schodach. Wpatrywal sie w rog korytarza z taka intensywnoscia, ze po chwili poczul lzy w oczach, jednak nie odwazyl sie mrugnac. Nasluchiwal, ale nie slyszal nic podejrzanego. Kiedy znalazl sie na szczycie schodow, zacisnal jeszcze mocniej dlon na rozdzce i z mocno bijacym sercem, wyjrzal ostroznie za rog.
Nikogo tam nie bylo.
Odetchnal z ulga wmawiajac sobie, ze cos mu sie pewnie wydawalo. Po co ktos mialby go sledzic? Jednak kolejne pietro pokonal biegiem.
Ze schowka obok gabinetu Filcha zabral szczotke, wiadro, srodki czystosci, scierki i miotelki i z calym pobrzekujacym ekwipunkiem rozpoczal ponowna wedrowke w dol, wprost do lochow.
Rozgladal sie bacznie, ale zadne dziwne zjawiska nie wyskoczyly na niego nagle zza rogu. Pomyslal o medalionie - prezencie od Luny, ktory spoczywal sobie spokojnie w kufrze w jego dormitorium. Zalowal, ze go przy sobie nie ma. A nuz okazaloby sie, ze jednak dziala.
'Nie ma powodow do niepokoju. Jestem w Hogwarcie - najbezpieczniejszym w tej chwili miejscu w Czarodziejskim Swiecie. Nie ma tu nic groznego. No, moze poza trojglowymi psami, ogromnymi pajakami, wezami, ktore jednym spojrzeniem moga zabic czlowieka i cala masa innych dziwnych stworzen ukrywajacych sie w zakamarkach zamku. I Snape'em.' - myslal, stawiajac wiadro na jednym ze stopni i przeciagajac sie. - 'To pewnie byl tylko Irytek, albo jakis inny duch.'
Katem oka dostrzegl ruch na szczycie schodow, jednak kiedy odwrocil glowe, zobaczyl tylko kilka wiszacych na scianach obrazow. Stary opasly mnich drzemal w swych ramach, a stado hipopotamow spokojnie wylegiwalo sie w wodzie. Nikt sie nie poruszal na obrazach. Skad wiec to wrazenie?
'Mam jakies omamy. Pewnie z niewyspania' - pomyslal Harry, lapiac ponownie wiadro i schodzac do zimnych lochow. Kiedy przemierzal dlugi, surowy korytarz czul, jak chlod przenika jego ubranie i wstrzasa jego cialem. Tu zawsze bylo zimno. Prawie o tym zapomnial, przypominajac sobie zar, ktory plonal w nim wczoraj, kiedy on i Mistrz Eliksirow...
Harry poczul jak jego twarz oblewa sie rumiencem. Naprawde nie wyobrazal sobie, ze moglby sie teraz spotkac ze Snape'em. Na sama mysl o tym oblewal go zimny pot.
W koncu dotarl do celu. Najbardziej zapuszczony i zapomniany schowek w calym zamku znajdowal sie zaledwie kilkanascie metrow od wejscia do pokoju wspolnego Slizgonow, w mrocznej wnece za rogiem. Harry byl tutaj tylko raz w zyciu, kiedy razem z Ronem wypili Eliksir Wielosokowy i zamienili sie w Crabbe'a i Goyle'a - dwoch wiernych osilkow Malfoya.
O tej porze nie bylo tu nikogo, ale Harry wiedzial, ze wkrotce zaczna pojawiac sie powracajacy ze sniadania uczniowie Slytherinu. Wolal wiec nie kusic losu i szybko zaszyl sie w mroku otaczajacym schowek. Kiedy otworzyl drzwi, w jego nozdrza buchnal odrazajacy odor stechlizny i szczurzych odchodow. Zatkal nos, krztuszac sie przez chwile i machnieciami dlonia starajac sie odpedzic zapach.
'Bede po tym smierdzial gorzej od Stworka' - pomyslal ze wstretem, probujac dojrzec cos w ciemnosci.
Wyjal z kieszeni rozdzke, zeby przyswiecic sobie troche w poszukiwaniu jakiejs swiecy, kiedy nagle czyjes silne rece zlapaly go od tylu i uniosly w gore, a twarda jak skala piesc wbila sie w jego brzuch, pozbawiajac go tchu. Zanim Gryfon zdazyl sie zorientowac, rozdzka zostala wyrwana z jego dloni, a on sam znalazl sie na podlodze, trzymajac sie za brzuch i probujac zlapac oddech. Przed jego oczami pojawily sie gwiazdy, a w uszach slyszal tylko szum, przez ktory jednak przebil sie po chwili znajomy, jadowity glos:
- Nie jestes juz taki buntowniczy, co Potter?
Do uszu Harry'ego dotarly dwa ochryple smiechy.
- Czego chcesz Malfoy? - wydusil Harry, zaciskajac zeby i podnoszac wzrok.