oczu...
Zadrzal, przypominajac sobie chlodna dlon poruszajaca sie na jego penisie, ktora doprowadzila go do najwspanialszego orgazmu w jego zyciu. To zupelnie co innego, niz robienie tego samemu...
- Harry! Harry! - glos Hermiony przedarl sie przez mysli Harry'ego.
- Przestan wreszcie 'harrowac'! - warknal Gryfon. - Co? - dodal, widzac wyrzut w oczach przyjaciolki. Byl zly, ze Hermiona wciaz go nagabuje i nie pozwala mu spokojnie pomyslec.
- Co sie z toba dzieje? - fuknela Hermiona robiac obrazona mine.
- Przeciez mowie, ze nic! Przestan sie mnie wreszcie czepiac i zostaw mnie w spokoju! - syknal Harry, odsuwajac ze zloscia talerz i podnoszac sie gwaltownie z miejsca.
Chcial zostac sam.
Widzial, ze Ron otworzyl szeroko oczy, zaskoczony naglym wybuchem swego przyjaciela i chcial cos powiedziec, ale jego pelne usta nie pozwolily mu na to.
- Ide uprzatnac reszte schowkow - powiedzial gniewnie Harry, odwracajac sie plecami do przyjaciol i ruszajac w strone wyjscia. Nie obchodzilo go, czy sie na niego obraza, czy nie. Nawet nie czekal na protesty Hermiony. Czul na sobie odprowadzajace go spojrzenia czesci uczniow, wsrod ktorych bylo rowniez intensywne spojrzenie Draco Malfoya, jednak teraz nie byl w stanie zwracac na to uwagi.
Szedl szybko korytarzami, roztrzesiony i zdenerwowany. Nie rozumial, skad braly sie u niego te poklady agresji, ktore ostatnio wyrzucal z siebie w ilosciach zdolnych zatopic caly korytarz. Potrzebowal samotnosci, zeby to wszystko spokojnie przemyslec.
Nie interesowalo go zwyciestwo Armat we wczorajszym meczu, o ktorym przez caly czas opowiadal mu Ron. Nie mial ochoty sluchac o stercie prac domowych, o ktorej Hermiona caly czas mu przypominala i zameczala go, zeby pospieszyl sie ze sprzataniem, bo nic nie zdazy na jutro odrobic. Nic go nie interesowalo. Wszystko nagle zostalo zepchniete na dalszy plan. Najwazniejsze bylo teraz dla niego to, co wydarzylo sie wczoraj wieczorem w malym, zatechlym schowku w zimnych, mrocznych lochach Hogwartu. Chcial teraz myslec tylko o tym. Tylko o tym
Czul, ze jego zycie diametralnie sie teraz zmieni. Nie wiedzial dokladnie na czym ta zmiana miala polegac, ale na pewno nie bedzie to dla niego ten sam Hogwart, co wczesniej. Wszystko, na co spojrzal nosilo teraz dla niego znamie jego obsesji Severusem Snape'em.
Nie byl w stanie dokonczyc wczoraj sprzatania tego schowka. Po prostu nie potrafil sie na tym skupic. Zdruzgotany i zszokowany opuscil schowek, powlokl sie prosto do lazienki i siedzial tam tak dlugo, dopoki nie upewnil sie, ze wszyscy juz poszli spac.
Juz nigdy nie wroci do tego miejsca, ktore bylo swiadkiem jego calkowitego upokorzenia i jednoczesnie najwiekszej ekstazy. Wiedzial, ze Filch bedzie na niego wsciekly, ale nikt go tam nie zaciagnie, nawet sila.
Zostal mu jednak jeszcze jeden schowek w dolnej czesci zamku, najblizej komnat Slizgonow. Cale szczescie, ze odnoga, w ktorej sie znajdowal prowadzila daleko od gabinetu Snape'a. Jednak Gryfon caly czas odczuwal niepokoj. Byl w takim stanie, ze gdyby spotkal dzisiaj Snape'a na korytarzu, moglby uciec z krzykiem, albo - co gorsza - zemdlec z przerazenia.
Kiedy Harry, zamyslony schodzil do lochow, przypomnial sobie, ze nie zabral wiadra i calej reszty srodkow czystosci, ktore byly mu potrzebne do sprzatania, a ktore znajdowaly sie w schowku obok gabinetu Filcha. Westchnal zrezygnowany, odwrocil sie w polowie schodow i w tej samej chwili ujrzal ciemny ksztalt znikajacy za rogiem na szczycie schodow. Zaniepokojony spial sie caly i poczul nagly ciezar przygniatajacy jego serce.
Wszyscy uczniowie byli przeciez na sniadaniu. Nie moglby tutaj nikogo spotkac. Wlozyl dlon do kieszeni, zaciskajac ja na rozdzce i powoli zaczal wdrapywac sie po