– Tak zaluje, ze nie okazalem sie szybszy.
– Niepotrzebnie, Tucker. Musnal wargami jej wlosy.
– Musze ci to powiedziec, Caroline. Mialem w nocy pare przykrych godzin. On nie napadlby na ciebie, gdyby nie chodzilo o mnie. Chcial zabic mnie, to ja postawilem cie na jego drodze.
Polozyla dlon na jego sercu, myslac, ze nigdy nie czula sie tak bezpieczna.
– Ja tez podchodzilam do zycia w ten sposob. Uwazalam, ze jestem w centrum, ze cokolwiek pojdzie nie tak, ja ponosze za to odpowiedzialnosc. Mysle, ze to nieslychany egocentryzm. Cos takiego wypala dziury, ktore' trzeba zalepiac proszkami i terapia. Nie zawiedz mnie, Tucker. Wlasnie zaczelam uczyc sie od ciebie, jak zyc dniem dzisiejszym.
– Przerazilem sie, – Kiedy objal ja mocniej, przytulila sie calym cialem, zeby pocieszyc i uzyskac pocieche. – Nic nie przerazilo mnie tak jak te strzaly i swiadomosc, ze jestem za daleko.
– Ja balam sie juz wczesniej, tyle razy. Ale po raz pierwszy sprobowalam temu zaradzic. – Spokojnie, swiadomie rozprostowala zacisnieta dlon. – Nie ciesze sie, ze to sie stalo, Tucker, i pewnie nigdy nie zapomne, jak to jest pociagnac za spust, Ale moge z tym zyc.
Patrzyl na okruchy pylu tanczace w smudze swiatla. On rowniez nie zapomni pewnych rzeczy. Tepej grozy, jaka odczuwal gnajac przez puste pola z echem strzalow w glowie. Szklistych oczu Caroline, kiedy wyminela go i poszla do domu z bezwladnym psem w ramionach.
– Nie jestem bohaterem, Caroline. Bog wie, jak bardzo nie chce nim zostac, ale dopilnuje, zeby juz nigdy nie przytrafilo ci sie nic zlego.
Usmiechnela sie.
– Masz wielkie ambicje – zaczela i uniosla glowe, zeby na niego spojrzec. Ale w jego oczach nie bylo usmiechu. Ujal ja mocno za podbrodek.
– Jestes dla mnie wazna – powiedzial wolno, jakby sam chcial zrozumiec te slowa. – Nikt nigdy nie byl dla mnie taki wazny i to jest bardzo trudne do przyjecia.
Powietrze zdawalo sie dlawic jej pluca, jak wtedy gdy stala na ciemnej scenie, czekajac, az odnajdzie ja snop reflektora.
– Wiem. To jest trudne dla nas obojga.
Ujrzal cien strachu w jej oczach, choc nie spuscila wzroku. A poniewaz byla dla niego wazna, poniewaz wszystko w niej nabralo nagle zywotnego znaczenia, nadal glosowi lzejsze brzmienie.
– Dla mnie przede wszystkim nowe. – Poglaskal ja po policzku. – Oto leze na jednej kanapie z kobieta i nawet nie probuje pozbawic ja ubrania. Jezeli to sie rozniesie, strace reputacje.
– Wiec moze sprobuj. Zamarl z palcem na jej policzku.
– Co?
– Pozbawic mnie ubrania. – Z oczami pelnymi lekow, watpliwosci i pragnien, zblizyla wargi do jego ust.
Poczul, ze sie w niej zatapia, i to takze bylo cos nowego. Powolne, urocze zapadanie sie w slodycz. Nie bylo gwaltownego przyplywu pozadania, ktory wital zawsze z zadowoleniem. Teraz doznawal lagodnego natezenia uczuc, tak subtelnego, jak przejscie nocy w dzien.
Kiedy tak tulila sie do niego, mieszajac ich oddechy, zrozumial, ze ona ofiarowuje mu cos wiecej niz namietnosc. Zaufanie. To go niepokoilo. Nie nalezala do kobiet, ktore oddaja cos mezczyznie ot tak sobie. A on? On zawsze bral od kobiety tyle tylko, ile chciala mu dac. Bral z usmiechem i nigdy nie ogladal sie za siebie. – Caroline! – Przeczesal pakami jej
– Chce powiedziec, ze naprawde cie pragne. – Szlafrok zsunal jej sie z
Drzala pod nim z pozadania. Dlaczego rozmawiaja? Po co im slowa, skoro ona chce tylko czuc?
– Wiem.
– Tylko ze… – Jej szyja byla taka biala, taka gladka. – Dotad nie bylem specjalnie staly w sprawach z kobietami.
Przesunela dlonmi po jego nagich plecach, badajac intrygujaca falistosc miesni.
– Powiedz mi cos, czego jeszcze
– Nie chce. zebys zalowala. – Otarl sie policzkiem o jej policzek, potem odsunal twarz. W jego pociemnialych oczach malowaly sie uczucia, nad ktorymi wolala sie nie zastanawiac. – Nie znioslbym, gdybys zalowala.
– Kto by pomyslal, ze zaczniesz komplikowac te sprawe.
– Wierz mi, tez sie czuje zaskoczony. – Wplatal dlonie mocno w jej wlosy. – Z toba nic nie jest proste, Caroline. Chcialbym ci to jakos wyjasnic.
Nie musial nic wyjasniac. Jego oczy powiedzialy jej wszystko. Poczula lizniecie strachu.
– Nie chce zadnych wyjasnien. – Rozpaczliwie przyciagnela go do siebie. – Chce czuc, ze zyje. Chce tylko czuc.
Jej pozadanie unioslo go, wchlonelo. Chciala od niego tego, czego on chcial zawsze od kobiety: zwyklej, naturalnej przyjemnosci. Jezeli tkwil w tym okruchu zalu, postara sie o nim zapomniec. Jednym szarpnieciem rozchylil poty szlafroka i napawal sie widokiem jej bialego, smuklego, gladkiego jak atlas ciala. I jezeli nawet nie roznila sie od tamtych kobiet, ktore znal, odsunal od siebie niepokojace mysl i po prostu bral, co mu ofiarowala.
Rzucila sie w ten wir bezrozumnie, chlonela jego pozadanie, jak wyglodnialy czlowiek polyka kes chleba. Ona szukala tylko przyjemnosci w ciele drugiego czlowieka. Zadnych mysli, przysiegla sobie. Zadnych uczuc.
Potrzebowala jedynie wyzwolenia, jakie daje dobry, oczyszczajacy seks.
Krzyknela z ulgi, kiedy doprowadzil ja do ostrego, rozdzierajacego orgazmu.
Slyszala jego przerywany oddech, kiedy swoimi dlonmi zaczal koic, uciszac. Wyszeptal cos i choc nie zrozumiala slow, slodki ton glosu omal nie doprowadzil jej do lez. Sila woli powstrzymala sie, by nie uczepic sie go i nie zaplakac.
Przerazily ja uczucia, ktore wkradly sie w nia jakos tak niepostrzezenie. Nie chciala ich i zniszczyla je w zarodku, brutalnie i pewnie. Tucker szeptal cos jeszcze z ustami na jej ustach, kiedy zaczela sciagac mu dzinsy. Zesztywnial, kiedy go dotknela, objela goraca, pozadliwa dlonia. Pokoj zakolysal sie, ona juz owijala sie wokol niego.
– Caroline, poczekaj!
Ale juz go otaczala, wciagala w siebie, w swoj oszalaly rytm.
Zlapala go w pulapke jego wlasnych pragnien. Wiec dal sie poniesc ku spelnieniu, wiedzac juz, ze to spelnieniem nie bedzie.
Lezala bardzo spokojnie, ze szlafrokiem sklebionym pod posladkami. Tak, teraz czula, ze jest zywa. Obolala, opuchnieta, rozedrgana i zywa. Gdyby tylko nie czula w srodku takiej pustki.
Gdyby tylko on cos powiedzial! Gdyby podniosl glowe, usmiechnal sie, zazartowal glupio i rozladowal napiecie.
Cisza sie przeciagala. Rytm jego serca wrocil do normy, a cisza sie przeciagala.
Wiedzial, ze jest ciezki, ale odwlekal chwile, gdy bedzie sie musial odsunac. I spojrzec jej w twarz.
Dobry seks, pomyslal. Tak, to byl dobry, czysty seks, z pominieciem tych wszystkich zdradliwych, niezrozumialych emocji. Dobry seks, pomyslal z pewnym niesmakiem. Nie bylo powodu, by czuc sie… „wykorzystanym', tak chyba brzmi to slowo. Pozalowal, ze nie moze sie z tego posmiac.
Czy dlatego Edda Lou byla taka rozgoryczona? zastanowil sie. Z westchnieniem otworzyl oczy i gapil sie na pusty pokoj. Nie, Edda Lou nie myslala o nim. Myslala o jego pieniadzach, jego nazwisku, pozycji, ale nie o nim. Seks byl dla niej tylko srodkiem prowadzacym do celu.
Przynajmniej mieli ze soba cos wspolnego.
Ale musial byc przeciez ktos, miedzy jego pierwsza mlodziencza przygoda a ta potyczka z Caroline, kto o nim myslal. Kto chcial czegos wiecej, a zadowolil sie byle czym. Ktos, kto lezal w bolesnej ciszy po burzy.
Otrzymalem dokladnie to, na co zasluzylem, pomyslal. Po raz pierwszy zapragnal wiecej i natknal sie na kobiete, ktora nie chciala ani brac, ani dawac.
No coz, mial jeszcze swoja dume. Slaba to pociecha, ale lepsza niz skomlenie.