– Za wszystko, za co chciala, zebym ja przeprosila. – Caroline machnela niedbale reka. – Przeciez chciala dla mnie jak najlepiej. Chciala mojego dobra. Pracowala i poswiecala sie dla mojej kariery.

– Twoj talent sie nie liczyl?

Caroline westchnela gleboko, jakby razem z powietrzem chciala wydalic z siebie choc troche goryczy.

– Ona juz taka jest. Tucker. Staram sie to zaakceptowac i prawie mi sie udalo. Byl czas, kiedy ja rowniez nie odpowiadalam za siebie. Tego wieczoru Luis przyszedl do mojego apartamentu w hotelu. Byl czarujacy, slodki, pelen skruchy. To wina stresu, powiedzial, rezultat tego, ze tak czesto musial obywac sie beze mnie, choc to oczywiscie nie usprawiedliwia jego zdrady, zapewnial mnie. Ale czul sie taki samotny, taki bezbronny, a moje watpliwosci i pytania tylko poglebialy stres. Te inne kobiety byly tylko namiastka mnie.

Chwycila kieliszek ze stolu.

– Wyobrazasz sobie kobiete z jedna pracujaca szara komorka w glowie, ktora by sie na to nabrala?

Tucker zaryzykowal i usmiechnal sie do niej.

– Aha.

Zatrzymala sie, wpila w niego wzrok, po czym zaczela sie smiac.

– Oczywiscie. Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Luis byl nadal jedynym mezczyzna, z ktorym spalam. Moze gdybym miala paru kochankow, bylabym mniej sklonna do ustepstw. Albo gdybym znala swoja wartosc jako kobiety, nie tylko jako muzyka, moze pokazalabym mu drzwi. A tak, zgodzilam sie o wszystkim zapomniec, zaczac od nowa. Rozmawialismy nawet o malzenstwie. O, w bardzo luzny, niezobowiazujacy sposob. Kiedy nadejdzie wlasciwy czas, powiedzial Luis. Kiedy zycie sie unormuje. Zgodzilam sie na nastepne tournee, poniewaz mnie o to poprosil.

Troche zdziwiona spojrzala na swoj kieliszek.

– Upijam sie.

– Nie szkodzi, ja prowadze. Mow dalej. Oparla sie o kuchenny blat.

– Luis mial byc dyrygentem, ja solistka. Mowil: to bedzie mordercza praca, oczywiscie, ale przynajmniej bedziemy razem. A przeciez tylko to sie liczy, prawda? Doktor Palamo – mniej wiecej w tym czasie zaczelam sie leczyc – odradzal mi to. Potrzebowalam spokoju i odpoczynku. Mialam, widzisz, wrzod na zoladku. Do tego migreny, bezsennosc, wyczerpanie. Wszystko bylo wynikiem stresu i doktor nie kryl, ze nastepne tournee tylko pogorszy sprawe. Nie posluchalam go.

– Powinien zawiezc cie do szpitala i przykuc do lozka lancuchem.

– Dokladnie to samo powiedzial – zdziwila sie i siorbnela troche wina. – W przeddzien naszego wyjazdu matka wydala przyjecie. Byla w swoim zywiole, dawala wszystkim wyraznie do zrozumienia, ze to przyjecie zareczynowe. Luis odpowiadal glupim smiechem. Wyjechalismy. Jak juz mowilam, Luis jest genialnym dyrygentem, wymagajacym, kaprysnym, ale bezwzglednie genialnym. Przejechalismy triumfalnie przez Europe. Po pierwszym tygodniu wyprowadzil sie do wlasnego apartamentu. Moja bezsennosc nie pozwalala mu nalezycie wypoczac.

– Oblesny dran.

– Raczej gladki. Bardzo gladki. W mojej karierze stanowil ogromny atut. Dopingowal mnie. Mowil, ze jestem najlepsza artystka, z jaka zdarzylo mu sie pracowac, ale ze moge byc jeszcze lepsza. Ze on mnie uksztaltuje, wymodeluje.

– Dlaczego nie kupil sobie plasteliny?

– Nie przyszlo mi do glowy zapytac. Trzeba mu oddac sprawiedliwosc, wychodzil ze skory, zeby udoskonalic moja gre. Zawodzil dopiero, gdy trzeba mnie bylo potraktowac jak kobiete. Zaczynalam czuc sie jak instrument, cos, co on nastraja i poleruje. Bylam taka zmeczona, chora, zagubiona. Irytowalo go jak diabli, kiedy przychodzilam na proby wyczerpana i slaba. Mnie zreszta tez. Irytowala mnie litosc okazywana mi przez innych czlonkow zespolu. Gralam dobrze, naprawde dobrze. Takie tournee wspomina sie zazwyczaj jako pasmo sal koncertowych, pokoi hotelowych, lotnisk, ale wiem, ze nigdy jeszcze nie gralam tak dobrze, i moze juz nigdy tak nie zagram. Zlapalam jakas infekcje i zylam na antybiotykach, sokach owocowych i muzyce. W ogole przestalismy ze soba sypiac. Powiedzial, ze nie staram sie go zadowolic. I mial racje. Potem obiecal mi, ze kiedy tournee sie skonczy, wyjedziemy na wakacje. Zylam tym. Koniec trasy, my dwoje na odludnej, cieplej plazy.

Ale nie dotrwalam do konca trasy. Bylismy w Toronto, dwie trzecie tournee mielismy za soba. Bylam strasznie chora i balam sie, ze nie przetrwam wieczornego wystepu. Zemdlalam w garderobie. To nieprzyjemne uczucie ocknac sie na podlodze.

– Jezu Chryste, Caroline! – Chcial wstac, ale go powstrzymala ruchem dloni.

– Gorzej to wyglada, kiedy sie o tym opowiada. W rzeczywistosci bylam po prostu bardzo zmeczona. I mialam potworna migrene. Chcialam zwinac sie w klebek i plakac. Powtarzalam sobie w duchu, ze to przeciez tylko jeden koncert, ze jezeli do niego pojde i mu to wyjasnie, on zrozumie. Wiec poszlam do niego. Tez lezal na podlodze w garderobie, tyle ze pod soba mial flecistke. Nawet mnie nie zauwazyli – powiedziala na wpol do siebie Wzruszyla ramionami. – I bardzo dobrze. Nie mialam sil na konfrontacje. W kazdym razie, gralam tego wieczora. Trzy bisy, stojace owacje, szesc razy podnoszono kurtyne. Byloby ich wiecej, gdybym nie zemdlala. Obudzilam sie w szpitalu.

– To on powinien sie leczyc!

– Och, to nie jego wina. On byl tylko symptomem. To moja wlasna robota. Zalatwila mnie wlasna zalosna potrzeba spelnienia oczekiwan innych ludzi. Luis nie doprowadzil mnie do choroby. Ja to zrobilam. Postawiono diagnoze: wyczerpanie organizmu. – Podeszla niespokojnie do stolu i nalala sobie resztke wina, starannie wytrzasajac ostatnie krople. – To bylo upokarzajace. Wolalabym, zeby to byl atak serca albo jakas rzadka, egzotyczna choroba. Przebadali mnie na wylot, zrobili setki testow, ale nic nie znalezli. Wyszlo im wyczerpanie polaczone z zalamaniem nerwowym. Doktor Palamo przylecial, zeby zajac sie mna osobiscie. I ani razu nie uslyszalam z jego ust sakramentalnego „a nie mowilem”. A. kiedys wykopal nawet Luisa z pokoju.

Tucker podniosl kieliszek.

– Za doktora Palamo!

– Byl dla mnie ratunkiem. Kiedy chcialam plakac, pozwalal mi plakac. Kiedy chcialam mowic, sluchal. Nie jest psychiatra i, chociaz polecil rai specjaliste, wolalam rozmawiac z nim. Potem przetransportowal mnie do szpitala w Filadelfii. Nie byl to w zasadzie szpital, raczej sanatorium. Matka opowiadala wszystkim, ze odpoczywam w willi na Riwierze. Willa na Riwierze, to brzmi lepiej niz sanatorium pod Filadelfia.

– Caroline, przykro mi, ale chyba nie lubie twojej matki.

– Nic nie szkodzi. Ona by cie tez nie lubila. Ale wypelniala sumiennie swoj obowiazek. Odwiedzala mnie trzy razy w tygodniu. Tata dzwonil co wieczor, nawet jezeli widzielismy sie w ciagu dnia. Orkiestra pojechala dalej beze mnie, a prasa uzywala sobie na moim zalamaniu nerwowym oraz romansie Luisa z flecistka. Przysylal mi kwiaty wraz z romantycznymi liscikami. Nie mial pojecia, ze go przylapalam.

Dopiero po trzech miesiacach wyzdrowialam na tyle, by moc wrocic do domu. Nadal bylam roztrzesiona, ale czulam sie silniejsza niz kiedykolwiek w zyciu. Zrozumialam, ze sama zrobilam z siebie ofiare. Pozwolilam innym wyzyskiwac cos, co powinno byc holubione jako dar od Boga. Moj talent nalezal do mnie, moje zycie nalezalo do mnie. Moje uczucia. Boze, coz to byla za euforia, wyzwolenie. Kiedy prawnicy odczytali mi testament babki, wiedzialam, co musze zrobic.

Matka zsiniala z wscieklosci. Nie tylko jej sie sprzeciwilam, Tucker, zrobilam o wiele wiecej. Stalam w tym cholernym, wymuskanym salonie i wrzeszczalam, oskarzalam i zadalam. Naturalnie zlozylam rowniez przeprosiny. Nielatwo sie pozbyc starych nawykow, ale trwalam przy swoim. I pojechalam na poludnie.

– Do Innocence.

– Do Baltimore. Wiedzialam, ze Luis ma tam jakies wystepy goscinne. zawiadomilam go o moim przyjezdzie. Och, byl zachwycony, wniebowziety. Zamowil intymna kolacyjke w swoim apartamencie. Rzucilam w niego szampanka i dopiero wtedy naprawde sie od niego uwolnilam. Cudowne uczucie. Byl tak wsciekly, ze wybiegl za mna na korytarz. Jakis mezczyzna z pokoju naprzeciwko, nie wiem nawet jak sie nazywal, wyjrzal w chwili, gdy Luis probowal sila zaciagnac mnie z powrotem. Znokautowal go. – Z polprzymknietymi oczami, sparodiowala prawego sierpowego. – Jeden cios w te doskonale zarysowana szczeke i Luisa mozna bylo liczyc.

– Mam nadzieje, ze postawilas facetowi drinka.

– To byloby ze wszech miar stosowne, ale ja nadal dzialalam pod wplywem impulsu. Zrobilam rzecz zupelnie absurdalna. Chwycilam tego kompletnie obcego mezczyzne, pocalowalam go prosto w usta i odeszlam.

– Jak sie czulas?

– Wolna. – Usiadla z westchnieniem. Bol glowy minal bez sladu. Zoladek przestal byc zbita klucha i byl znowu

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату