Ram zadrzal. W takiej sytuacji nie chcialby byc w skorze Talornina.

Pojazdem zatrzeslo, gdy Tich wrzucil wsteczny bieg i nacisnal pedal gazu do deski. Ram podswiadomie zarejestrowal, ze mgla w korytarzu zaczyna rzednac, lecz i tak nie widzieli chocby cienia J1.

Faron popatrzyl na niego badawczo.

– Rozumiem, ze masz powazne zamiary wobec tej dziewczyny.

– Ona nie opuszcza moich mysli nawet na sekunde, gdy jestem przytomny – wyrwalo sie Ramowi z glebi serca. – Wieczorem snie o niej na jawie, noca w podswiadomosci. Tyle o niej mysle, ze przez caly czas musze sie pilnowac, by nie zapomniec o mojej odpowiedzialnosci za cala ekspedycje.

– Rozumiem, ze ci bardzo trudno.

– Tak. Po raz pierwszy w zyciu kogos kocham. Nie wiedzialem, ze milosc potrafi miec taka sile.

Czul, ze moze zwierzyc sie Faronowi. Nigdy wczesniej nie mogl z nikim o tym porozmawiac, a dopiero teraz, kiedy Indra zniknela…

Ciekawe, czy i w tej sytuacji Indra zachowa wrodzony optymizm, pomyslal zasmucony.

– Widzisz, Faronie, tak bardzo sie raduje, kiedy ja widze, wystarczy nawet, ze o niej pomysle. Ona jest obdarzona niesamowitym wprost poczuciem humoru, rozjasnia moje zycie. Ten szelmowski blysk w oczach… Tak bardzo chcialbym stac sie dla niej opoka…

Glos zaczal mu drzec.

Mial wrazenie, ze w serce wbijaja mu sie noze. Indra, ukochana, ktorej pragnal ofiarowac wszystko, lecz nie wolno mu bylo nawet na nia spojrzec. A gdy dowiedzial sie, ze to dozwolone, zniknela. Jak on to wytrzyma?

Teraz jednak nalezalo myslec o J1, z Indra i reszta pasazerow na pokladzie. Faron i Ram przeszli do Ticha, gdzie zebrali sie niemal w komplecie.

– Nie moge tego pojac – powiedzial Tich. – Gdzie sie podziala mgla, ktora sie tu unosila?

J2 wciaz sie cofal, powoli, bo manewrowanie ciezkim kolosem posuwajacym sie do tylu ciasnym, kretym korytarzem bylo ciezka praca.

Ale Tich mowil prawde. Ziemistobrunatna gestosc w powietrzu rozwiala sie. W blasku reflektorow wyraznie dostrzegali skalne sciany. Widok ten nie napawal otucha, sciany zbudowane byly bowiem ze starych skal w rozmaitych odcieniach szarosci i czerni.

– Cofnelismy sie juz za miejsce, w ktorym ostatnio widzielismy swiatla J1 – mruknal Tich.

– Jedz dalej! – bezglosnie polecil Faron.

– Czyzby oni chcieli, zebysmy opuscili tunel? – zastanawial sie Dolg. – Wrocili do Doliny Roz?

– Z wielka checia, jesli tylko tam odnajdziemy J1! – wykrzyknal zapalczywie Ram.

– Moze wlasnie dlatego nie mozemy ich odnalezc – powiedzial Armas, jakby chcac pocieszyc siebie i innych. – Oni moga juz byc poza Gorami Czarnymi. Moze to dwa swiaty, miedzy ktorymi lacznosc jest niemozliwa.

Nikt nie odpowiedzial. Nikt nie smial robic sobie plonnych nadziei.

Ram czul, ze twarz sztywnieje mu ze strachu. To znikniecie bylo tak nieprzewidziane. Owszem, w Gorach Czarnych mozna sie bylo spodziewac najbardziej zaskakujacych zjawisk, lecz nie tego! Wprawdzie nie dotarli jeszcze do jadra gor, lecz juz teraz lepiej rozumial, dlaczego zaden z poprzednich wyslannikow z Krolestwa Swiatla nigdy nie powrocil. Tu czyhalo przeciez tysiac niebezpieczenstw, a ich wyprawa korzystala zaledwie z jednej drogi prowadzacej do wnetrza.

Czy inni probowali juz przedrzec sie przez Doline Roz?

Chyba tak. Byla wszak grupa, ktora opowiadala o wysokich, strzelistych drzewach i o rozach.

Oni takze przepadli gdzies w Ciemnosci. Watpil jednak, by zapuscili sie az tak daleko. Roze na pewno ich pochlonely.

Dlaczego ta mroczna mgla zniknela? Co sie z nia stalo?

– Zatrzymajcie sie! – zawolal Ram, bliski utraty rozumu z rozpaczy.

Tich zahamowal, Ram wyskoczyl z J2. Podbiegl do skalnej sciany i goraczkowo jal ja obmacywac.

Nic.

Masywne, martwe kamienie, zimne, czarne, nieprzebyte.

Powrocil do pojazdu i bez slow dal Tichowi znak, by cofal sie dalej.

Serce mu drzalo. Przymknal oczy, wsluchujac sie w rowna prace silnika.

Nie tylko nad utrata Indry rozpaczal. Zniknal wszak takze Jori, wesoly, beztroski Jori. Mala Sassa, ach, co robic? Chor, przyjazny Madrag, Yorimoto, ktory akurat dostal nowe zycie. Oko Nocy, mlody chlopak, na ktorego stawiali wszystko. Sol, rowniez obdarzona mozliwoscia nowego zycia, i Kiro, jego dobry przyjaciel.

Ram poczul, jak zal sciska mu serce.

Przez caly czas slyszal glosy Ticha i Armasa nawolujacych przyjaciol. Na prozno. Dolg i Marco wzywali ich na swoj sposob, podobnie jak Heike, Mar i Shira.

Ale odpowiedzi nie otrzymal nikt. Wszedzie panowala martwa pustka.

– Mozemy wierzyc jedynie w to, ze powrocili do Doliny Roz – mruknal Cien przygnebiony.

– Tak – westchneli inni. Uczepili sie tej nadziei.

Wkrotce jednak i ona zgasla. Nieoczekiwanie, dramatycznie, budzac smiertelne przerazenie.

Tich przycisnal wszystkie hamulce J2.

– Co sie stalo? – zawolal Faron.

Madrag popatrzyl na niego oczyma pelnymi rezygnacji.

Faron podszedl do okna w tyle pojazdu i wyjrzal.

Reflektory swiecily w kierunku Doliny Roz. Objawialy straszna prawde.

Tedy nie bylo wyjscia. Nie zblizyli sie nawet do kamiennego usypiska, ktore przy wielkim wysilku zdolaliby pewnie jakos usunac.

Nie, znajdowali sie wciaz gdzies w jakims miejscu w tunelu.

Lecz tunel, ktorym sie cofali, konczyl sie tutaj. Mieli przed soba jedynie gladka, twarda skale.

Wielu wybieglo, zeby jej dotknac, uderzyc w kamienna sciane blokujaca droge. Byla lita, nieprzenikniona.

– Coz za przekleta czarodziejska kraina – syknal Cien, a Ram gotow byl przyznac mu racje.

Nigdy nie powinni byli podejmowac proby dotarcia do zrodla jasnej wody.

Nie mieli juz zadnej drogi w tyl. Tunel sie konczyl, wlasnie tutaj.

Musieli posuwac sie naprzod, ku srodkowi Gor Czarnych. Droga ucieczki przez Doline Roz byla odcieta. Przestala istniec.

A po J1, ktory mial znajdowac sie gdzies miedzy nimi a usypiskiem kamieni, nie pozostal zaden slad.

4

Ochryplym glosom mowienie przychodzilo z trudem:

– Poradzili sobie z rozana pulapka.

– Tak, i z naszymi wyslannikami z obrzezy. Znow przemienili je w robaki.

– Sa silni. Tak daleko nikomu nie udalo sie zajsc, jesli nie zostal naszym niewolnikiem.

– To tylko dlatego, ze izoluja sie w tych zelaznych skrzyniach. Trzeba ich stamtad wyciagnac!

– Wydaje mi sie, ze i tak sa silniejsi. Ale poradzimy sobie z nimi. Po kolei.

– Tak, trzeba zajac sie kazdym zelaznym pojazdem oddzielnie.

– Poslac na dol kolejny legion!

– Jeszcze nie. Wystawimy ich na kolejna probe.

– Doskonaly pomysl. Wpadna w pulapke.

W drugim Juggernaucie wsluchiwano sie w wezwania rozplywajace sie w nicosci. Nawet gdy sygnaly calkiem juz zanikly, nie przestawano wolac J2.

Ale to bylo jak wyrzucanie glosow w proznie. Nie odpowiadalo nawet echo.

– Nie podoba mi sie to – powtorzyl Kiro. – Dlaczego oni milcza? Gdzie oni sa?

– Ja spytalbym raczej, gdzie my jestesmy – cierpko zauwazyl Jori.

Nagle Chor oznajmil:

– Cos sie zaczyna dziac.

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×