Nad czym ty sie w ogole zastanawiasz!
– Bo nie wiadomo, dlaczego ona stracila prace.
– To sie jej o to zapytaj.
– Posluchaj, Rod. Wiesz tyle co ja. Ona sie przyznala do zaniedbania obowiazkow, co doprowadzilo do smierci pacjenta, i nie chce nic wiecej powiedziec. Jak moge ja zatrudnic, skoro nic o niej nie wiem?
– Przeciez pozwalasz jej udzielac porad przez radio.
– To co innego. Jest przy niej stale Rex. Prosilem go, zeby nie spuszczal z niej oka. Wiesz przeciez, ze Rex moglby na dobra sprawe sam zalatwiac zgloszenia przez radio.
– A jak sobie radzila dzis rano?
– Trudno jej zarzucic jakiekolwiek zaniedbanie w sytuacji, w jakiej dzisiaj sie znalezlismy – odparl bez wahania.
Zamilkl na chwile, a potem dodal: – Powiem wiecej. Zgadzam sie z toba calkowicie, ze Cari jest dobrym lekarzem, a nawet, co moge stwierdzic po dzisiejszej operacji, ze jest wyjatkowo dobrym lekarzem, tylko widzisz: uznano ja winna zaniedbania, ktore doprowadzilo do smierci. Wiemy tylko tyle i dopoki nie dowiemy sie calej prawdy, nie wolno nam podejmowac ryzyka.
Slyszac to, Cari uciekla.
Przez cala droge do domu myslala o tej rozmowie. Blair nie ma do niej zaufania. Sprawilo jej to bol, choc wiedziala przeciez, ze nieufnosc te spowodowala sama, nie chcac powiedziec prawdy. Ale co by sie stalo, gdyby ja wyznala? Przeciez nawet wowczas moglaby ujrzec w ich oczach brak zaufania i bol bylby wtedy stokroc wiekszy. Powiedziala przeciez Harveyowi cala prawde. Opowiedziala tez wszystko swojej rodzinie. A oni jej nie uwierzyli i zaczeli sie do niej odnosic z pogarda.
Ludzie przestali mi wierzyc. I na pewno nic sie nie zmieni, chyba ze porzuce zawod lekarza. Zupelnie nieoczekiwanie pobyt w Slatey Creek stanal jej na drodze ucieczki. Im szybciej stad wyjade, tym lepiej dla mnie. Im szybciej uciekne od Blaira…
Nie powinno mi przeciez zalezec na tym, co o mnie mysli Blair Kinnane. Dlaczego to, co uslyszalam, zabolalo mnie tak bardzo? Z przerazeniem stwierdzila, ze po policzkach plyna jej lzy. Ze zloscia wytarla reka oczy. Dosyc juz tego! Przez ostatni rok wyplakalam juz chyba wszystkie lzy. Starczy do konca zycia!
Po chwili hamowala przed domem, a Jock wyszedl na werande, aby ja powitac. Spragniony byl wiadomosci, bo Maggie nadal byla w szpitalu.
– Joe Craedock jest naszym sasiadem – wyjasnil krotko. – To mily, dobry czlowiek. Za wszelka cene trzeba go ratowac – dodal, wyciagajac do Cari reke. Z wdziecznoscia przyjela jego pomoc, wszystko ja bowiem bolalo. – Mam dla ciebie dobre wiadomosci – oznajmil. – Byl do ciebie telefon z firmy ubezpieczeniowej. Powiedzieli, ze albo zaplaca ci za bilet, zebys mogla pojechac do Perth po nowy samochod, albo tez przesla go jedna ze swoich ciezarowek, ktore przejezdzaja tedy w drodze do Alice. Dostalabys go wtedy za jakies dziesiec dni.
Odetchnela z ulga. Za dziesiec dni bede z pewnoscia czula sie na tyle dobrze, zeby stad wyjechac. Juz za dziesiec dni pozegnam sie na zawsze z Blairem i Slatey Greek.
I pojade… Wlasnie, gdzie ja pojade?
ROZDZIAL OSMY
Spala tej nocy zle. Wszystkie miesnie bolaly ja po nadmiernym wysilku i zupelnie nie potrafila zapomniec o przezyciach tego dnia. Dopiero nad ranem zapadla w plytki sen. Wkrotce jednak poranne slonce i halasy budzacego sie do zycia domu postawily ja na nogi. Polozyla sie na wznak, spogladajac na wiatraczek wolno obracajacy sie nad glowa. Rozleglo sie pukanie i do pokoju weszla Maggie, niosac filizanke herbaty i kanapke.
– Dyrekcja przesyla pozdrowienia. – Usmiechnela sie, widzac, ze Cari chce protestowac. – To pomysl Jocka i trzeba przyznac, ze mu sie udal. Przed chwila byl z taca u mnie.
– Mysli pewnie, zesmy sie napracowaly – usmiechnela sie Cari.
– No i ma racje. – Maggie przysiadla na lozku, przygladajac sie uwaznie przyjaciolce. – Blair tez ma raq'e. Bylo tego troche za duzo.
– Nie rozumiem?
Cari uniosla sie nieco, z wdziecznoscia biorac filizanke z rak Maggie.
– Trzygodzinne stanie w sali operacyjnej i napiecie zwiazane z operacja nie sa najlepsza metoda leczenia peknietej miednicy – wyjasnila Maggie. – Przyjrzyj sie sobie! Masz podkrazone oczy i przezroczysta twarz. Mam nadzieje, ze wzielas na noc jakies srodki przeciwbolowe?
– Juz ich nie potrzebuje – zapewnila Cari stanowczo. Maggie uniosla brwi z wyrazem zdumienia, ale nie komentowala.
– Doktor Kinnane stwierdzil, ze szpital potrafi sie obejsc bez ciebie dzis rano – odezwala sie po chwili. – Poloz sie wiec i spij dalej, tak jak ci pan doktor nakazuje.
– Czy nadal jest tam urwanie glowy?
– Mysle, ze tak – westchnela Maggie. – Nie mam nawet odwagi zadzwonic, bo mnie poprosza o przyjscie. Cari odrzucila posciel i podniosla sie z lozka.
– No to musze jechac.
– Blair mi tego nie daruje! Posluchaj tylko, on sie naprawde o ciebie niepokoi i ma racje.
– Moze sie i niepokoi, ale sam mi powiedzial, ze mam wobec pogotowia lotniczego dlug wdziecznosci. Ma zreszta racje, a Jock mi wlasnie oznajmil, ze za dziesiec dni przysla mi nowy samochod. Zrozum! Mam tylko dziesiec dni, zeby ten dlug splacic.
– Blair uwaza, ze placisz juz z nawiazka – mruknela cicho Maggie.
Gdy Cari przyjechala do szpitala, w korytarzu spotkala Blaira. Przystanal na jej widok, co normalnie mu sie nie zdarzalo.
– Prosilem przeciez Maggie, zeby zatrzymala pania w domu – powiedzial niezadowolony.
– Jestem tu po to, zeby pracowac – odparla krotko. -Niech mnie pan wykorzysta, dopoki ma pan okazje.
– Chce pani niedlugo wyjechac?
– Za dziesiec dni – wyjasnila, starajac sie nie zwracac uwagi na przerazenie, jakie ja ogarnelo na mysl, ze za dziesiec dni juz jej tu nie bedzie.
Spojrzala na Blaira, starajac sie dostrzec wrazenie, jakie zrobily na nim jej slowa. Nie wyczytala w jego oczach nic. Byly nieprzeniknione.
– Wyjezdzam jutro do Arlingi – rzucil krotko. – Moze chce sie pani ze mna wybrac?
– Do Arlingi?
– To obozowisko aborygenow polozone dwadziescia kilometrow stad – wyjasnil. – Prowadze w Arlindze przychodnie. Mieszka tam tylko dwadziescia piec osob, nie powinno to wiec zajac duzo czasu. – Milczal chwile, a potem dodal: -Maggie obawia sie, ze wyjedzie pani stad, nie majac wyobrazenia o naszej pracy, jezeli wiec tylko ma pani ochote, chetnie pania zabiore.
W tonie jego glosu trudno jednak bylo wyczuc jakakolwiek zachete, a oczy mowily wyraznie, ze nie powinna korzystac z tego zaproszenia. Wahala sie przez moment. Maggie ma niewatpliwie racje: przebywajac jedynie w szpitalu, nie moze miec pojecia, na czym naprawde polega praca Medycznej Sluzby Powietrznej.
– Czy nie bede przeszkadzac? – spytala oficjalnym tonem.
– Przeciez bym pani nie proponowal, gdyby tak mialo byc. Zwykle biore pielegniarke, ale pani ja przeciez moze zastapic.
Poznala go juz na tyle, by wiedziec, ze tym razem z pewnoscia jest szczery. Patrzyla na niego uwaznie, nic jej sie jednak nie udalo wyczytac ani z jego twarzy, ani z chlodnego spojrzenia. Czula sie przy tym troche tak, jakby rzucal jej wyzwanie.
– Dziekuje – odezwala sie w koncu. – Chetnie z panem pojade.
Skinal jej glowa i odszedl.
Nastepny ranek byl jak zwykle goracy i suchy. Cari przyzwyczaila sie juz do typowej dla Slatey Creek pogody. Ubrala sie wiec w lekka, powiewna sukienke i wlozyla sandalki.
– Tylko sie nie maluj – przestrzegla ja Maggie. – Dopiero bys wygladala, gdyby wiatr zasypal ci twarz