– Skad to wzielas, mamo? Odkad Joyce Belik zamknela kwiaciarnie, nie widzialem tu rownie wspanialych kwiatow.

– Zamowilam je w Asheville. Lilie co prawda troszke zwiedly, ale nadal sa piekne.

Po raz pierwszy, odkad usiedli do kolacji, Jim zwrocil sie bezposrednio do zony:

– A pamietasz, jak dekorowalas stol zaraz po naszym slubie? Umilkla na chwile.

– Bylo to tak dawno temu, ze juz zapomnialam.

– A ja nie. – Popatrzyl na synow. – Wasza matka zrywala dzwonki w cudzych ogrodkach, wsadzala je do sloika i prezentowala mi dumnie, jakby to byly jakies egzotyczne cuda. Tak sie podniecala sloikiem kaczencow, jak inne kobiety bukietem roz.

Jane byla ciekawa, czy Jim zamierzal zawstydzic zone wypominajac jej ubogie pochodzenie. Jesli tak, plan spalil na panewce. Lynn nie zawstydzila sie wcale, za to w jego glosie pojawily sie niskie nuty, swiadczace o glebokim poruszeniu. Moze Jim Bonner wcale nie odnosi sie tak pogardliwie do prostych korzeni Lynn, jak udaje.

– Zlosciles sie na mnie – odparla – i wcale ci sie nie dziwie. Pomyslec tylko: zwykle dzwonki na stole.

– Nie tylko kwiaty ja zachwycaly. Kiedys, pamietam, nazbierala kamykow i ulozyla je w ptasim gniezdzie.

– A ty wtedy, bardzo slusznie zreszta, zauwazyles, ze ptasie gniazdo na stole jest bardzo niehigieniczne i nie tknales kolacji, poki nie posprzatalam.

– Zrobilem tak? – Siegnal po kieliszek wina. Zmarszczyl brwi. – No tak, na pewno bylo to niehigieniczne jak diabli, ale i ladne.

– Doprawdy, Jim, nic nadzwyczajnego. – Usmiechnela sie chlodno i spokojnie, jakby nie dotyczyly jej dawne uczucia, najwyrazniej dreczace jej meza.

Po raz pierwszy spojrzal jej prosto w oczy.

– Zawsze lubilas ladne rzeczy.

– Do dzisiaj tak jest.

– Tylko ze teraz lubisz znane marki.

– A tobie te marki podobaja sie o wiele bardziej niz dzwonki w sloiku czy ptasie gniazda.

Chociaz obiecala, ze zachowa dystans, Jane nie mogla tego dluzej sluchac.

– Jak sobie radziliscie podczas pierwszych lat po slubie? Cal mowil, ze nie mieliscie pieniedzy.

Cal i Ethan wymienili spojrzenia. Jane nabrala podejrzen, ze poruszyla zakazany temat; w koncu zadala bardzo osobiste pytanie. Skoro jednak ma byc bezczelna, co za roznica?

– No wlasnie, tato, jak sobie radziliscie? – zapytal Ethan.

Lynn wytarla kaciki ust lniana serwetka.

– To zbyt przygnebiajace, by o tym mowic. Ojciec uczyl sie calymi dniami… zreszta nie chce mu psuc kolacji ponurymi wspomnieniami.

– Nie calymi dniami. -Jim zadumal sie nagle. – Mieszkalismy w okropnym dwupokojowym mieszkaniu na Chapel Hill. Nasze okna wychodzily na tylne podworko, gdzie wszyscy wystawiali stare niepotrzebne meble. Czulem sie tam okropnie, ale mama byla zachwycona. Wycinala zdjecia z,,National Geographic” i przyczepiala do scian. Nie mielismy zaslon, tylko rolety pozolkle ze starosci. Ozdobila je rozowymi kwiatami z bibulki. Bylismy biedni jak myszy koscielne. Kiedy nie kulem w bibliotece, robilem zakupy, ale caly ciezar spadal na nia. Az do narodzin Cala co rano wstawala o czwartej i szla do pracy w piekarni. I bez wzgledu na to, jak byla zmeczona, w drodze do domu zbierala dzwonki.

Lynn wzruszyla ramionami.

– Doprawdy, praca w piekarni to nic w porownaniu z uprawa roli na Heartache Mountain.

– Ale bylas w ciazy – zauwazyla Jane. Usilowala sobie to wyobrazic.

– Bylam mloda i silna. I zakochana. – Po raz pierwszy Lynn okazala silniejsze wzruszenie. – Kiedy Cal przyszedl na swiat, doszly nam rachunki za lekarzy. Nie moglam pracowac w piekarni i sie nim zajmowac, wiec zaczelam eksperymentowac z ciastkami.

– Karmila go o drugiej w nocy i zabierala sie do pieczenia. Piekla do czwartej, spala z godzinke, karmila go znowu, budzila mnie na zajecia. Potem pakowala wszystko na stary wozek, ktory znalazla w sklepie ze starociami, kladla Cala miedzy ciastka i wedrowala do miasteczka uniwersyteckiego. Sprzedawala ciasteczka po dwadziescia piec centow za sztuke. Nie miala pozwolenia, wiec ilekroc pojawiali sie straznicy, przykrywala wszystko kocem, tak ze Calowi wystawala tylko glowka.

Usmiechnela sie do syna:

– Biedactwo. Nie mialam wtedy pojecia o dzieciach i o maly wlos cie nie zadusilam.

Popatrzyl na nia cieplo.

– Po dzis dzien nie znosze kolder.

– Straznicy nigdy jej nie przylapali – ciagnal Jim. – Widzieli tylko szesnastoletnia biedaczke z wozkiem, a w wozku dzieciaka, ktorego wszyscy uwazali za jej mlodszego braciszka.

Ethan nachmurzyl sie nagle.

– Wiedzielismy, ze bylo wam ciezko, ale nigdy nie opowiadaliscie szczegolow. Dlaczego?

I dlaczego teraz, dodala Jane w myslach. Lynn wstala.

– To stara, nudna historia. Bieda ma urok tylko z perspektywy czasu. Ethan, pomozesz mi podac deser?

Ku rozczarowaniu Jane rozmowa zeszla na mniej fascynujacy temat, czyli na futbol. Chyba nikt poza nia nie zauwazal, ze Jim Bonner co chwila posyla zonie smutne spojrzenia.

Niewazne, jak prostacko sie zachowal, Jane nie byla juz taka skora do wydawania sadow. W jego oczach kryl sie wzruszajacy smutek. Patrzac na rodzicow Cala miala wrazenie, ze nic nie jest takie, jakim sie wydaje.

Dla niej najciekawszy byl moment, gdy Ethan zapytal, jak tam spotkania Cala. Dowiedziala sie wtedy, w jaki sposob jej maz spedza cale dnie. Na prosbe starego kumpla, dzisiaj dyrektora szkoly, odwiedzal lokalnych biznesmenow i zabiegal o finansowe wsparcie nowego programu szkolenia zawodowego dla mlodziezy ze srodowisk kryminogennych. Z rozmowy wynikalo takze, ze wydatnie zasila kampanie antynarkotykowa Ethana, kiedy jednak zaczela wypytywac o szczegoly, zmienil temat.

Wieczor sie ciagnal. Jim zapytal ja o prace; odparla z wyzszoscia, ze to bardzo skomplikowane. Lynn zaprosila ja na spotkanie klubu dyskusyjnego: Jane zgasila ja twierdzac, ze nie ma czasu na babskie pogaduszki. Ethan wyrazil nadzieje, ze zobaczy ja na mszy, na co odparla, ze jest niewierzaca.

Wybacz mi, Boze; robie co moge. To dobrzy ludzie, niech nie cierpia juz wiecej.

W koncu nadszedl czas pozegnania. Wszyscy zachowywali sie bez zarzutu, dostrzegla jednak sciagniete brwi Jima i zatroskane oczy Lynn, gdy zegnali sie z Calem.

Cal odezwal sie dopiero kiedy wyjechali na szose.

– Dzieki, Jane.

Nie patrzyla na niego.

– Nie wytrzymam tego jeszcze raz. Trzymaj ich ode mnie z daleka.

– Dobrze.

– Mowie powaznie.

– Wiem, ze nie bylo ci latwo – stwierdzil miekko.

– To wspaniali ludzie. Postapilam okropnie.

Milczal przez wiekszosc drogi. Dopiero na obrzezach Salvation rzucil: ~ Pomyslalem sobie, ze moglibysmy umowic sie na randke. Co ty na to? Czyzby to nagroda za dzisiejszy wieczor? Fakt, ze akurat dzisiaj ja zaprosil, sprawil, ze stala sie opryskliwa.

– Mam wlozyc papierowa torbe na glowe, na wypadek, gdyby ktos nas zobaczyl?

– Cholera, dlaczego od razu sie pieklisz? Zaprosilem cie na randke, tak czy nie?

– Kiedy?

– Nie wiem. Moze w srode?

– Dokad pojdziemy?

– Niech cie o to glowa nie boli. Zaloz najbardziej obcisle dzinsy jakie masz i oczywiscie koszulke na ramiaczkach.

– Z trudem sie dopinam w obcislych dzinsach i nie posiadam bluzeczek na ramiaczkach. Zreszta i tak jest za zimno.

– Sadze, ze dam rade cie rozgrzac, guzikami tez sie nie przejmuj. – Zadrzala slyszac zmyslowa obietnice w jego glosie. Zerknal na nia i poczula sie, jakby ja piescil oczami. Nie mogl wyrazic tego jasniej. Pragnie jej. I

Вы читаете Kandydat na ojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату