedys Burke przyniosl mi bukiet takich sasiedzkich fiolkow. Dziewiec miesiecy pozniej urodzil sie Parker. Hej, nie musisz sie czerwienic. – Susie pomachala dlonmi. – Jestem po prostu wscibska. A tak na wszelki wypadek, gdybys wykazywala… sasiedzkie zainteresowanie Tuckerem, agent Burns rozpytuje o niego.
– W zwiazku z czym?
– Z Edda Lou.
– Ale… – Serce uderzylo jej mocno, niespokojnie. – Myslalam, ze nie jest podejrzany, ze byl w domu tej nocy,