wiadomosci od Caroline?
– Dzwonila dziesiec minut temu. Zostanie z Happy, dopoki Singleton albo Bobby Lee nie wroca do domu. – Della ulozyla starannie kolejny kawalek pieczeni. Widzac zmeczenie Tuckera, nie skarcila go, kiedy podkradl go z talerza. – Przyjdzie tu po ten worek pchel.
Tucker wymruczal cos z ustami pelnymi miesa i wyjal z lodowki piwo.
– Ja tez sie napije – powiedziala Lulu, nie podnoszac oczu. – Gra w karty poteguje pragnienie.
Tucker zerwal kapsel z drugiej butelki i postawil ja przed Lulu.
– Nie mozesz polozyc czarnej trojki na czarnej piatce. Musisz miec czerwona czworke.
– Wsadze ja tam, kiedy ja dostane. – Lulu podniosla butelke do ust, przechylila glowe i przyjrzala sie Tuckerowi.
– Wygladasz jakby cie przeciagneli przez bagno. – Trafna uwaga.
– Tej dziewczyny Fullerow ciagle nie ma? – Lulu wyluskala nieznacznie czerwona dziesiatke z talii. – Della pol dnia przesiedziala z Happy. Mnie pozostaje tylko pasjans.
– Mam obowiazki… – zaczela Della, ale kuzynka Lulu zbyla ja machnieciem reki. – Mowilam, ze wychodze. – Della wbila noz w deske do krojenia.
– Co ani na jote nie zmienilo sytuacji. W tym domu ludzie kreca sie jakby mieli owsiki. Josie znika na cale godziny, we dnie i w nocy. Tuckera nie ma caly bozy dzien. Dwayne wraca, bierze butelke wild turkey i wychodzi.
Della otworzyla usta, zeby powiedziec cos dosadnego, ale natychmiast je zamknela.
– Kiedy Dwayne wrocil?
– Pol godziny temu. Tak samo zablocony i skonany jak Tucker. W podobnym stanie wyszedl.
– Wzial samochod?
– Probowal, ale mu nie wyszlo. – Lulu wydobyla z kieszeni kluczyki. – Wzial butelke, wiec ja zabralam to.
Della skinela z aprobata glowa.
– Jak myslisz, dokad poszedl? – zapytal Tuckera, ktory probowal wymknac sie chylkiem z kuchni.
– Musze wziac prysznic.
– Nie umarles od tego brudu przez caly dzien, nie umrzesz jeszcze przez chwile. Idz i sprawdz, czy Dwayne nie poszedl nad staw.
– Cholera, Delio! Przeszedlem juz dzisiaj ze dwiescie kilometrow.
– Wiec przejdziesz jeszcze jeden. Nie pozwole, zeby wpadl do wody i sie utopil. Przyprowadz go do domu, zeby mogl sie umyc i najesc. Beda go rano potrzebowali tak samo jak ciebie.
Mruczac pod nosem, Tucker odstawil nie dopite piwo i ruszyl ku kuchennym drzwiom.
– Chryste, mam nadzieje, ze nie zdazyl sie jeszcze upic.
Byl dopiero na wpol pijany, i to mu najbardziej dogadzalo. Zmeczenie zmienilo sie w mile oszolomienie. Babranie sie w bagnie w towarzystwie Bobby'ego Lee, Carla i innych nie nalezalo do jego ulubionych sposobow spedzania dnia.
Ale poszedl chetnie. Pojdzie chetnie rowniez jutro. Nie szczedzil swego czasu i wysilku, nie widzial wiec powodu, dlaczego teraz ktos mialby mu zalowac kapki alkoholu.
Zal mu bylo zwlaszcza Bobby'ego Lee. Patrzac na spieta, przerazona twarz chlopca, zastanawial sie, co by czul szukajac wlasnej siostry.
Ta mysl kazala mu sie natychmiast napic.
Teraz chcial myslec wylacznie o rzeczach przyjemnych. Jak ladnie brzmia swierszcze jako kontrapunkt bzykania, ktore slyszal w glowie. Pomyslal, ze moze spedzi tu noc, patrzac jak wschodzi ksiezyc.
Kiedy usiadl przy nim Tucker, Dwayne podal mu laskawie butelke. Tucker wzial ja do reki, ale nie pil.
– To cie zabija, synu. Dwayne tylko sie usmiechnal.
– Ale ile daje przedtem przyjemnosci.
– Wiesz, ze Della martwi sie, kiedy to robisz.
– Nie robie tego, zeby martwic Delie.
– Wiec dlaczego to robisz, Dwayne? – Tucker nie spodziewal sie odpowiedzi i na nia nie czekal. Ocenil stan brata wprawnym okiem. Wiedzial, ze bedzie mowil skladnie i chetnie. – Pijanstwo to dobrowolne szalenstwo. Nie pamietam, kto to powiedzial, ale brzmi prawdziwie.
– Nie jestem jeszcze pijany, szalony tez nie. Choc pracuje nad jednym i drugim.
Szukajac wlasciwych slow. Tucker zapalil polowke papierosa.
– Dwayne, nie jest dobrze. Od paru lat robi sie coraz gorzej. Najpierw myslalem, ze to dlatego, ze wydarzylo sie tyle zlych rzeczy naraz. Umarl tata, mama. Odeszla Sissy. Potem, ze podlapales od ojca jakies geny i nic na to nie mozna poradzic.
Dwayne byl zirytowany, choc staral sie tego nie okazac. Odebral Tuckerowi butelke.
– Ty tez pijesz.
– Ale nie wypelniam sobie tym zycia.
– Kazdy robi to, w czym jest najlepszy. – Dwayne podniosl butelke do ust. – Ze wszystkich rzeczy, ktore probowalem, tej jednej na pewno nie spieprze.
– Gowno! – Gniew wybuchl w nim tak nagle, ze przestraszyli sie obaj. Tucker nie zdawal sobie dotad sprawy, ze to go dreczy, gryzie od wewnatrz, Swiadomosc, co zrobil z siebie jego starszy wspanialy brat, ktorego kiedys podziwial i ktoremu zazdroscil, byla nie do zniesienia. – Gowno! – Wyrwal Dwayne'owi butelke i wrzucil ja do stawu. – Mam tego dosc, do ciezkiej cholery! Mam dosc targania ciebie do domu, dosc wymyslania usprawiedliwien, dosc patrzenia, jak zabijasz sie butelka po butelce. Wystarczy, ze on to zrobil. Usiadl za sterami zalany w trupa. Popelnil samobojstwo, rownie skutecznie jak gdyby wsadzil sobie lufe do ust i pociagnal za spust.
Dwayne podniosl sie z trudem na nogi. Chwial sie troche, ale nie spuszczal wzroku z Tuckera.
– Nie masz prawa tak do mnie mowic. Nie masz prawa mowic tak o nim. Tucker zlapal Dwayne'a za przod koszuli, rozrywajac ja na szwach.
– Kto, u diabla, ma to prawo, jezeli nie ja? Wyroslem kochajac was, krzywdzony przez was.
– Nie jestem tata.
– On byl pierdolonym ochlapusem i ty tez nim jestes. Roznica polega na tym, ze on stawal sie agresywny, a ty zalosny.
– Za kogo ty sie, u licha, masz? – Na ustach Dwayne'a pojawil sie szyderczy usmieszek, kiedy on z kolei chwycil Tuckera za koszule. – Jestem starszy. To mnie sie czepial. Ja mialam to wszystko przejac, pieprzone dziedzictwo Longstreetow. To mnie odeslal do szkoly, mnie kazal pilnowac pol, a nie tobie. Tuck. Nigdy tego nie chcialem, ale on nie pozwolil mi pojsc wlasna droga. Teraz on nie zyje i moge robic co chce.
– Jak na razie zapijasz sie, to wszystko. Masz dwoch wlasnych synow. On przynajmniej byl przy nas. Zachowywal sie jak ojciec.
Dwayne wydal ryk gniewu i po chwili kotlowali sie juz w trawie, jak dwa psy szukajac miekkiego miejsca, zeby zatopic kly. Tucker przyjal cios na obolala klatke piersiowa. Bol wywolal eksplozje wscieklego gniewu. Byli juz obaj w stawie, a on jeszcze rozkrwawial bratu warge.
Poszli pod wode, wyplyneli, plujac i klnac. Kopali sie i tlukli piesciami, ale woda hamowala ruchy i obaj poczuli sie troche glupio.
Tucker chwycil Dwayne'a za podarta koszule i zamierzyl sie prawa reka. Dwayne stanal naprzeciwko niego w identycznej pozycji. Gapili sie na siebie, ciezko dyszac.
– Cholera! – Tucker opuscil reke, ale nie spuszczal brata z oczu. – Kiedys biles mocniej.
Dwayne dotknal ostroznie krwawiacej wargi.
– Kiedys byles wolniejszy.
– Chcialem wziac prysznic, ale to tez nie bylo zle. – Tucker odgarnal Mokre wlosy z oczu. – Bog jeden wie, co plywa w tej wodzie.
– Cwiartka whisky, to z pewnoscia – usmiechnal sie Dwayne. – Pamietasz, jak tu plywalismy w dziecinstwie?
– Nadal uwazasz, ze przescigniesz mnie do drugiego brzegu?
– Cholera! – Dwayne przekrecil sie w wodzie i rzucil naprzod. Ale lata picia spowolnily jego ruchy. Tucker pomknal jak wegorz. Zawrocili zgodnie ku brzegowi i polozyli sie na wodzie obserwujac wschodzacy ksiezyc.