mechanizmy… Kiedy rodzice wrocili do domu, zastali policje i woz strazy pozarnej. – Westchnela a nastepnie zaczela opowiadac kolejne zabawne historyjki.
Uslyszal opowiesc o szkolnym przedstawieniu, w ktorym wystepowala jako kroliczek i spadla ze sceny. Wspomniala o dniu, kiedy dostala prawo jazdy i wpakowala samochod na sciane garazu. Steve podejrzewal, ze probowala go rozsmieszyc – i udalo jej sie.
Jednakze kiedy zjedli salatke i chili, zorientowal sie, iz wszystkie jej opowiesci maja wspolny temat – dotyczyly rzeczy, ktore zrobila zle, jej nieszczesliwych przygod. Relacjonowala je z cierpkim rozbawieniem, Steve mial jednak wrazenie, iz probuje mu przekazac, ze tak naprawde jest tylko pechowcem i nieudacznikiem, kobieta ktora nie moze zainteresowac zadnego mezczyzny.
– W kazdym razie… – odsunela pusty talerz i wyciagnela nogi w kierunku ognia – moi rodzice sa naprawde wspaniali. Uwielbiam ich, ale nigdy nie robilam tego, czego ode mnie oczekiwali. Obawiam sie, ze nie bylam idealnym dzieckiem.
– Wiem, jak to jest. – Kiedy ujrzal jej pusty kieliszek, natychmiast siegnal po butelke. – Moje kontakty z ojcem przypominaja stosunki niedzwiedzia i pumy dzielacych ten sam obszar lowiecki. Od trzech lat nasza rodzina gospodaruje na rancho. Mam dwie mlodsze siostry, lecz jestem jedynym synem. Ojciec spodziewal sie, ze bede kontynuowal rodzinna tradycje, ale chocby zalezalo od tego moje zycie, nie potrafilbym sie zainteresowac prowadzeniem gospodarstwa. Kiedy bylem nastolatkiem, moglem przebywac w tym samym pokoju z ojcem najwyzej piec minut, a pozniej zaczynalismy sie klocic.
– Najwyzej piec minut?
– To dobry czlowiek. Szanuje go i kocham jak diabli. Ale nigdy nie potrafilismy sie porozumiec. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek nam sie to uda Dorastalem czujac sie jak wyrzutek.
– Dokladnie jak ja.
Po raz pierwszy od poczatku kolacji spojrzala mu prosto w oczy. W jej glosie uslyszal te sama milosc do rodziny, jaka sam odczuwal, i to samo uczucie pustki i izolacji. Podobienstwo ich doswiadczen najwyrazniej zdumiewalo Mary Ellen.
Ale nie jego. Z pozoru tak bardzo roznili sie od siebie – niczym delikatna roza i niezreczny bawol. Lecz Steve od poczatku wyczuwal laczaca ich wspolnote charakterow.
W blasku ognia jej skora wygladala jak kosc sloniowa, oczy nabraly barwy glebokiego blekitu jeziora o polnocy. Ona wie, pomyslal. Musi wiedziec, ze w tym pokoju jest dosc seksualnego napiecia by uruchomic reaktor nuklearny. Mozliwe, ze wyczula te narastajaca fale, bo jej spojrzenie nagle umknelo w bok. Zerwala sie szybciej niz sploszona gazela.
– Trzeba pozmywac – oznajmila.
– Pozmywac?
Zerknal na tace pelna brudnych naczyn i zaklal w duchu. – Nie ma sprawy, nie musisz, mi pomagac.
I narazic sie jej na reszte zycia? Zaniosl ciezka tace do kuchni i ulokowal sie przy zlewie. Zaczal zmywac. Mary Ellen wycierala i chowala naczynia. Na zewnatrz wieczorne niebo pociemnialo, nabierajac barwy grafitu. Zaczal padac snieg. Wielkie blyszczace platki przywieraly do okien i tworzyly gruba warstwe na parapecie. Oswietlony od wewnatrz dom byl niczym wysepka na oceanie. To dlatego, ze ona tu jest, pomyslal Steve.
Czekajac, az Steve skonczy mycie ostatniego garnka wspiela sie na palce i wyjrzala przez okno na dwor.
– Nie wierze wlasnym oczom. Znowu pada. Drogi beda oblodzone. Czy naprawde musisz jeszcze dzis wieczorem nakarmic szczenieta?
– Owszem. Ostatni raz. Ale dopiero za kilka godzin. – Zerknal na nia. – Nie boisz sie? W koncu mieszkasz calkiem sama na takim pustkowiu.
Potrzasnela glowa.
– Ani troche. Uwielbiam te lasy i cala okolice. A co do samotnosci, potrafie zadbac o siebie. Po raz pierwszy w zyciu zyje na wlasny rachunek. Podoba mi sie to, ta niezaleznosc, prywatnosc… – Wskazala swoj warsztat naprawczy i zachichotala. – I swoboda balaganienia. Chociaz raz nie przeszkadza to nikomu poza mna sama.
– Nie tesknisz za kims szczegolnym ze swoich rodzinnych stron? – spytal bez specjalnego nacisku. Podal jej ociekajacy woda garnek, a ona natychmiast zaczela wycierac go sciereczka.
– Oczywiscie. Za moja rodzina, przyjaciolmi…
– Chodzilo mi o mezczyzne.
– Ach, tak. No coz… byl ktos taki. – Przykucnela chowajac garnek w dolnej szafce. – Bylam nawet zareczona, ale rozstalismy sie. Chwilowo calkowicie odpowiada mi wolnosc.
A zatem byl jakis mezczyzna. I to niedawno. Steve wytarl rece i zgasil swiatlo w kuchni. Padajace zza okna srebrzyste cienie drgaly na jej wyrazistej twarzy. Wyczuwal, ze opowiesc o bylym narzeczonym moglaby pomoc mu w zrozumieniu tej tajemniczej dziewczyny, lecz instynkt ostrzegal go, aby jej o nic nie wypytywac. Przynajmniej nie teraz.
– Ja takze kocham wolnosc. Choc badania nad wilkami pozwalaja mi spojrzec na te kwestie z calkiem nowej perspektywy. – Usmiechnal sie szeroko. – Niedlugo musze wyjsc. Ale co powiesz na to, zebym jeszcze dolozyl drew do ognia? A potem wypijemy po kieliszku wina. Musze ci opowiedziec o moich wilkach, o tym, jak tancza.
– Tancza?
– Owszem – odparl. – Tancza.
ROZDZIAL SZOSTY
– Daj spokoj. Wilki przeciez nie moga tanczyc.
– Alez moga. – Steve wrzucil do ognia dwie starannie wybrane debowe klody, po czym wyciagnal sie obok Mary Ellen na grubym dywanie. Wszedzie wokol wirowaly cienie – na scianach, kamiennym obramowaniu paleniska na jej twarzy. Zauwazyl, ze nie tylko przyniosla dwa kieliszki wina, ale calkowicie sie odprezyla w chwili, gdy oznajmil, ze wkrotce wychodzi. Rzecz jasna „wkrotce” to okreslenie wzgledne. Teraz nie oderwalby go od niej nawet wybuch bomby.
– Ich taniec wiaze sie z wyborem partnera – wyjasnil. – Tylko raz widzialem ten rytual. To bylo na Alasce. Czy wspominalem ci, ze samiec alfa jako jedyny w stadzie dobiera sobie partnerke? W tamtej grupie samcem alfa byl wielki szary wilk, ktorego nazwalem Romeo. Naprawde byl dumny i pelen godnosci, przynajmniej przez wiekszosc czasu. Kiedy jednak zadurzyl sie w popielatej mlodce, zamienil sie w niesmialego fajtlape.
Gdy Mary Ellen zachichotala wyobrazajac to sobie, Steve siegnal ponad jej glowa i zgasil lampe stojaca przy kanapie.
– Nie masz chyba nic przeciw temu, prawda? Swiecila mi prosto w oczy.
– Nie. Mnie takze razila. Mow, co dalej z tym romansem – rzucila niecierpliwie.
– No coz… Julia wiedziala ze Romeo jest nia zainteresowany. Osobiscie sadze, ze wilczyca od razu decyduje sie na partnera. Jednakze duma nie pozwala jej byc ulegla. Choc to dominujacy samiec i samica moze nawet nieco sie go obawia, jednak w kwestii milosci to ona jest szefem i oboje doskonale o tym wiedza. Julia pozwalala mu wloczyc sie za soba przez caly czas kompletnie go ignorujac. Kiedy jednak zapadl w krotka drzemke, dokladnie w tym momencie przeszla obok niego i machnela mu ogonem prosto w nos. Wyobraz sobie faceta ktory wypija dwie setki, po czym dostaje w leb siekiera. Mniej wiecej tak samo dziala na wilka zapach samicy. A to byl dopiero poczatek, pierwszy znak, ze wilczyca moze, podkreslam, moze ewentualnie pozwoli mu na zaloty. Wkrotce potem Romeo calowal ja glaskal, paradowal przed nia popisujac sie niczym prawdziwy
– Gdy Julia byla w koncu gotowa, kiedy wreszcie podjela decyzje… zaczela tanczyc. Skakala wysoko w powietrze, brykala podniecona i pewna siebie. Kiedy skonczyla a Romeo obserwowal ja przez caly czas, on zatanczyl dla niej.
– I naprawde przypominalo to taniec? – spytala Mary Ellen.
– Moze nie walca z sali balowej, ale owszem, byl w tym rytm, wdziek i pewien ogolny porzadek. Wilki ani na moment nie spuszczaly z siebie wzroku. Oczywiscie, ow taniec to jedynie poczatek prawdziwej milosci. Jedna z