– Pieklam chleb w piecu mojej babci i zastrzelilam Austina Hatingera z pistoletu dziadka. Czy nie wydaje ci sie to dziwne?
– Caroline… – Ujal jej twarz w dlonie. Ujrzala w jego oczach gniew, ktory tak starannie odcedzil ze swego glosu. – Przytule cie na chwile, dobrze?
– Dobrze.
Oparla mu glowe na ramieniu, kiedy przenosil ja wraz z psem na kanape. Zadzwonil telefon, ale oboje go zignorowali.
– Zostane tutaj na noc – powiedzial Tucker. – Bede spal na kanapie.
– Nie zalamie sie. Tucker.
– Wiem, kochana. Odetchnela gleboko.
– Zegar w piecyku ciagle buczy. – Zagryzla warge, probujac opanowac glos. – Chyba spalilam chleb.
Ukryla twarz na jego ramieniu i rozplakala sie.
ROZDZIAL DZIEWIETNASTY
Caroline zeszla na dol czujac w sobie pustke. Efekt wstrzasu i srodkow nasennych. Nie miala pojecia, ktora godzina. Wiedziala tylko, ze slonce swieci mocno, a jej dom jest cichy jak grobowiec. Juz bylo parno. Nawet cienki bawelniany szlafrok zdawal sie palic jej skore. Pomyslala, ze wypije kawe mrozona w samochodzie. Przy wlaczonej klimatyzacji.
Zabila czlowieka.
Stanela u podnoza schodow, z reka przycisnieta do serca, jak biegacz lapiacy oddech po morderczym sprincie. Poczula, ze nogi ma jak z gumy, wiec usiadla na stopniu i ukryla twarz w dloniach.
Wpakowala dwie kule w czyjes cialo, wymieniajac cudze zycie na wlasne. Och, wiedziala, ze zrobila to w samoobronie. Nawet bez cichych, krzepiacych zapewnien Burke'a, wiedziala, ze zrobila to w samoobronie. Jakies koleczko w umysle Austina zacielo sie i kazalo mu ja zamordowac.
Ale okolicznosci nie zmienialy rezultatu koncowego. Zabrala komus zycie. Ona, ktorej najgwaltowniejszym postepkiem bylo rozbicie kieliszka o sciane hotelu Hilton w Baltimore, wpakowala dwa czterdziestopieciomilimetrowe naboje w faceta, z ktorym nie zamienila nawet dwoch slow. To wielki skok naprzod, pomyslala, przesuwajac dlonmi po twarzy. Nogi, byc moze, drza jej troszke po twardym ladowaniu, ale to wszystko. Moze z tym zyc.
Nie bedzie probowala sie za to obwiniac. Nie bedzie sie dreczyla mysla, ze mogla cos zmienic, czemus zapobiec. To byla slabosc dawnej Caroline, to Zludzenie wlasnej waznosci, ktore kazalo jej wierzyc, ze ma prawo, ze czuje sie odpowiedzialna, ba, ze ma sile, aby przyjac na siebie kazdy ciezar – koncerty, wymagania matki, zdrade kochanka. Albo gwaltowna smierc szalenca.
Nie, Caroline Waverly nie poslucha tego cichego, zdradzieckiego glosu, ktory szepcze jej o winie, o bledach, o karze.
Wstala, kierujac sie w strone kuchni, kiedy skrobanie w drzwi frontowe omal znowu nie zwalilo jej z nog. Otworzyla juz usta do krzyku, kiedy rozpoznala popiskiwanie Nieprzydatnego. Wypuscila powietrze z pluc i poszla otworzyc psu drzwi.
Pelen wdziecznosci wpadl do srodka w podskokach, a zamaszyste kola. kreslone ogonem wyrazaly radosc i gleboka ulge.
– Co ty tam robiles? – Pochylila sie, zeby podrapac go za uszami i przyjac pelne milosci lizniecia. – Jak sie wydostales na zewnatrz?
Szczeknal, placzac sie jej pod nogami i weszac po wypolerowanej podlodze w poszukiwaniu sladu. Ruszyl pedem do salonu.
– Bawisz sie w Lassie? – zapytala Caroline idac za nim. – Mam nadzieje, ze nie zaprowadzisz mnie do studni, w ktora wpadl Timmy… – Urwala na widok Nieprzydatnego, ktory usiadl z zadowolona mina przy kanapie, i polgolego, bosego Tuckera.
Nie wyglada niewinnie, kiedy spi, uznala. Na jego twarzy maluje sie zbyt wiele poczucia humoru i zlosliwosci. I jest mu zdecydowanie niewygodnie.
Nogi Tuckera zwisaly z jednego konca kanapy, zas szyja byla skrecona miedzy poduszka a oparciem. Ramiona trzymal skrzyzowane na brzuchu, nie tyle w gescie majacym wyrazac dostojenstwo, ile z prostej koniecznosci. Gdzie indziej nie bylo juz na nie miejsca. Mimo niewygodnej pozycji i strumienia swiatla, ktore padalo mu prosto na twarz, jego piers unosila sie miarowo w spokojnym oddechu.
Prawda, zostal z nia na noc. Teraz przypomniala sobie, jaki byl dla niej dobry, jak czule ja obejmowal, kiedy wyplakiwala mu sie na ramieniu. Trzymal ja za reke podczas przesluchania, dodajac jej sil.
To on zaniosl ja do lozka, ignorujac slabe protesty, cierpliwy jak ojciec kladacy spac zbyt zmeczone dziecko. Siedzial przy niej, podczas gdy proszki nasenne walczyly w niej z adrenalina. 1 zeby odgonic cienie strachu, pozostal przy lozku, opowiadajac smieszna historyjke o kuzynie Hamie, ktory trudnil sie handlem uzywanymi samochodami.
Ostatnia rzecza, jaka pamietala, byla historia pinto, rocznik 72, ktory zgubi! przekladnie biegow natychmiast po wyjechaniu ze sklepu kuzyna Hama.
Caroline poczula, jak odskakuje zasuwa, na ktora zamknela swoje serce. Westchnela cichutko.
– Jestes pelen niespodzianek, co, Tucker?
Nieprzydatny podskoczyl na dzwiek imienia i wspial sie przednimi lapami na kanape, zeby siegnac ozorem twarzy Tuckera. Tucker jeknal.
– Okay, kochana. Za chwileczke. Ubawiona, Caroline podeszla blizej.
– Nie wiem, czy to bedzie warte czekania – powiedziala.
Z nieprzytomnym usmiechem, Tucker wyciagnal reke i natknal sie na Nieprzydatnego.
– Zawsze… – Przesunal dlonia po grzbiecie psa az do rozhustanego radosnie ogona. Powoli uniosl powieki i przyjrzal sie owlosionej psiej mordzie. – Niezupelnie ciebie mialem na mysli.
Nie zniechecony tym Nieprzydatny wlazl caly na kanape. Tucker podrapal go z
– Chcial wejsc z powrotem.
Tucker otworzyl oczy, odsunal na bok leb Nieprzydatnego, i spojrzal na Caroline. W jednej chwili stracil zaspany wyglad, stwierdzila, a teraz patrzy na mnie jak na ciekawy przypadek chorobowy.
– Czesc!
– Dzien dobry. – Tucker przesunal sie troche na kanapie, a ona przyjela zaproszenie i usiadla.
– Przepraszam, ze cie zbudzilismy.
– 1 tak mialem zamiar dzisiaj wstac. – Przesunal palcem po jej policzku. – Jak sie czujesz?
– W porzadku. Naprawde. Chce ci podziekowac za to, ze ze mna zostales. Skrzywil sie lekko, prostujac szyje.
– Moge spac wszedzie.
– Wlasnie widze. – Wzruszona, odgarnela mu z czola kosmyk wlosow. – Jestem ci bardzo wdzieczna.
– Powinienem pewnie powiedziec, ze to sasiedzka przysluga. – Chwycil jej reke, kiedy chciala ja cofnac. – Ale prawda wyglada tak, ze porzadnie mnie przestraszylas. Kiedy w koncu zasnelas, bylas blada jak smierc.
– Juz mi lepiej. – Pozalowala, ze nie ma lustra, w ktorym moglaby to sprawdzic. – Mogles skorzystac z ktoregos lozka na gorze.
– Myslalem o tym. – Ale kiedy zajrzal do niej, czwarty albo piaty raz w ciagu nocy, myslal glownie o tym, by skorzystac z jej lozka. Po to tylko, by ja przytulic, napawac sie mysla, ze jest bezpieczna. Wtedy wstrzasnela nim swiadomosc, ze chce by sobie wszystko powiedzieli, wylozyli kawe na lawe. teraz pragnal po prostu bliskosci.
– Chodz tutaj.
Po chwili wahania ulegla potrzebie zwiniecia sie w klebek u jego boku. Westchnela, z glowa wtulona w jego ramie, z psem rozciagnietym w poprzek ich nog.
– Ciesze sie, ze tu jestes.