– Naprawde jestes szybszy – powiedzial Dwayne, kiedy przestali dyszec. – Wiele sie zmienilo.

– To i owo.

– Zdaje sie, ze schrzanilem pare spraw.

– Jedna czy dwie.

– Balem sie. Tuck. – Dwayne zacisnal piesci w wodzie. – Wiem, ze powinienem przestac pic, ale jakos nie widze powodu, dlaczego mam to zrobic. Czasem nie pamietam, co sobie postanowilem. Budze sie chory i wszystko wydaje sie snem. Nie moge sie w tym polapac.

– Jakos na to zaradzimy. Sa miejsca, gdzie potrafia ci pomoc.

– Lubie czuc sie tak jak teraz. – Przez na wpol przymkniete powieki Dwayne patrzyl na przebudzenie sie gwiazd. – Lekki szumek w glowie i nic nie wydaje sie wazne. Chcialbym zatrzymac siebie w tej klatce.

– Nie ma tak dobrze.

– Czasem marze o tym, by cofnac sie w czasie. Zobaczyc, co schrzanilem, i to naprawic.

– Naprawic zawsze mozesz. Pamietasz ten model samolotu, ktory dostalem na urodziny? Rozbilem go za drugim razem, kiedy wzialem go do reki. Wiedzialem, ze tata obedrze mnie ze skory, jezeli sie dowie, ale ty go naprawiles. Mama zawsze mowila, ze masz talent do skladania rzeczy do kupy.

– Kiedys marzylem, zeby zostac inzynierem.

– Nigdy mi o tym nie mowiles. – Tucker podniosl sie zdumiony. Dwayne nadal spogladal w niebo.

– Nie bylo sensu. Lorigstreetowie sa plantatorami i biznesmenami. Ty moglbys sprobowac czegos innego. Ale ja bylem najstarszym synem. On nigdy nie dal mi wyboru.

– Nie widze powodu, dlaczego nie mialabys sprobowac teraz.

– Tuck, nie chrzan! Mam trzydziesci piec lat. Nie pora na nauke zawodu.

– Ludziom sie udaje, jezeli bardzo chca.

– Chcialem tego dziesiec, pietnascie lat temu. Teraz to juz poza mna Wiele rzeczy jest juz poza mna. – Probowal rozroznic gwiazdy, ale rozplynely sie w swietlana mgle. – Sissy wychodzi za tego sprzedawce.

– Mozna sie bylo spodziewac, ze wyjdzie za maz, za sprzedawce albo kogos innego.

– Mowi, ze on chce adoptowac moje dzieci. Dac im swoje nazwisko. Oczywiscie zapomnialaby o tym, gdybym podwoil alimenty.

– Nie musisz sie na to godzic, Dwayne. Te dzieciaki sa twoje. Zawsze beda twoje, niezaleznie od tego, co ona jeszcze wymysli.

– Nie, nie musze sie na to godzic – powiedzial leniwie Dwayne. – I nie mam zamiaru sie godzic. Sissy dowie sie, ze wszystko ma swoje granice, Nawet ze mna. – Jego westchnienie pobieglo nad ciemna woda. – Zrobilem sie wygodny, Tucker. – Katem oka dostrzegl ruch na wodzie. Pusta butelka, pomyslal, puste zycie. – Alkohol sprawia, ze czlowiek robi sie wygodny.

– W twoim przypadku sprawia, ze sie zabijasz.

– Nie zaczynaj!

– Cholera, Dwayne! – Chcial podplynac blizej i otarl sie noga o cos miekkiego i oslizglego. – Parszywe zebacze! Ale sie przestraszylem. – Odplynal, ogladajac sie przez ramie.

On rowniez ujrzal ksztalt na wodzie, ale nie pomylil go z butelka. Z otwartymi do krzyku ustami, obezwladniony strachem patrzyl na biala reke.

– Jezu! Slodki Jezu!

– Zebacze nie sa grozne, skubna cie co najwyzej – powiedzial Dwayne spokojnie. Zaklal, kiedy Tucker chwycil go za ramie. – Co w ciebie wstapilo?

– Chyba znalezlismy Darleen – wykrztusil, po czym zamknal oczy. Bog po prostu nie odpowiada na pewne modlitwy.

ROZDZIAL DWUDZIESTY CZWARTY

Dwayne dobrnal z trudem do brzegu. Byl kompletnie trzezwy. Opadl na czworaki i walczyl z mdlosciami.

– Chryste, Tuck! Slodki Jezusie! Co my teraz zrobimy? Tucker nie odpowiedzial. Lezal na plecach, gapiac sie w niebo. Bylo mu tak zimno, tak strasznie zimno, ze skupial caly wysilek na oddychaniu.

– Do stawu – powiedzial Dwayne i przelknal sline. – Ktos wrzucil ja do stawu. Bylismy tam razem z nia. Plywalismy razem z nia.

– Na pewno nie czuje sie tym urazona. – Tucker zakryl sobie ramieniem oczy, liczac na to, ze odpedzi w ten sposob obraz reki wystajacej z ciemnej wody, zakrzywionych palcow. Jakby po niego siegala. Jakby chciala go pochwycic i wciagnac w glab.

Musial sie upewnic, ze to Darleen Talbot, musial sie upewnic, ze juz nie mozna jej pomoc.

Wiec zacisnal zeby, chwycil za sztywny, martwy przegub i pociagnal. Wyskoczyla glowa. Zobaczyl… Boze, zobaczyl dzielo rozpoczete przez morderce, zakonczone juz prawie przez ryby.

Istota ludzka jest taka krucha, myslal teraz. Taka bezbronna. Tak latwo zmienic ja w cos ohydnego.

– Nie mozemy jej tak zostawic, Tuck. – Dwayne wzdrygnal sie na mysl o wejsciu z powrotem do stawu i dotkniecia tego, co niegdys byl Darleen Talbot. – To nieprzyzwoite.

– Musimy ja zostawic. – Tucker pomyslal z zalem o butelce, ktora wrzucil do stawu. Bylaby teraz jak znalazl. – Przynajmniej dopoki nie przyjdzie tu Burke. Idz do domu i zadzwon do niego. Jeden z nas powinien tu zostac. Zadzwon do Burke'a i powiedz mu, co znalezlismy. Powiedz mu. zeby zawiadomil agenta Burnsa. – Tucker usiadl i sciagnal mokra koszule. – I przynies mi suche fajki, dobrze? Piwem tez nie pogardze… – Zaklal, zobaczywszy Caroline idaca w ich strone. W trzech susach znalazl sie przy niej.

– Tak sie cieszysz, ze mnie widzisz? – zasmiala sie Caroline i uscisnela go mocno. – Postanowiliscie poplywac? Della mnie przyslala…

– Wroc do domu z Dwayne'em. – Chcial tylko, zeby znalazla sie jak najdalej od smierci i cierpienia. – Wroc i poczekaj tam na mnie.

– Dobrze, poczekam. – Wiedziala juz, ze stalo sie cos zlego. Przeniosla wzrok z Tuckera na jego brata. Warga Dwayne'a zaczela znowu krwawic, krew wydawala sie czarna na tle jego zbielalej twarzy. – Biliscie sie? Dwayne, masz rozbita warge.

Dwayne schowal glowe w ramiona. Della da mu popalic!

– Zadzwonie po Burke'a.

– Po Burke'a? – Caroline chwycila za ramie Tuckera, ktory probowal odciagnac ja w strone domu. – Po co wam Burke? – Poczula dziwny ciezar w piersiach. – Tucker?

Dowie sie predzej czy pozniej, lepiej, zeby uslyszala to od niego.

– Znalezlismy ja. W stawie.

– O, Boze! – Instynktownie spojrzala w strone wody, ale Tucker zaslonil jej widok.

– Dwayne idzie zadzwonic po Burke'a. Pojdziesz z nim.

– Nie, zostane z toba. – Potrzasnela glowa, zanim zdazyl zaprotestowac. – Zostaje, Tucker.

Poniewaz Tucker wzruszyl tylko ramionami, Dwayne pobiegl w strone domu. Lelek zaczal nawolywac, slodko i natarczywie.

– Jestes pewien? – Caroline wiedziala, ze to glupie pytanie.

– Aha. – Odetchnal gleboko. – Jestem pewien.

– Biedna Happy. – Musiala jeszcze o cos zapytac, ale slowa nie chcialy przejsc jej przez gardlo. – Tak jak te inne? – Ujela go mocno za reke i czekala, zeby zwrocil na nia wzrok. – Chce wiedziec.

– Jak inne. – Stanowczym ruchem odwrocil ja plecami do stawu, sluchali pokrzykiwan nocnych ptakow i patrzyli na swiatla Sweetwater.

Dalsze postepowanie przebiegalo sprawnie i bezdusznie, jakby nie dotyczylo ludzkiej istoty. Mezczyzni stali nad brzegiem, z twarzami zbielalymi w ostrym swietle reflektora umieszczonego na dachu terenowca Burke'a. Zrobiono zdjecia.

– W porzadku. – Burns skinal w strone wody. – Trzeba ja wyciagnac. Nikt sie nie odezwal. Burke zacisnal wargi i odpial pas z bronia.

– Ja to zrobie. – Tucker uslyszal wlasny glos i sam sie zdumial.

– To do ciebie nie nalezy, Tuck. – Burke rzucil pas na ziemie.

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату