Wyobrazil sobie, ze zanurza sie w chlodna, orzezwiajaca ton. Wizja przyniosla chwilowa ulge. Tucker poprzestal na zmoczeniu chustki i ochlodzeniu twarzy i szyi.
Przypomnial sobie, ze brat Darleen znalazl w tym miejscu Arnette. Odmowil krotka modlitwe.
Nie pozwol, Boze, zebym to ja ja znalazl.
Ktos to zrobi, nie mial cienia watpliwosci. Odrzucil pocieszajaca teorie, ze Darleen uciekla z mezczyzna. Bylo to bez sensu. Darleen nie miala czasu, by znalezc sobie nowego kochanka po Billym T., a on twierdzil stanowczo, ze nic nie wie.
Tucker mu wierzyl. W gre wchodzila meska duma. Billy T. nie zwiazalby sie z kobieta, ktorej maz zaprawil go w glowe patelnia. Darleen nie byla dla Billy'ego T. nikim wyjatkowym. Nie odroznial jednej kobiety od drugiej.
Nasunelo mu sie nieuchronne porownanie z niejakim Tuckerem Longstreetem. Poczul gorycz w ustach.
Darleen nie pozostawilaby wlasnego samochodu na skraju drogi podczas burzy po to, by wskoczyc do wozu kochanka. Junior twierdzil, ze z jej ubran nic nie brakuje, a pieniadze na gospodarstwo leza nadal w puszce po kawie.
Ktos ja znajdzie, pomyslal znowu Tucker. I pomodlil sie, zeby to nie byl on.
Wszedl w trzciny. Jego grupa posuwala sie brzegiem strumienia, brodzac po kolana w blocie. Szukali, nie tracac nadziei, ze jedynym znaleziskiem okaza sie puszki po piwie i zuzyte prezerwatywy.
Wszyscy byli uzbrojeni, co napawalo Tuckera lekkim niepokojem. Junior rozwalil juz wodnego weza. Poniewaz sprawilo mu to wyrazna ulge, nikt sie nie poskarzyl.
Zreszta, prawie nie rozmawiano. Mezczyzni pracowali w milczeniu jak zolnierze organizujacy zasadzke. Jeden z helikopterow przyslanych przez policje okregowa przelatywal im co jakis czas nad glowami, beltajac gorace powietrze, krotkofalowka pobzykiwala u paska Burke'a. FBI nie kwapila sie, by przejac sprawe. Ale federalni nie znali przeciez Innocence i jej mieszkancow. Burns byl przekonany, ze ma do czynienia z kolejna niezadowolona zona, ktora wyruszyla na poszukiwanie szczescia i bardziej soczystych pastwisk.
Zdaniem Tuckera, Burns nie chcial przyznac, ze popelniono morderstwo tuz pod jego nosem.
Uslyszal przeciagly gwizd lokomotywy i pozalowal, ze nie znajduje sie w pociagu. Byle jakim pociagu jadacym w dowolnym kierunku.
Kiedy skonczyl obchod wyznaczonego mu terenu, przylaczyl sie do Burke'a. Juniora i Toby'ego, ktorzy pracowali w gorze strumienia.
– Na drugim brzegu tez juz prawie koncza – odezwal sie Burke. Nie spuszczal z oka Juniora, gotowy do dzialania, na wypadek gdyby maz Darleen chcial uspokoic nerwy strzelajac do czegos poza wodnymi wezami. – Singleton i Carl dzwonili znad stawu McNairow. Tam tez nic.
Toby March wrzucil swoj karabin do polciezarowki szeryfa. Pomyslal o swojej zonie i corce. Choc wstydzil sie tego, ogarnelo go uczucie wdziecznosci do zabojcy, ze najwyrazniej preferuje biala skore.
– Mamy jeszcze dobrych szesc godzin do zmroku – powiedzial do nikogo w szczegolnosci. – Moze ktos z nas wybralby sie do Rosedale i Greenville, popytal ludzi?
– Kazalam Barbarze Hopkins dzwonic po motelach, szpitalach i posterunkach policji. – Burke wyjal Juniorowi z reki karabin i wrzucil go do samochodu. – Okregowi rozsylaja jej zdjecie.
– No widzisz! – Will Shiver grzmotnal Juniora w plecy. – Znajda ja w jakims motelu, malujaca sobie paznokcie i gapiaca sie w telewizor.
Junior bez slowa strzasnal jego reke i odszedl na bok.
– Zostawcie go w spokoju – szepnal Burke. Mezczyzni odwrocili z zazenowaniem oczy. Toby zsunal daszek czapki mocniej na oczy i patrzyl pod slonce na droge.
– Ktos jedzie. Uplynelo kilkanascie sekund, zanim inni dostrzegli blask metalu poprzez fale goraca unoszace sie z asfaltu.
– Macie wzrok, wy czarni – powiedzial Will Shiver dobrodusznie. – Ten samochod jest trzy kilometry stad. – Oczy to jeden z organow – zauwazyl Toby z tak nieuchwytnym sarkazmem, ze Tucker musial przygryzc policzek od wewnatrz, aby sie nie usmiechnac. – Wiesz, co mowia o naszych organach. Willy poderwal glowe, bardzo zaintrygowany.
– No, slyszalem cos niecos od akuszerek.
– No wlasnie – powiedzial Toby lagodnie. – Kazda akuszerka to potwierdzi.
Tucker zakaszlal i odwrocil sie, zeby zapalic papierosa. Nie wypadalo sie smiac w obecnosci cierpiacego Juniora, choc smiech byl mu w tej chwili bardzo potrzebny.
Juz po chwili rozpoznal samochod po kolorze i predkosci, z jaka sie posuwal.
– To Josie. – Zerknal na Burke'a. – Zdaje sie, ze wypracowuje sobie kolejny mandat za przekroczenie predkosci.
Josie zahamowala, pryskajac zwirem spod kol i machajac dlonia przez okno.
– Barbara powiedziala, ze tu was znajdziemy. Przywiozlysmy wam z Earleen cos na zab.
Wysiadla, swieza i niezwykle pociagajaca w szortach i bluzeczce nie zakrywajacej brzucha. Wlosy miala zwiazane szyfonowa przepaska, ktora przypominala Tuckerowi matke.
– To bardzo ladne z waszej strony, drogie panie. – Will poslal Josie usmiech, za ktory otrzymalby siarczysty policzek od swojej narzeczonej.
– Lubimy sie troszczyc o naszych panow, prawda, Earleen? – Josie odpowiedziala Willy'emu usmiechem i zwrocila sie do Burke'a. – Zlotko, jestes wykonczony. Chodz, dostaniesz od Josie kubek mrozonej herbaty. Przywiozlysmy dwie banki.
– Mamy rowniez stos kanapek z szynka. – Earleen wytaszczyla z samochodu kosz. Ustawila go na poboczu i podniosla wieko. – Musicie podtrzymywac sily.
– Prosze panow, podano do stolu. – Josie dalej trajkotala beztrosko. – Uwinelysmy sie z Earleen tak zgrabnie, ze chyba wejdziemy w branze gastronomiczna. Junior, chodz po kanapke albo zranisz moje uczucia.
Nawet sie nie odwrocil, wiec Josie skinela na brata.
– Tucker, nalej kubek herbaty. – Sama rozwinela kanapke i polozyla ja na papierowej serwetce. – Earleen, tylko dopilnuj, zeby chlopcy zostawili cos dla innych, slyszysz? – Wziela kubek z rak Tuckera i obeszla ciezarowke.
Junior nadal gapil sie na droge. Josie widziala, jak drga mu miesien w policzku. Polozyla kanapke na masce samochodu, po czym wcisnela Juniorowi w reke kubek z herbata.
– Wypij to. Juniorze. Ten upal potrafi wysuszyc na wior. Czlowiek wypija galon wody i nawet nie chce mu sie sikac. No, juz. – Poglaskala go po plecach. – Nie pomozesz Darleen, jezeli padniesz tu na atak serca.
– Nie znalezlismy jej.
– Wiem, skarbie. Wypij to. – Przysunela kubek do jego warg. – Bylam u Happy. Kiedy wychodzila, twoj chlopak spal jak aniolek. Slodki jak ten twoj syn, i zdaje sie, ma twoje oczy.
Junior wypil herbate w dwoch haustach. Zabrala mu kubek i podsunela kanapke. Jadl machinalnie, patrzac przed siebie oczami zmetnialymi ze zmeczenia i niepokoju. Josie otoczyla go ramieniem, wiedzac, ze nic nie przynosi wiekszej ulgi w cierpieniu niz kontakt z drugim czlowiekiem.
– Wszystko bedzie dobrze, Juniorze. Obiecuje. Wszystko bedzie dobrze. Zobaczysz.
Lzy wypelnily mu oczy i splynely po policzkach, zlobiac korytarze w kurzu. Junior nie przestal jesc.
– Myslalem, ze przestalem ja kochac. Kiedy zobaczylem ja w kuchni z Billym T., zupelnie jakby serce mi sie zamknelo dla niej. Teraz juz tego nie czuje.
Poruszona jego cierpieniem, Josie pocalowala go w policzek.
– Wszystko sie ulozy, kochanie. Zaufaj Josie.
– Nie chce, zeby moj syn rosl bez matki.
– Nie bedzie musial. – Oczy Josie pociemnialy, kiedy ocierala lzy Juniora papierowa serwetka. – Tylko uwierz w to. Juniorze, a wszystko bedzie dobrze.
Szukali az do chwili, gdy zapadly kompletne ciemnosci. Tucker dotarl w koncu do domu i zostal powitany przez wykonczonego Bustera, ktory spedzil dzien w towarzystwie szczeniaka.
– Przejme go z twoich lap. – Tucker poklepal Bustera po lbie i wzial na rece Nieprzydatnego. Szczeniak wierzgal, szczekal i krecil sie jak piskorz.
Dziwie sie, ze moje stare psisko nie padlo na zawal – pomyslal. Skierowal sie do domu, marzac o piwie, zimnym prysznicu i widoku Caroline. W kuchni Della kroila rostbef, a kuzynka Lulu stawiala pasjansa.
– Co ty wyprawiasz?! Przynosisz mi do kuchni tego psa?!
– Ratuje zycie Busterowi. – Tucker postawil szczeniaka, ktory natychmiast wlazl pod krzeslo Lulu. – Jakies