– Pojade z wami.
– Nie badz niemadry – zaprotestowala Flanna.
– Bedziesz tu potrzebny, zwlaszcza kiedy wyjedzie Charlie. Ktos musi rozweselac dzieci. Bedzie ze mna Fingal. Droga prowadzi przez wlosci Lesliech, a potem Brodiech. W okolicy nie ma rozbojnikow innych, anizeli czlonkowie naszych klanow – zakonczyla z usmiechem. – Poza tym wiesz doskonale, ze potrafie walczyc jak mezczyzna. Nie jestem delikatnym kwiatuszkiem, ktory trzeba chronic przed zlym swiatem.
– Wolalbym, bys wziela z soba zbrojnych – powiedzial Angus z uporem.
– Och, niech ci bedzie, wybiore ktoregos, by mi towarzyszyl, lecz tylko jednego, Angusie. Nie chce wyjsc na gluptasa, ktory nie potrafi zatroszczyc sie o siebie. Poza tym, oddzial galopujacych mezczyzn przyciagnie wiecej uwagi niz trojka skromnych podroznych. Majac przy boku Fingala i jednego ze zbrojnych, bede podrozowala nie tylko szybciej, ale i bezpieczniej.
– Czy ktorys wydal ci sie szczegolnie przydatny?
– Wezme Iana. Jest wystarczajaco dorosly, by miec doswiadczenie, a jednoczesnie dosc mlody, by nie zachowywac sie jak stara baba. Oczywiscie, ksiaze musi wyrazic zgode.
– Tak – zgodzil sie z nia wuj.
Fingal Brodie skryl usmiech. Nikt nie potrafil udawac tak jak jego ciotka.
– Przybyl Fingal Brodie – powiedziala tymczasem Flanna do Aggie. – Papa nie czuje sie dobrze, wybiore sie wiec do niego z wizyta.
– Kiedy mam byc gotowa? – spytala Aggie natychmiast.
– Nie musisz jechac – odparla Flanna. – Bedziesz potrzebna tutaj, podobnie jak Angus. Musicie zajac sie dziecmi. Nie zapominajcie, ze moj szwagier wyjezdza. Stara Biddy bedzie miala pelne rece roboty. Chce ulatwic dzieciakom rozstanie na tyle, na ile bedzie to mozliwe. Stracily niedawno matke, a teraz ich ojciec wyrusza, by walczyc za krola.
Aggie skinela glowa.
– Zostane – powiedziala. – Jak dlugo cie, pani, nie bedzie? Co mam spakowac?
– Nie wiem, kilka dni, byc moze dluzej – odparla Flanna. – Sama sie spakuje. Nie trzeba mi wielu rzeczy, poza tym w Killiecairn znajdzie sie wszystko, czego moglabym potrzebowac.
Najtrudniej bylo powiedziec mezowi. To, ze klamie, nie spedzalo zazwyczaj Flannie snu z powiek. Postepowala tak rzadko i jedynie w uzasadnionych przypadkach. Mimo to czula sie nieswojo, oszukujac Patricka. Wiedziala jednak, ze jesli powie prawde, Patrick zabroni jej jechac i bedzie musiala postapic wbrew jego woli, co tylko pogorszyloby sprawe. Nie bedzie prawdopodobnie zachwycony, gdy zona wroci do Glenkirk, lecz jesli uda jej sie zobaczyc z krolem i uzyskac zgode na powolanie oddzialow, nie bedzie mogl jej tego zabronic. Nie pozwoli mu na to honor. Usmiechnela sie do siebie. Plan wydawal sie doskonaly.
Rozmowa odbyla sie, kiedy siedzieli w wielkiej sali, jedzac wspolnie kolacje.
– Musze pojechac do Killiecairn – zaczela Flanna. – Gdzie jestes, Fingalu? Podejdz do mnie.
Bratanek wstal z miejsca przy koncu stolu i sie sklonil.
– To najmlodszy syn Aulaya. Przyszedl na swiat w rok po tym, jak zmarla moja matka. Przybyl dzisiaj do Glenkirk, aby powiedziec, ze papa nie czuje sie dobrze i za mna teskni. Brat zyczylby sobie, abym udala sie do Killiecairn z krotka wizyta. Nie potrwa to dlugo, i nie wyjade, zanim zrobi to Charlie. – Polozyla dlon na dloni Patricka. – Pozwolisz mi jechac, prawda?
Skinal glowa.
– Ile masz lat, chlopcze? – zapytal.
– Jedenascie, wasza milosc.
– I co myslisz o Glenkirk?
– Chcialbym tu zamieszkac, panie – odparl Fingal pospiesznie. – To wspaniale miejsce.
– Zatem pewnego dnia zostaniesz jednym z moich zolnierzy, tak?
– Nie, panie. Chcialbym nauczyc sie czytac i pisac, by zostac kims waznym – odparl Fingal smialo.
Patrick i Charlie parskneli zgodnym smiechem.
– Na Boga, chlopcze – powiedzial ksiaze Glenkirk. – Podoba mi sie, ze jestes tak ambitny! Gdy zona wroci do domu, przyjedz z nia. Bede ksztalcil cie razem z moimi bratankami i bratanica. A jesli okazesz sie zdolny, moze pewnego dnia wysle cie do Aberdeen, na uniwersytet.
– Dziekuje, wasza milosc – odparl Fingal, klaniajac sie ponownie.
– Podejdz chlopcze i usiadz z nami. Jestes krewnym mojej zony i twoje miejsce jest przy naszym stole.
A kiedy chlopiec podszedl, Patrick przyciagnal go blizej i powiedzial:
– To moj brat, niezupelnie krolewski Stuart. Ma na imie tak samo, jak krol: Charlie.
– Dlaczego jestes niezupelnie krolewski, panie? – zapytal Fingal, a potem zaczal rozgladac sie nerwowo, gdyz w sali zapanowala pelna napiecia cisza.
Charlie nie poczul sie jednak ani troche obrazony. To bylo uczciwe pytanie, zadane przez niewinnego chlopca.
– Moim ojcem byl ksiaze Henry Stuart, chlopcze. Urodzilem sie po zlej stronie koldry. Gdyby moi rodzice sie pobrali, bylbym dzis twoim krolem.
Mrugnal porozumiewawczo. Fingal odwrocil sie do ciotki.
– Dziwna to, a zarazem wspaniala rodzina, Flanno – powiedzial.
Flanna wziela z tacy slodki przysmak, pocalowala chlopca w policzek i wsunela mu lakoc do buzi.
– Idz i przespij sie troche, Fingalu. To byl dla ciebie dlugi dzien. Dlugi i meczacy. Angus pokaze ci, gdzie mozesz sklonic glowe.
– Moglby spac w moim pokoju – zaproponowal ochoczo Freddie.
– To byloby mile – powiedziala Flanna. – Kiedy wrocimy, kaze przygotowac dla ciebie, i Fingala osobny pokoj. Willy jest jeszcze malutki i powinien przebywac w pokoju dziecinnym.
– Tak! – potwierdzil Freddie z entuzjazmem.
– Wiec kiedy mnie nie bedzie – mowila dalej Flanna – rozejrzysz sie z Angusem po Zamku i poszukasz pokoju, odpowiedniego dla dwojki chlopcow.
– A ja? – spytala Brie, niezadowolona z tego, iz Freddie i ten cokolwiek nieokrzesany chlopiec zagarniaja dla siebie cala uwage. – Co ja mam robic, gdy cie nie bedzie?
– Mieliscie w Anglii ogrodek z ziolami? – spytala Flanna.
– Tak, ogrody Queen's Malvern slynely na cala okolice – odparla Brie.
– Chcialabym zatem, bys zdecydowala, co winnismy posadzic w Glenkirk na wiosne. Dobra pani troszczy sie o ludzi, a w zamku brakuje medykamentow. Bedziemy musialy zaczac od podstaw, Brie.
– Mama miala ladny ogrodek. Wytwarzala przerozne masci i napary, a ja jej pomagalam.
– Musze wiec zdac sie na ciebie, gdyz nie znam sie zbyt dobrze na leczeniu.
– Lecz skad wezmiemy sadzonki? – spytala Brie, od razu wielce przejeta.
– Mary More – Leslie z pewnoscia pomoze ci w tej kwestii – odparla Flanna. – Bedzie wiedziala, jakie rosliny ksiezna Jasmine, twoja babka, uprawiala w zamkowych ogrodach.
Brie skinela glowa.
– Jestes bardzo madra – powiedzial Charlie cicho. – Sadze, iz zeniac sie z toba, moj brat dostal znacznie wiecej, niz mu sie zdawalo. Wiem, ze wspaniale zaopiekujesz sie moimi dziecmi.
– Tak bedzie – przyrzekla, a potem wstala i wdziecznie dygnela.
– Musze spakowac tych kilka rzeczy, jakie beda mi potrzebne, bym mogla wyruszyc rankiem dwudziestego siodmego. Nie wyjade przed toba, Charlie.
– Wyruszam o pierwszym brzasku – poinformowal.
– Oczywiscie – przytaknela. – Masz przed soba dluga podroz. Wyrusze zaraz po tobie.
Usmiechnela sie do mezczyzn.
– Dobranoc, panowie.
Dygnela ponownie i szybko odeszla. W sypialni przekonala sie, iz Aggie wylozyla dla niej niewielka torbe, ktora mozna bylo przytroczyc do siodla. Wepchnela do niej dwie koszule, kilka par ponczoch, szczotke do wlosow oraz szczoteczke z wlosia dzika, ktorej uzywala do czyszczenia zebow. Po chwilowym zastanowieniu dodala jeszcze szarfe w barwach Lesliech i sakiewke pelna monet. Sluzaca zabrala torbe do stajen.
Dwudziestego siodmego stycznia Aggie obudzila ja przed switem. Flanna przekonala sie, iz jej maz spal tej nocy we wlasnym pokoju. W komnacie panowaly chlod i wilgoc. Ubierajac sie starannie, prosila Boga, by podczas