obecnosci Snape'a!
Gryfon poczul, ze spojrzenie wypalajace skore na jego plecach, przybralo na sile.
- Skoro Potter i jego 'ukochana' sobie tego zycza... - glos Mistrza Eliksirow ociekal szyderstwem.
Harry zapragnal nagle rozplynac sie w powietrzu. Uslyszal za soba kroki i po chwili trzask drzwi gabinetu pani Pomfrey.
Ogarnelo go zle przeczucie.
*
- Harry, kochaneczku!
Chlopak otworzyl oczy, czujac delikatne szarpanie za ramie.
- Jest juz pozno. powinienes wracac do swojego dormitorium - wyszeptala pani Pomfrey, patrzac z troska na Harry'ego.
Gryfon przeciagnal zaspane miesnie.
- Czy wie juz pani, co jej dolega?
Przez twarz pielegniarki przeplynal cien.
- Profesor Snape uznal, ze to nie jest choroba. - Na dzwiek nazwiska Mistrza Eliksirow serce Harry'ego drgnelo. - Stwierdzil, ze dziewczyna byla systematycznie podtruwana. W jej dormitorium znalezlismy medalion zawierajacy esencje ze Zmorykory. Zakleta w medalionie trucizna przedostawala sie przez skore do ukladu oddechowego Luny i systematycznie pogarszala jej stan zdrowia. Tylko profesor Snape potrafi uwarzyc antidotum. Nic innego nie mozemy zrobic, jedynie probowac zatrzymac niszczacy postep trucizny, dopoki Luna nie otrzyma antidotum.
Harry siedzial bez slowa, patrzac na pania Pomfrey szeroko otwartymi oczami. Kiedy sie odezwal, jego glos drzal:
- Pani Pomfrey, kto chcialby otruc Lune?
- Nie wiem, kochaneczku. Naprawde nie wiem.
Harry czul, ze podloga wymyka mu sie spod nog, kiedy podniosl sie powoli, nie spuszczajac wzroku z sinej twarzy Luny. Mysli wirowaly szalenczo w jego umysle, sprawiajac, ze Harry'emu krecilo sie w glowie.
Jak we snie wzial z podlogi swoja torbe i powoli zaczal wlec sie do wschodniej wiezy, a w jego umysle wciaz dzwieczaly slowa 'otruta' i 'antidotum'.
Harry nagle przystanal.
A jezeli to Snape dal Lunie ten medalion?
Nie, to niemozliwe!
A jezeli chcial pozbyc sie Luny, zeby miec Harry'ego tylko dla siebie?
Nie, to zupelnie nieprawdopodobne! Snape nie zrobilby czegos takiego. Poza tym, Mistrz Eliksirow najwyrazniej uznal, ze nie chce miec z Harrym nic wspolnego, skoro przez caly tydzien zachowywal sie tak, jakby Harry nie istnial.
Nie, to musial byc ktos inny. Ale kto?
Komu Luna moglaby sie az tak narazic?
Harry mial ogromna nadzieje, ze Snape zrobi antidotum najszybciej, jak to mozliwe.