Junior obdarlby mnie zywcem ze skory, gdybym rozbila mu woz.
– Oszczedze mu klopotu.
Darleen nawet nie zobaczyla lewarka, ktory pozbawil ja przytomnosci.
Swiatlo zamigotalo pare razy, zanim w koncu zgaslo podczas wyjatkowo silnego grzmotu. Caroline przygotowala sie na taka ewentualnosc, rozstawiajac swiece i lampy naftowe we wszystkich pokojach.
Nie przeszkadzala jej ciemnosc ani burza. Prawde mowiac, blogoslawila i jedno, i drugie. Miala nadzieje, ze uszkodzone zostana rowniez linie telefoniczne i nie bedzie musiala odbierac wiecej telefonow. Ludzie dzwonili przez caly dzien, z ciekawosci lub z troski o nia. Nie, burza jej nie przeszkadzala, ale nie chciala obijac sie w ciemnosci po domu i ryzykowac spotkania z usmiechnietym duchem Austina Hatingera.
Patrzyla na burze z werandy, podczas gdy Nieprzydatny popiskiwal w progu. Widowisko bylo wspaniale. Wiatr przetaczal sie po rowninie wstrzymywany tylko przez drzewa, targal skrzydlami okien, kladl trawy.
Caroline nie wiedziala, czy tak gwaltowny deszcz jest dobry czy zly dla zbiorow, choc z cala pewnoscia dowie sie o tym przy pierwszej wizycie w miescie. Na razie chciala tylko patrzec, drzec z leku i wiedziec, ze ma za plecami suchy, pelen swiec dom, ktory zapewni jej azyl.
Schronienie, poprawila sie z usmiechem. Ciekawe jak zinterpretowalby uzycie slowa „azyl” doktor Palamo? Reakcja odruchowa, zdecydowala. Nie kryje sie juz i nie ucieka. Po raz pierwszy po prostu zyje.
A przynajmniej probuje.
Uciekla przed Tuckerem tego ranka. Zaakceptowala seks, odrzucila intymnosc. Chciala udowodnic sobie, ze zyje, ale bala sie doznawac jakichkolwiek uczuc.
Zaskoczona naglym chlodem, potarla ramiona. On chcial jej, ona chciala jego. Proste i bezproblemowe. Nie ma co rozdzielac wlosa na czworo.
Zamknawszy oczy, zaczerpnela gleboko powietrza. Pachnialo ozonem po ostatniej serii blyskawic. Caroline rozesmiala sie, kiedy Nieprzydatny czmychnal z piskiem do domu.
– W porzadku, maly. Pedze na ratunek. Znalazla go w salonie, z nosem wystajacym spod pokrycia kanapy.
Szepcac slowa pociechy, wyciagnela psa spod kanapy i wziela na rece jak dziecko.
– To nie potrwa dlugo. Burza nigdy nie trwa dlugo. Przychodzi, by nami potrzasnac i sprawic, ze docenimy spokoj. Co powiesz na odrobine muzyki?
Ja mam wielka ochote. – Posadzila go na fotelu i wziela do reki skrzypce. – Cos pelnego pasji. Zeby wgrac sie w nastroj.
Zaciela od Czajkowskiego, odegrala fragment Dziewiatej Beethovena jedna z piosenek, ktore nauczyl ja Jim, i wlasna porywajaca interpretacje „Lady Madonny”.
Kiedy skonczyla, na dworze panowaly juz ciemnosci. Drgnela, slyszac pukanie do drzwi. Nieprzydatny wypadl z pokoju i pognal do sypialni, gdzie zaszyl sie pod lozko.
– Moze powinnam poslac go na tresure. – Odlozyla skrzypce i wyszla do holu. Przez siatkowe drzwi wyjrzala ku niej twarz Tuckera.
Splotla dlonie, tak pewne przed chwila, by powstrzymac ich drzenie.
– Paskudna noc na spacery.
– Wiem.
– Nie wejdziesz?
– Jeszcze nie.
Z wlosow sciekla mu woda. Przypomniala sobie, jak wygladal rano, kiedy wzial prysznic.
– Dlugo tu stoisz?
– Przyjechalem w chwili, gdy przerzucilas sie z nokturnow na „Salty Dog”. Bo to byl „Salty Dog”, prawda?
Na jej twarzy ukazal sie przelotny usmiech.
– Jim mnie nauczyl. Wymieniamy doswiadczenia.
– Slyszalem o tym. Toby jest bardzo zadowolony. Mysli nawet o kupieniu chlopcu uzywanych skrzypiec.
– Jim jest utalentowany – powiedziala i poczula sie glupio. Dlaczego rozmawiaja o Jimie rozdzieleni siatkowymi drzwiami? – Prad wysiadl.
– Wiem. Wyjdz na chwile, Caroline. Zawahala sie. Wydawal sie taki powazny.
– Cos sie stalo?
– Wyjdz. – Otworzyl drzwi.
– Dobrze. – Wyszla, cala spieta. – Zastanawialam sie wlasnie, czy ten deszcz jest dobry dla zbiorow.
– Nie przyszedlem tu rozmawiac o uprawie roli, o muzyce zreszta tez nie. – Wsadzil rece w kieszenie i razem patrzyli, jak blyskawice rozdzieraja niebo. – Musze zapytac cie o to, co bylo rano.
– Moze przyniose ci piwa? – Zrobila krok w tyl, siegajac do klamki. – Wczoraj kupilam cala skrzynke.
– Caroline! – Jego oczy blysnely w mroku. – Dlaczego nie pozwolilas mi sie dotknac?
– Nie rozumiem, o czym mowisz. – Przeczesala nerwowo palcami wlosy. – Pozwolilam ci. Kochalismy sie w salonie na kanapie.
– Pozwolilas mi sie kochac, ale nie pozwolilas mi sie dotknac. Jest roznica. Ogromna roznica.
Zesztywniala. Omal sie nie usmiechnal, widzac wyniosle spojrzenie, jakim go obrzucila.
– Jezeli przyjechales tu, zeby krytykowac moj wystep… – umilkla zdziwiona tym, co powiedziala.
– Duzo mowiace przejezyczenie. Poza tym nie krytykuje. Pytam. – Podszedl blizej, ale jej nie dotknal. – Ale mysle, ze wlasnie mi odpowiedzialas. To byl wystep. Moze potrzebowalas cos odegrac, zeby poczuc, ze zyjesz. Bog wie, ze masz do tego prawo. Pytam, czy tylko tego chcesz? Moge ci ofiarowac wiecej. Chce dac ci wiecej. Jezeli zechcesz to przyjac.
– Nie wiem. Nie tylko, czy chce, ale czy powinnam.
– Moge zostawic cie sama, jezeli masz zamiar to przemyslec. Albo mozesz mnie zaprosic do srodka. – Podniosl dlon do jej policzka. – Prosze, zapros mnie do srodka.
Nie tylko do domu, zrozumiala. Do jej wnetrza, fizycznie, emocjonalnie. Zamknela na chwile oczy. Kiedy je otworzyla, on nadal czekal.
– Nie stanowie najlepszej lokaty kapitalu. Usmiechnal sie lekko.
– Cholera, zlotko, ja tez nie. Odsunela sie, zeby otworzyc drzwi.
– Wejdz, prosze.
Tucker wypuscil ze swistem powietrze. W chwili gdy przekroczyl prog pochwycil Caroline w ramiona z taka gwaltownoscia, ze zachwiala sie na nogach.
– Tucker…
– Mogl to zrobic Ret Butler, moge i ja. -.Zamknal jej usta pocalunkiem i ruszyl w strone schodow. Szczesliwie nie musial sie martwic Ashleyem, a Luisa wybije jej dzisiaj z glowy.
– Jestes mokry. – Oparla glowe na jego ramieniu.
– Nie bede sie sprzeciwial, zebys sie rozebrala.
Rozesmiala sie. Jakie to latwe, pomyslala, jezeli czlowiek pozwoli sobie na luz.
– Jestes dla mnie taki dobry.
– Moge byc jeszcze lepszy. – Przystanal w drzwiach sypialni, zeby ja pocalowac.
– Nie moge sie tego doczekac.
– Tym razem bedziesz musiala.
Drzemala przygnieciona jego cialem. To i owo zaczynalo ja bolec, ale nawet bol sprawial jej radosc. Zawsze uwazala sie za sprawna kochanke – choc pod koniec ich znajomosci Luis mial zastrzezenia, ale nigdy nie czula sie tak zadowolona z siebie.
Przeciagnela sie z westchnieniem. Tucker przetoczyl sie na plecy, tak ze znalazla sie na nim.
– Lepiej? – zapytal, kiedy polozyla mu glowe na piersi.
– Przedtem tez bylo dobrze. – Usmiechnela sie i podniosla ciezkie powieki. Z niemalym zdziwieniem stwierdzila, ze leza w nogach lozka. – Jak sie tu znalezlismy?
– Sprawnosc fizyczna. Daj mi pare chwil, a znajdziemy sie w glowach.
– Hmmm. – Przycisnela usta do jego piersi. – Przestalo padac. I jest jeszcze bardziej goraco niz przedtem.
– Nie wiem, czy to przypadkiem nie nasza zasluga. Caroline uniosla glowe.
– Wiesz, czego chce?
– Skarbie, gdy tylko odzyskam sily, dam ci wszystko, czego zapragniesz.