zawahali sie go zamordowac – mowila dalej, przedstawiajac swoj punkt widzenia. – Ksiaze Lundy moze zalatwic mi audiencje. Poprosze o zezwolenie na to, bym mogla zbierac oddzialy. Jesli mi go nie udzieli, dam sobie spokoj. Bedziemy podrozowali w ukryciu, az znajdziemy sie na tyle daleko od Glenkirk, ze Charlie nie bedzie mogl mnie odeslac. Wtedy sie ujawnimy. Po spotkaniu z krolem wroce natychmiast do domu, przysiegam na honor! Widziales portrety moich poprzedniczek, Ianie? Byly kobietami silnymi i stanowczymi, wszystkie co do jednej. Nie chce przyniesc mezowi wstydu przez to, ze pozostane w pamieci potomnych jako ksiezna, ktora niczego nie dokonala. Chce wniesc swoj wklad, a jesli mi pomozesz, twoje imie bedzie wymieniane razem z moim.
– Angus mnie zabije – zauwazyl nerwowo Ian, widziala jednak, ze niemal udalo jej sie go przekonac.
– Angus to kochany staruszek. Jest niczym wierny pies: warczy na wszystko, co zdaje sie zagrazac jego pani. Nie bedzie warczal na ciebie, obiecuje, gdyz to ty zapewnisz mi bezpieczenstwo. Czyz nie wybralam cie osobiscie, abys byl moim obronca?
Usmiechnela sie, by dodac mlodziencowi otuchy.
Fingal Brodie omal sie nie rozesmial. Jego matka zwykla mawiac, ze Flanna doskonale potrafi postawic na swoim i jest przy tym nader pomyslowa. Teraz mial tego dowod. Usmiechnal sie pod nosem. Martwilo go, iz ksiaze moze uznac, ze to on jest odpowiedzialny za to, co zrobila Flanna, lecz skoro ciotka zamierza chronic przed Angusem prostego zolnierza, jakim jest Ian, on, Fingal Brodie, nie musi sie obawiac gniewu ksiecia. Wezmie przyklad z ciotki i bedzie odgrywal niewiniatko. Wykorzysta szanse, jaka sie przed nim otwiera i pewnego dnia zostanie kims.
Ian nie dal sie do konca przekonac, nie zawrocil jednak i nie pogalopowal do zamku. Nie byl calkiem pewien, czy ksiezna postepuje wlasciwie, uznal jednak, ze nie udaloby mu sie jej powstrzymac. Byla stanowcza mloda kobieta, a gdyby ja rozgniewal, moglby stracic miejsce w strazy. Nie watpil, ze ksiezna zrobi wszystko, by go ochronic. Zdazyl sie juz zorientowac, ze jest grozniejsza niz maz. Lepiej bedzie pozostac i chronic ja przed niebezpieczenstwami, jakie moga czyhac na nich na drodze.
Dzien byl zimny, lecz suchy i bezwietrzny, podrozowalo sie wiec calkiem niezle. Mijali lasy i pola, starajac sie nie tracic z oczu orszaku ksiecia, ale i nie dac sie zauwazyc. W koncu zaczelo sie sciemniac. Ciekawe, czy bedziemy musieli nocowac pod golym niebem, pomyslala Flanna. Od wyjazdu z Glenkirk zatrzymali sie tylko raz, i konie byly zmeczone. Charlie i jego kompania mineli szczyt wzgorza i znikli scigajacym z widoku. Flanna wyslala bratanka, by zorientowal sie w sytuacji.
– Jest tam niewielka gospoda – powiedzial, wracajac – zbyt mala, by pomiescic orszak ksiecia i nas, poza tym ksiaze od razu by sie domyslil, iz podazamy jego sladem. Nie wiem, co robic, Flanno. Nie mozemy pozostac na otwartej przestrzeni, a konie potrzebuja stajni i obroku.
– Czy ksiaze Lundy cie rozpozna? – spytala Flanna, zwracajac sie do Iana. Potrzasnal glowa, a wtedy powiedziala: – Zdejmij odznake, wskazujaca, iz pozostajesz w sluzbie Lesliech i schowaj ja do kieszeni, a potem zapytaj, czy ty i twoi bracia moglibyscie przenocowac z konmi w stajni. Nikt nie pozna, ze jestem kobieta, gdyz mam na sobie meski stroj. Daj karczmarzowi te miedziaki i powiedz, ze podrozujesz z bracmi na poludnie. Na pewno zgodzi sie udzielic nam schronienia. Zostan w izbie i zamow kolacje. Fingal pomoze mi przy koniach.
Dotarli do wiejskiej gospody i Flanna wprowadzila wierzchowce do stajni. Byla czysta i sucha, boksy zamiecione i zaopatrzone w swieze siano. Konie Charliego zostaly juz przygotowane na noc. Flanna wprowadzila wierzchowce do pustego boksu na koncu, pozostawiajac jeden wolny, by mogli wykorzystac go jako sypialnie. Rozsiodlali zwierzeta i napoili je, nieprzesadnie jednak, zeby nie dostaly wzdecia. Potem napelnili zloby sianem. Fingal pomogl jej wyczyscic wierzchowce i usunac z kopyt kamienie. Ledwie skonczyli, pojawil sie Ian z kolacja.
– Gospodarz bardzo sie ucieszyl, ze wystarczy nam stajnia. Ludzie ksiecia zajeli wszystkie wolne miejsca. Zona i corka karczmarza przygotowuja wlasnie najwiekszy posilek w zyciu – dodal ze smiechem. – Zdobylem chleb, krolika, ser i dzbanek cydru.
Postawil jedzenie na waskiej lawie.
Zjedli, zanim potrawy zdazyly wystygnac, a potem ustalili rozklad wart. Flanna miala czuwac pierwsza, po niej Fingal, a na koncu Ian. Obudzi ich, kiedy ludzie ksiecia przyjda po konie. Mlodziency owineli sie plaszczami i szybko zasneli. Flanna siedziala wsparta o scianke boksu, rozmyslajac o tym, jak dobrze minal dzien. Patrick sadzi, ze pojechala do ojca. Ian jej nie zdradzil, a Charlie nie zorientowal sie, ze za nim jada.
Przez okno saczyl sie blask ksiezyca. Nie podjela takiej wyprawy nigdy przedtem. To dziwne, lecz wcale sie nie bala. Przeciwnie, perspektywa spotkania z krolem sprawiala, ze czula sie podekscytowana i ozywiona. Czy uzna ja za niemadra, skoro bedac kobieta uznala, iz zdola zwerbowac dla niego zolnierzy? Miala nadzieje, ze tak sie nie stanie. Patrick bedzie na pewno wsciekly, lecz gdyby krol ja wysmial, poczulaby sie okropnie.
Zamarla, kiedy drzwi stajni otwarly sie i do srodka weszlo dwoch ludzi Charliego. Okazalo sie jednak, ze chca jedynie sprawdzic, czy z konmi wszystko w porzadku. Nie zadali sobie trudu, by zajrzec do boksu, zajetego przez Flanne i jej towarzyszy. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy, ze w gospodzie przebywaja inni podrozni. Doskonale sie zlozylo, spostrzegla bowiem, iz nosza barwy Glenkirk, byli to zatem zbrojni, ktorych jej maz przydzielil Charliemu do ochrony. Z rozmowy mezczyzn wywnioskowala, ze jest tuz po polnocy. Gdy wyszli, obudzila Fingala, mowiac:
– Gdy ksiezyc zacznie zagladac przez drugie okno, obudz Iana.
– Dobrze – odparl chlopiec, gramolac sie z poslania.
Flanna owinela sie peleryna i polozyla na stosie swiezego siana. Wydawalo sie jej, ze nie zdazyla zmruzyc oka, a juz Fingal potrzasal ja za ramie. Niebo nadal bylo ciemne i ksiezyc jeszcze nie zaszedl. Spojrzala pytajaco na bratanka.
– Ian mowi, ze w gospodzie wszyscy sa juz na nogach. Poszedl zdobyc dla nas cos do jedzenia. Jest pewien, iz ksiaze wkrotce wyruszy.
Flanna przeciagnela sie i z westchnieniem wstala.
– Popilnuj mnie – powiedziala. – Musze sie wysiusiac.
Fingal stanal poslusznie przy drzwiach. Flanna spuscila spodnie i przykucnela na sterta slomy w kacie. Zapinala wlasnie bryczesy, gdy wrocil Ian.
– Mam owsianke – powiedzial zamiast powitania, wreczajac jej wydrazony bochenek chleba, pelen goracych platkow. – A takze ser i troche cydru.
– Ksiaze wstal i przygotowuje sie do odjazdu? – spytala.
– Tak, jedza wlasnie sniadanie – odparl.
– Lepiej wiec sie pospieszmy – polecila. – Jesli przyjda po konie, stan do nich plecami i sie nie odzywaj, inaczej cie poznaja. Ja przycupne gdzies, gdzie nie bede widoczna.
– Zbrojni z Glenkirk, podrozujacy z ksieciem, mnie nie znaja – zapewnil ja Ian.
Zjedli, a kiedy zjawili sie ludzie ksiecia, skineli im jedynie glowami, po czym osiodlali wierzchowce i wyprowadzili je z cieplej stajni wprost w przenikajacy do szpiku kosci chlod poranka. Ledwie zamknely sie za nimi wrota, Flanna i jej towarzysze rzucili sie do siodel. Kiedy orszak ksiecia oddalil sie na przywoita odleglosc, ruszyli, podazajac jego sladem.
Podrozowali w ten sposob przez cztery nastepne dni, wdzieczni, ze pogoda pozostaje znosna i nic nie pada im na glowy. W miare jak zblizali sie do Perth, gospody stawaly sie coraz wieksze, a ruch na drodze bardziej ozywiony. Wygladalo na to, ze sporo Szkotow wybiera sie zobaczyc koronacje. W koncu, po poludniu piatego dnia, dotarli wreszcie do Perth.
Stojac na wzgorzu Kinnoul, przypatrywala sie, zadziwiona, pierwszemu miastu, jakie dane jej bylo zobaczyc, Ian i Fingal wydawali sie rownie zafascynowani. Na rowninie ponizej, wzdluz brzegow Tay, lezalo Perth, pelne stloczonych na niewielkiej przestrzeni domow i kosciolow. Rzeka wila sie niczym srebrzysta wstega, to ukazujac sie, to chowajac pod kamiennymi mostami, mijajac osniezone pola na rogatkach, by zniknac w gestym lesie na poludnie od miasta. Pomimo zimowej mgielki widzieli otaczajace rownine wzniesienia i polozone nieco dalej gory.
– Nie wolno nam zwlekac, pani – ostrzegl Ian. – W miescie latwo mozemy zgubic ksiecia, a wolalabys chyba wiedziec, gdzie zamierza sklonic dzis glowe, prawda?
Pociagnal za uzde, sklaniajac klacz, by ruszyla.
– Tak – zgodzila sie z nim Flanna. – Nie wolno nam sie tu zgubic. Nie mam pojecia, jak zdolalibysmy odnalezc w tym tloku Charliego.
Podazyli za orszakiem ksiecia w dol, ku miastu, a potem waskimi, kretymi uliczkami, by w koncu znalezc sie na dziedzincu duzej gospody. Nad wejsciem wisial dumnie barwny znak, przedstawiajacy godlo Szkocji – oset,