na utrate swojej pozycji i szacunku w ich oczach. Nie jestes tez osoba, ktora ucieka i nigdy bys tego nie zrobil. Zawsze stawiasz czola niebezpieczenstwu. Nie umialbys zyc, ciagle ogladajac sie przez ramie i do konca zycia sie ukrywajac. Powrot do Hogwartu i kontynuowanie misji takze nie wchodzily w gre. Nie po tym, kiedy calkowicie straciles moje zaufanie. Nie moglbys juz go odbudowac i Voldemort zdawal sobie z tego sprawe. A on nie wybacza. Wiedzialem, ze cie zabije. Tak wiec... kazda droga, ktora podazalem w myslach, konczyla sie twoja smiercia. Moglem wiec zrobic tylko jedno. Powstrzymac to. - Kiedy skonczyl mowic, ponownie musial zaczerpnac tchu.
Severus przypatrywal mu sie spod przymruzonych powiek. Nie powiedzial slowa. Nie poruszyl sie. Po prostu patrzyl na niego i Harry z kazda chwila czul sie coraz bardziej niepewnie, nie potrafiac rozszyfrowac tego spojrzenia.
Nagle podniosl sie. Zrobil to tak gwaltownie, ze Harry w obronnym odruchu takze zerwal sie z fotela i cofnal o krok, gotow bronic sie, gdyby Severus znowu chcial go zaatakowac.
Wystarczyly dwa kroki, aby mezczyzna znalazl sie przy nim i serce Harry'ego zatrzymalo sie, a miesnie calego ciala napiely i w tej samej chwili... dwie chlodne dlonie ujely jego twarz, unoszac ja w gore, a spojrzenie czarnych oczu zaglebilo sie w jego zrenicach i Harry ujrzal na twarzy Severusa cos tak poteznego, tak pieknego, ze wszystko inne przestalo miec jakiekolwiek znaczenie.
Lecz zanim zdazyl dokladniej sie temu przyjrzec, dlonie zsunely mu sie na barki i Severus oplotl go swoimi ramionami, przygarniajac go do siebie i zamykajac w zelaznym uscisku z taka zachlannoscia, ze Harry na chwile stracil dech w plucach.
- On mi ciebie nie zabierze... Nie pozwole mu na to. - Szept Severusa byl niezwykle cichy, ale odbil sie glosnym echem w sercu Harry'ego, zalewajac jego cialo fala ciepla, ktore rozluznilo go i uspokoilo. Ale i tak nie bylo w stanie odegnac wilgotnego chlodu, ktory pelzal na dnie jego duszy.
Boze, gdyby bylo jakiekolwiek wyjscie... Jakiekolwiek!
Ale nawet Severus... nawet on nie mogl powstrzymac Voldemorta. Nikt nie mogl.
- To, co powiedzialem... - zaczal Severus, ale zacial sie, jakby mial problem z wyslowieniem sie. - Nie mialem...
- Wiem, Severusie - odparl cicho Harry, przymykajac oczy i obejmujac ramionami naga klatke piersiowa mezczyzny. - Wiem.
Nie. Nie bylo innego wyjscia. A jezeli szybko tego nie zakonczy, nie bedzie juz zadnego.
- Ja... - zaczal niepewnie, oblizujac wargi i wdychajac gleboko unoszacy sie wokol ziolowy zapach Severusa. - Ja musze tam isc, Severusie. Wiesz o tym.
Atmosfera zmienila sie tak gwaltownie, iz Harry doznal wrazenia, jakby do komnaty wdarl sie nagle mrozny wiatr z zewnatrz. Cialo mezczyzny napielo sie, a jego uscisk stal sie silniejszy.
- Nie. Nie dostanie cie - wycharczal Severus i Harry uslyszal w jego glosie tak wielka nienawisc, iz mimowolnie zadrzal. - Nawet gdyby z wscieklosci zniszczyl caly Czarodziejski Swiat, az nie pozostalby kamien na kamieniu, to nie dotknie cie nawet jednym palcem. I nawet gdyby w nieskonczonosc szukal cie wsrod zgliszczy i popiolow, nie odnajdzie cie.
Slowa Severusa nie pomagaly. Sprawialy jedynie bol, ktory pulsowal w piersi coraz mocniej i mocniej, niczym tykajaca bomba.
- Ale ja nie chce, zeby wszystkich... - zaczal, lecz mezczyzna nie pozwolil mu dokonczyc.
- Jestes dla niego latwym celem. Bedzie utrzymywal cie przy zyciu, dopoki nie odbierze ci mocy. To jest jego plan. Jego obsesja. Pozniej cie zabije.
