na to. Zlapal go za nadgarstek i niemal zmiazdzyl mu go w uscisku, odciagajac jego reke na bok i warczac mu prosto w twarz:
- Taka byla moja rola! Miales byc bezpieczny! Ale ty jak zawsze musiales sie wpieprzyc i wszystko pokrzyzowac! Jak jakis narwany, bezrozumny glupiec, ktory zawsze musi postawic na swoim! Skad ci w ogole przyszlo do glowy, zeby napisac do Niego list?! I to po tym wszystkim, co ci zgotowalem! Calkowicie postradales rozum!
Harry czul bol w sciskanej przez Severusa rece, ale to jedynie podsycalo w nim wscieklosc. Skoczyl do przodu, wbijajac plonace gniewem spojrzenie w czarne, twarde i ostre niczym stal oczy naprzeciw.
- Nie moglem pozwolic ci zginac! Nie rozumiesz tego?!
- Nie, to ty nie rozumiesz! - przerwal mu mezczyzna, jeszcze bardziej wzmacniajac uscisk. - Jak mogles ukrywac przede mna cos takiego?! Co wlasciwie chciales zrobic?! Wymknac sie po cichu z moich komnat i poleciec do Czarnego Pana bez ani jednego slowa?! Przekroczyles wszelkie dopuszczalne granice! Zniszczyles wszystko! Wszystko, co dla ciebie poswiecilem! Wszystko poszlo na marne, poniewaz jak zwykle musiales odegrac role pieprzonego bohatera, ktory ma za nic swoje zycie!
- Nie! Zrobilem to, co uwazalem za sluszne! Dla ciebie zrobilbym wszystko! To byla moja decyzja, a ty nie masz prawa jej kwestionowac, skoro sam postapiles tak samo!
Do oczu Severusa naplynela ciemnosc. Jeszcze gestsza i bardziej niebezpieczna niz do tej pory.
- Tak, i teraz tego zaluje. Gdybym wiedzial, jak nisko cenisz swoje zycie, zabralbym cie do niego bez wahania i uwolnilbym sie od was obu raz na zawsze. - Uscisk stal sie tak silny, ze Harry stracil na chwile oddech, tonac w mroku spojrzenia mezczyzny. - Niech bedzie przeklety dzien, w ktorym pojawiles sie w moim zyciu.
Harry poczul uklucie. Tak przerazajaco bolesne, ze jego wolna reka sama powedrowala w gore, zamachnela sie i...
TRZASK!
Sila, ktora Harry wlozyl w uderzenie, odwrocila twarz Severusa w bok, ukrywajac ja pod kurtyna wlosow.
Zapadla cisza. Tak gesta, jakby caly swiat wstrzymal oddech.
Harry szeroko otwartymi oczami wpatrywal sie w mezczyzne, czujac pieczenie w dloni, ktora go spoliczkowal.
Boze. Nie chcial tego zrobic. Nie chcial. Ale to byl jedyny sposob, by... by przestal.
Severus juz taki byl. Kiedy czul sie zdradzony i zraniony, uderzal tak mocno i tak zawziecie, ze zapominal o wszystkim, dopoki nie zniszczyl i nie zmiazdzyl tego, kto wywolal w nim te... reakcje. I Harry o tym wiedzial. Wiedzial, ze wszystko, co mowil bylo nieprawda, ale nawet nieprawdziwe slowa potrafia wypalic glebokie rany, gdy wypowiadane sa z takim przekonaniem...
Musial to przerwac.
A teraz czul sie okropnie. Jakby cos ciezkiego wlalo mu sie do zoladka i zamienilo w uwierajacy go kamien. I ten ciezar sprawil, ze ledwie utrzymywal sie na drzacych nogach.
Jego bijace gwaltownie serce zatrzymalo sie na chwile, gdy Severus poruszyl sie, powoli odwracajac glowe z powrotem i Harry ujrzal jego spojrzenie.
Calkowicie niewzruszone. Przypominajace zahartowana w ogniu i lodzie stal.
- Nie rob tego, prosze... - Szept, ktory wydobyl sie z ust Harry'ego, nawet jemu samemu wydal sie zbyt glosny w otaczajacej ich gestej ciszy. - Pragnalem jedynie, zebys wrocil caly i zdrowy. Tylko tyle.
