– „Horse-shaving in Blue Lagoon”, to koniecznie chcielismy mu dopisac. I „Medley, czyli zawody w plywaniu stylem zmiennym, short-drinks in hot tubs”.

– To wcale nie jest zabawne, potrafisz lepiej.

Nietrudno bylo rzucic wyzwanie Indrze.

– A co powiesz na to? – spytala natychmiast. – „Skoki na linie z islandzkiego drzewa”?

– To o wiele lepsze, zwlaszcza ze ich drzewa rzadko osiagaja wysokosc krzakow. „Plywanie pod prad w wodzie z lodowca”. E, to marne.

– Jeszcze jedno mi sie przypomnialo. Z Nesjar do Reykjaviku jest wodociag z rur o metrowej srednicy, wymyslilismy wiec: „Nurkowanie w wodociagu, wstrzymac oddech na osiem godzin”.

– „Jazda na nartach za islandzka owca”.

– Nie, za bardzo odbiegamy od tematu! – wykrzyknal Ram, powstrzymujac ich. Ale nie dalo sie powiedziec, by mial na twarzy powage.

– Jori, teraz twoja kolej. Postaraj sie wygladac choc troche skromnie w obecnosci Slonca.

– Ja? – Jori obrzucil go najbardziej niewinnym spojrzeniem na swiecie. – Przeciez ja zawsze jestem skromny i cnotliwy.

Wszedl do pomieszczenia, a tym samym krotka chwila beztroski bezpowrotnie minela. Wszyscy jednak starali sie zachowac usmiech na twarzy, nikt przeciez nie wiedzial, jak predko znow nadarzy sie podobna okazja.

Ale usmiech na ustach Indry przygasl. Wiedziala, ze nigdy nie zabierze Rama na Islandie, do Norwegii ani w zadne inne miejsce. Musi sie cieszyc, ze jest blisko niego tutaj, choc bardziej ponurego otoczenia nie dalo sie chyba wyobrazic i choc byc moze nie byl im pisany powrot do domu.

Jori wyszedl dumny jak paw z tego, ze Slonce go zaakceptowalo.

– Widzicie, ze wprost jasnieje mdla dobrocia?

– Owszem – chlodno przyznala Indra. – Wygladasz, jakby cie zamarynowali w swietym oleju.

Mezczyzni przyniesli nosze z chorym Tsi, bo przeciez jego takze nalezalo chronic, a byc moze zwlaszcza jego, narazony wszak zostal na atak zainfekowanych zlem roz. Siska stala na zewnatrz, gryzac paznokcie ze strachu, ale Dolg zapewnil ja, ze promienie Swietego Slonca tylko dobrze zrobia Tsi, wzmocnia jego system obronny, a ponadto zapewnia ochrone przed groznymi mocami czyhajacymi w gorach. Siska jednak odzyskala rownowage dopiero wowczas, gdy nosze wyniesiono z powrotem. Przekonala sie, ze stan elfa przynajmniej sie nie pogorszyl. Na twarzy rysowal mu sie teraz spokoj, co odczytala jako dobry znak. Mozna sie w tym bylo dopatrzyc rowniez spokoju smierci, ona jednak nie chciala siegac mysla tak daleko.

Indra wyszla z pomieszczenia Slonca z rozjasniona twarza.

– Sprawdzilam sie – oswiadczyla rozpromieniona. – Nie wiedzialam, ze jestem az tak dobrym czlowiekiem. Teraz za to stane sie nieznosna, bo bede sie tym przechwalac co dzien.

– Dopoki nie zrobisz czegos gorszego niz to, sprobujemy jakos z toba wytrzymac – zazartowal z niej Armas.

Indra, stojaca w poblizu Farona, rzucila beztrosko, lecz z tonem urazy w glosie:

– Moglabym na przyklad przyczepic sie do Rama. Czy nie jest to najgorsza rzecz, jaka moglabym zrobic, Faronie?

– O co ci chodzi? – cierpko spytal Faron.

– Dobrze wiesz. Wam, Obcym, nie podoba sie przeciez moja bliska przyjazn z Ramem. O ile dobrze rozumiem, to wy chcecie wybrac dla niego towarzyszke zycia.

– Ram jest dostatecznie kompetentna osoba, by sam zdecydowac. My sie w takie sprawy nie wtracamy.

Indra zapatrzyla sie w niego zdumiona. Serce uderzylo jej mocniej. Czyzby on chcial powiedziec, ze…

Tak, na to wlasnie wygladalo. Rozejrzala sie w poszukiwaniu Rama, lecz on akurat przeszedl do J2. Ach, musi mu o tym powiedziec, to prawdziwy cud!

Gdy nadeszla kolej wilkow, Dolg przykazal im:

– Gdybyscie poczuly, ze zlo w was zaczyna dominowac, czym predzej dajcie znac, szczeknijcie.

Obiecaly, ze tak zrobia. Gere jako lagodniejszy wszedl pierwszy, wszystko potoczylo sie pomyslnie. Ale kiedy Freke zniknal w srodku, napiecie stalo sie nieznosne. Co zrobia, jesli proba sie nie powiedzie?

Nic zlego jednak sie nie wydarzylo. Szafir, Dolg i Marco nalezycie go przygotowali. Sam Freke po wyjsciu nie kryl ulgi.

Zanim pojazdy znow ruszyly, wyszli rozejrzec sie po okolicy, niewiele jednak dalo sie zobaczyc. Bylo tak, jak mowil Marco. Gesta mgla, niczym ziemistobrunatna kasza, unosila sie w skalnym korytarzu, w ktorym sie znajdowali. Mieli nawet problemy z odnalezieniem powrotnej drogi do pojazdow, czym predzej wiec postanowili sie w nich schronic.

Kazdy bez wyjatku myslal zapewne o tym samym: W co mysmy sie wplatali? Co czai sie przed nami?

Siska oczywiscie przeniosla sie do J2 razem z Tsi, pozwolono jej na to. Przeszedl tam takze Armas. W J1 pozostali wiec Kiro, Indra, Sol, Oko Nocy, Yorimoto i Sassa. Zjawil sie tu takze Jori, nieszczegolnie zachwycony faktem, ze „zeslano go” do mniej waznego pojazdu, tego stanowiacego „przyczepke” do J2.

Wszyscy weszli na wiezyczke do Chora, ktory nie ruszal sie ze stanowiska dowodzenia i utrzymywal lacznosc przez telefon z Tichem i Ramem. Ale odkad wjechali we mgle, jakosc polaczenia znacznie sie pogorszyla.

– Jak myslisz, czemu tak jest, Chor? – dopytywala sie Sol.

– Nie wiem – odparl Madrag. – I nawet nie smiem zgadywac.

Uslyszeli nawolywania duchow przed J2, lecz nie rozrozniali slow, wiedzieli tylko, ze skladaja raport z tego, co widza. Wydawalo sie, ze niewiele maja do powiedzenia.

– Teraz Tich rusza – oswiadczyl Chor. – Trzymajcie sie mocno, bo strasznie tu nierowno.

„Nierowno” okazalo sie bardzo lagodnym okresleniem. Choc chwytali sie wszystkiego, co tylko znalazlo sie w zasiegu rak, rzucalo nimi tak, ze chwilami widzieli podwojnie.

Wreszcie troche sie uspokoilo, podloze stalo sie rowniejsze, posuwali sie jednak bardzo wolno, slimak moglby dotrzymac im kroku. Uslyszeli, ze Tich wzywa duchy z powrotem do J2, ktory wlasciwie, mozna powiedziec, zniknal im juz z pola widzenia. Dostrzegali jedynie tylne swiatla w postaci niewyraznych plam w gestej ciemnosci.

Potem i one zniknely.

– Do diabla! – zaklal Chor po madragijsku. – Chyba musimy troche przyspieszyc. Nie sadze wprawdzie abysmy sie pogubili tutaj, w tym waskim tunelu, ale czuje sie bezpieczniej, gdy mam z nimi kontakt.

– O, tak, bez watpienia – przyznala Indra. – Jak myslisz, czy jedziemy wyschnietym korytem rzeki?

– Prawdopodobnie – odparl Chor.

Byl taki spokojny, dawal tyle poczucia bezpieczenstwa.

Pozostali pasazerowie stali wokol stolu z instrumentami i probowali przeniknac wzrokiem nieprzenikniony mrok. Reflektory J1 nie dawaly juz zadnego swiatla. Wokol bylo ciemno jak w grobie, stracili tez poczucie czasu.

Sol zasmiala sie nerwowo.

– Pomyslcie, co bedzie, jesli naprawde natkniemy sie na sciane? Bedziemy musieli sie cofac, cala droge z powrotem.

– Jasne widoki na przyszlosc – mruknal Chor ze smiechem.

Wezwal swego przyjaciela Ticha. Cos zaburczalo w glosniku, lecz slowa drugiego Madraga do niego nie dotarly.

– Przestalismy was widziec – powtorzyl Chor. – Czy mozecie na nas zaczekac?

Polaczenie zostalo niemal przerwane. Tylko czerwona lampka, migoczaca na tablicy rozdzielczej, swiadczyla o tym, ze ktos usiluje sie z nimi skontaktowac.

A mgla na zewnatrz wciaz gestniala. Byla teraz tak gesta jak sypka ziemia.

– Nie podoba mi sie to – stwierdzil Kiro.

Nigdy jeszcze siedem osob bardziej sie z nim nie zgadzalo.

W J2 Tich walczyl z instrumentami, ktore nie chcialy go sluchac. Wychwycil wezwanie Chora, lecz nie zrozumial, co przyjaciel usilowal mu przekazac. Ram doniosl, ze przestali widziec przednie swiatla T1, i z wlasnej inicjatywy zahamowali, zeby zaczekac na drugi pojazd. Duchy znow wyszly, zeby zbadac teren przed nimi, lecz nie mialy do przekazania nic nowego. Faron wyslal wiec je do tylu, by sprobowaly bezposrednio skontaktowac sie z J1.

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×