musial...
Wystarczylo tylko... wyrzucic to z siebie. Caly ten ciezar. Ten paralizujacy strach. Zamknac oczy i po prostu... tulic sie do tych czarnych szat. I juz nigdy nie musiec wynurzac sie z obejmujacej go ciemnosci.
Jego gardlo bylo tak scisniete i palilo tak bardzo, jakby ktos wlal mu w nie kwas, ktory przezarl je na wylot, sprawiajac, ze Harry nie byl w stanie wydusic z siebie slowa.
Odwrocil sie gwaltownie, nie chcac, by Severus to zobaczyl.
To nie nalezalo do niego. To byl jego sekret. Jego ciezar. Ciezar, ktory juz za pare godzin zniknie na zawsze.
I wtedy uslyszal glos Severusa. Znacznie blizej. Tuz za soba.
- Co sie stalo? - Jego ton stal sie subtelniejszy, jakby Severus nie chcial go sploszyc. I Harry wyczuwal w nim znacznie wieksze... zdenerwowanie. - Co probujesz przede mna ukryc? Co chciales zrobic?
Harry zacisnal powieki.
Nie. Niech do niego nie podchodzi! Niech go zostawi! Niech pozwoli mu odejsc.
- Potter? - Ostrozny dotyk na ramieniu sprawil, ze Harry gwaltownie otworzyl oczy.
Zaledwie kilka godzin temu wszystko wygladalo tak inaczej. Wystarczylo tylko wziac eliksir i pojsc.
A teraz?
Zamknal oczy, odwrocil sie i rzucil do przodu, oplatajac ramionami naga klate piersiowa Severusa i wtulajac sie w niego z taka sila, jakby pragnal sie z nim stopic.
- Ja... naprawde musze zaczerpnac powietrza... duszno mi. Nie martw sie. Nic sie nie stalo.
Blagam, uwierz w to i mnie pusc. Blagam, blagam, blagam...
Severus poruszyl sie i Harry poczul lagodny dotyk na brodzie, unoszacy jego twarz. Jeszcze mocniej zacisnal powieki, chociaz niewiele brakowalo, a rozchylilby je, kiedy poczul goracy jezyk, wslizgujacy mu sie do ust niczym waz. Kolana ugiely sie pod nim, a skore pokryla misterna siatka dreszczy. Twarde, wilgotne wargi przywarly ciasno do jego warg, a oddech Severusa zmieszal sie z oddechem Harry'ego.
Boze, to bylo tak cudowne... uwielbial, kiedy Severus calowal go w ten sposob...
Jego dlonie mimowolnie powedrowaly w gore, wplatajac sie we wlosy mezczyzny, a wtedy Snape przygarnal go do siebie jeszcze blizej, poglebiajac pocalunek i penetrujac wnetrze ust Harry'ego z takim pragnieniem, jakby probowal wyssac z niego dusze.
I nagle, w ulamku sekundy... wargi i jezyk zniknely.
Harry poczul sie tak, jakby nagle zabrano mu powietrze i gwaltownie uniosl powieki.
Ujrzal przed soba dwoje idealnie czarnych oczu, wpatrujacych sie w niego z najwyzszym skupieniem.
I dokladnie w tej samej chwili wszystko zaczelo wirowac, rozmazujac mu sie przed oczami. Jego dusza otworzyla sie, niezdolna do obrony, poddajac sie napierajacej czerni i z pelnym otepienia przerazeniem zrozumial, ze w tym wlasnie momencie... przegral.
Otoczyla go ciemnosc. Nieprzenikniona ciemnosc, przez ktora spadal i spadal i mial wrazenie, ze trwa to w nieskonczonosc. Gdzies w oddali trzaskaly drzwi, widzial migajace w oknach swiatla, ktore mijal z ogromna predkoscia, ale nie potrafil sie zatrzymac.
W koncu uderzyl o
