przystepu. Przestrzegamy praw naszego kraju, a to wszystko, czego, jak mniemam, wymaga od nas Bog.
Dookola goscie i domownicy jedli z apetytem, pochlaniajac wolowine, kaplony i lososia. Nie mniejszym wzieciem cieszyly sie takze: dziczyzna, pasztety z lownego ptactwa oraz pieczone na roznie kroliki. Na stolach rozmieszczono rowniez chleb, maslo i male krazki sera. Panstwo dostali poza tym marchewke i groszek, a takze karczochy gotowane w winie. Popijano jedzenie piwem, winem i cydrem, nie zalujac trunku. Na koniec wniesiono jableczniki i misy kwasnej smietany. Jak przewidziala Mary, dzieciaki, nienawykle do slodkosci, byly zachwycone. Kiedy sprzatnieto nakrycia, Patrick i Flanna staneli przed podwyzszeniem i jeli obdarowywac ludzi z klanu: mezczyzn, kobiety i dzieci.
Wypito wiecej piwa i wina. Dudziarz wzial do rak instrument. Mezczyzni ruszyli w tany, poruszajac sie z poczatku dostojnie i powoli, potem coraz szybciej i z coraz wieksza pasja. Na koniec takze Patrick i Charlie podniesli sie ze swoich miejsc. Na kamiennej posadzce ulozono obnazone rapiery i bracia zaczeli tanczyc. Patrick byl nieco wyzszy. Czarne wlosy nosil krotko przyciete. Jego zielono – zlote oczy blyszczaly, kiedy w zielonym kilcie w waskie czerwono – biale prazki tanczyl pomiedzy skrzyzowanymi klingami. Charlie Stuart, z sardonicznym usmieszkiem na przystojnej twarzy i sciagnietymi gladko do tylu ciemnokasztanowymi wlosami, podskakiwal obok brata, odziany w czerwony kilt Stuartow. Muzyka stawala sie coraz bardziej gwaltowna, a bracia tanczyli zgodnie, az wreszcie dudy umilkly, wydawszy z siebie ostatni, przenikliwy dzwiek, a oni padli sobie ze smiechem w objecia. Wielka sala rozbrzmiala radosnymi okrzykami. Czlonkowie klanu podchodzili do braci, poklepujac ich po barkach, sciskajac dlonie i skladajac swiateczne zyczenia.
Wieczerza skonczyla sie z wybiciem polnocy i mieszkancy Glenkirk ruszyli gromadnie do wiejskiego kosciola, gdzie pan Edie przygotowywal sie, by odprawic pierwsza tego dnia msze.
– Modlmy sie, by nie trwala zbyt dlugo – powiedzial ksiaze z cicha do zony, poklepujac ja po posladkach. – Jest zimno, a ja mam ochote pojsc z toba do lozka, Flanno Leslie.
– Niezbyt pobozna mysl, moj panie – wyszeptala w odpowiedzi.
– Lecz czy bezbozna, zono? – zapytal.
– Ciii – zlajala go. – Pan Edi przymierza sie, by zaczac.
Ku powszechnemu zaskoczeniu kaplan przemawial krotko. Rozdano komunie i wierni znalezli sie znow na dworze. Zaczal padac snieg.
– Ciocia to przewidziala – stwierdzila Sabrina z zadowoleniem.
– Trzy dni temu – odparl Freddie z nutka nagany w glosie.
– Ach, chlopcze, trzeba czasu, by wiatr sprowadzil do nas snieg z polnocy – wyjasnila Flanna.
– Pojawil sie w sama pore.
– Dziekuje za grzebien z gruszkowego drewna – powiedziala Sabrina, kiedy wrocili do zamku.
– Bardzo podoba mi sie wyrzezbiony na nim jelen. Nie widzialam dotad takiego grzebienia.
– To dlatego, ze zrobilam go specjalnie dla ciebie – odparla Flanna. – Angus nauczyl mnie rzezbic w drewnie dawno temu, gdy bylam w twoim wieku.
Patrick przysluchiwal sie im z zainteresowaniem. Oto cos, o co nigdy by Flanny nie podejrzewal: potrafila rzezbic i miala artystyczne zaciecie. Potem, kiedy lezeli razem w lozku, zapytal:
– Co sklonilo cie, bys wyuczyla sie tak pospolitej umiejetnosci?
– Moja matka umarla – odparla Flanna. – Nie moglam przestac o tym myslec. Sadzilam, ze nic takiego by sie nie stalo, gdyby nie opiekowala sie chora bratanica, ktora i tak zmarla, zarazajac przedtem matke. Wydawalo mi sie, ze powoli trace rozum. Angus to dostrzegl i wzial mnie pod swoje skrzydla. Matka rzezbila male figurki ptakow i zwierzat. Powiedzial, iz zawsze miala nadzieje, ze i ja zdobede te umiejetnosc. Zaczelam sie wiec uczyc. Rzezbiac, koncentrowalam sie tak bardzo, ze nie bylam w stanie rozmyslac o matce i o tym, jak zmarla. Angus postapil bardzo madrze, nie sadzisz?
– Jest z toba spokrewniony, prawda?
– To nieslubny syn mego dziadka, Andrew Gordona – odparla Flanna. – Wychowala go babka Gordon. Mial siedem lat, gdy urodzila sie moja matka. Dowiedzialam sie o rym dopiero, gdy mama byla na lozu smierci. Powiedziala mi, gdyz nie chciala, bym czula sie samotna. Dziadek wyksztalcil Angusa, jakby byl prawowitym synem i dziedzicem. On i moja matka bardzo sie kochali.
Patrick skinal glowa.
– More – Leslie takze pochodza z nieprawej linii – powiedzial. – Zawsze byli wobec nas lojalni. Angus to dobry czlowiek.
– Owszem – zgodzila sie Flanna. Wtulila twarz w ramie meza i powiedziala:
– Nie dales mi jeszcze prezentu.
– Zamek Brae to malo? – zapytal, droczac sie z nia.
– Dajesz mi cos, co bylo i tak moje, milordzie? Nie wierze, ze taki z ciebie skapiec. Wstydz sie!
Uderzyla go lekko w ramie.
– Wstan, pani, i zdejmij nocny stroj – polecil ze smiechem.
– Po co,
Flanna, zaciekawiona, wstala z cieplego lozka i zdjela prosta biala koszule.
– A teraz rozplec wlosy – polecil. – Chce zobaczyc, jak masa plomiennych lokow opada ci na ramiona i plecy.
Posluchala, zafascynowana, rozplatajac gruby warkocz. Przeczesala wlosy palcami, by otaczaly ja niczym rdzawa chmura.
– I co dalej, panie? – spytala.
Patrick wstal i, siegajac pod poduszke, wydobyl dlugi sznur czarnych perel, ktory zarzucil Flannie na szyje. Posadzil ja na lozku i przygladal sie, zafascynowany, jak odbijaja od mlecznobialej skory i cudownych, rudozlotych splotow. Poczul, ze twardnieje. Naga, przystrojona jedynie perlami, stanowila zaiste kuszacy widok.
Flanna nie widziala dotad czarnych perel, natychmiast zdala sobie jednak sprawe z ich wartosci. Byly gladkie w dotyku i przeslizgiwaly sie pomiedzy palcami niczym jedwab.
– Jak sie nazywaja? – spytala, spogladajac na Patricka.
– Perly – powiedzial.
– Odziedziczylam po mamie niewielki sznur perel, sa jednak biale.
Spostrzegla, ze meskosc Patricka zerka ku niej spod koszuli.
– Sa cudowne, panie, dziekuje – powiedziala. Otoczyla ramionami szyje meza i zaczela go calowac.
Przyciagnal ja do siebie tak mocno i gwaltownie, ze perly wbily sie jej bolesnie w cialo. Krzyknela, zaskoczona. Jego usta, gdy zaczal ja calowac, domagaly sie i zadaly, a jezyk wdal sie w szermierczy pojedynek z jej jezykiem. Oderwal usta od warg Flanny i przesunal na jej twarz, szyje i barki. Uklakl i zaczal calowac piersi zony. Mruczala niezrozumiale, kiedy przesuwal z wolna jezykiem po sutkach. Nagle wzial jeden do ust i zaczal mocno ssac. Jedna reka przytrzymywal ja za posladek, palce drugiej wsunal w wilgotna juz szparke, przygryzajac jednoczesnie brodawke piersi zebami.
Flanna poczula, ze opuszczaja ja sily. Przycisnela sie do meza, by jeszcze bardziej go zachecic. Wsunela dlonie w ciemne wlosy Patricka i pociagnela. Jeknela, kiedy oderwal usta od jednego sutka i przeniosl je na drugi. Jego palce poruszaly sie nieublaganie, dajac jej rozkosz. Gdy osiagnela szczyt, Patrick jeknal, cofnal dlon i zaczal lapczywie ssac palce.
– Niegrzeczny z ciebie chlopiec, Patricku Leslie – powiedziala cicho, a potem pochylila sie i zaczela piescic jego ucho jezykiem.
Patrick wypuscil z sykiem powietrze, a potem pchnal Flanne brutalnie na podloge i wszedl w nia jednym szybkim, gwaltownym pchnieciem. Flanna objela meza w pasie nogami i zatopila palce gleboko w miesniach jego barkow, potem przesuwajac je na plecy. Zaczal poruszac sie rytmicznie, a wtedy wbila mu w cialo paznokcie.
– Ach… kocica zamierza drapac, tak? – wydyszal, wpychajac sie w nia coraz gwaltowniej. – Jestes mala rozpustnica, zono, ale, na Boga, nie pragnalem dotad kobiety tak, jak pragne ciebie, Flanno!
Jego slowa sprawily, ze serce Flanny zaczelo szalenczo bic. Odkad sie poznali, po raz pierwszy dal tak wyraznie do zrozumienia, ze mu na niej zalezy. Pragnela, by ja pokochal. Nie wiedziala, o co chodzi z ta miloscia, a jednak tego chciala. Zalezalo jej na nim. Nie wiedziala, jak do tego doszlo, gdyz Patrick potrafil byc denerwujacy, fakt pozostawal jednak faktem. Czy to milosc? Nie wiedziala, a gdyby nawet, czyby sie