podejrzanego, chociaz stronilem od polityki przez cale zycie.

– Ale dlaczego? – spytala.

– Kiedys w Szkocji tego, ze ktos byl krolewskim bekartem, nie uwazano za hanbiace. Wiele rodzin poczytywalo sobie wrecz za honor, miec w rodzinie osobe krolewskiej krwi. Teraz to sie zmienilo. Jestem bekartem ksiecia Henry'ego, na dodatek moja matka to cudzoziemka. Wielu powatpiewa, czy sama pochodzi z prawego loza. To, ze jestem tez ksieciem Lundy, wdowcem z dziecmi, ktory zawsze trzymal sie z dala od polityki, sie nie liczy. Uwazaja, ze jako krolewski bekart, do tego Anglik, musze miec na Karola zly wplyw.

– Lecz nadal mozesz dostac sie do krola – nalegala Flanna. – Jest twoim kuzynem i cie kocha.

– Pojade jutro do Scone i stane w kosciele. Mam nadzieje, ze zdolam podchwycic jego spojrzenie, by wiedzial, ze nie jest sam – odparl Charlie. – Potem wezme udzial w uczcie i bede uwazal sie za szczesciarza, jesli uda mi sie zmylic opiekunow krola i przez chwile z nim porozmawiac. To wszystko, na co moge liczyc, Flanno.

– Nic podobnego – odparla stanowczo. – Jestes jego kuzynem, Charlie, i jestes sprytny. Wiem, ze potrafisz zrobic cos wiecej. Zabierz mnie do Scone i przedstaw krolowi, bym mogla zapewnic go o swej lojalnosci. Nie wroce do domu, zanim tak sie nie stanie!

Do licha, zaklal Charlie w mysli. To najbardziej uparta niewiasta, jaka kiedykolwiek spotkal. Jego matka byla kobieta stanowcza, lecz przyjmowala logiczne argumenty. Nie tak jak Flanna. Jednak, nim zdazyl powiedziec cos wiecej, uslyszeli pukanie i do pokoju weszla Annie.

– Kapiel dla pani – powiedziala, taszczac okragla drewniana balie. Za nia weszlo kilku mlodych mezczyzn z wiadrami parujacej wody. Annie postawila balie przy ogniu i polecila sluzacym ja napelnic.

– Mam zostac i pomoc, pani? – spytala Flanne.

– Tak, zostan i pomoz ksieznej – odparl Charlie, nim Flanna zdazyla sie odezwac. – Bede w karczmie, Flanno. Wykap sie, a potem zjemy razem w saloniku. Annie zawiadomi mnie, gdy bedziesz gotowa.

Co powiedziawszy, wyszedl pospiesznie w slad za sluzacymi.

– Tchorz! – krzyknela za nim Flanna. Charlie tylko sie rozesmial.

– Raczej czlowiek rozsadny, ktory potrafi w pore sie wycofac – zawolal przez ramie i zamknal za soba starannie drzwi.

– Jest twoim mezem, pani? – spytala Annie.

– Nie, szwagrem – odparla Flanna.

– I kochankiem? – dopytywalo sie dziewcze, zaintrygowane.

– Nic podobnego! – zaprzeczyla z oburzeniem Flanna. – Coz to za przypuszczenia, jak na przyzwoita dziewczyne!

Wydawala sie tak zaszokowana, ze Annie natychmiast jej uwierzyla.

– Blagam o wybaczenie, pani. Nie chcialam cie obrazic – przeprosila pospiesznie. – Nie mow, prosze, papie, ze spytalam.

– Moj maz stracil niedawno ojca. Polegl pod Dunbar, walczac za Stuarta. I choc maz szanuje krola, nie udzieli mu wsparcia. Przyjechalam w slad za szwagrem, aby obiecac krolowi, ze zbiore ludzi i sama utworze dla niego oddzial.

– Och! – powiedziala Annie, ktora nic z tego nie zrozumiala. – Ma pani jakis olejek do kapieli?

Flanna parsknela krotkim smiechem.

– Mam zmiane ubrania i nic poza tym – odparla. – Maz nie wie, ze wybralam sie do Perth.

– Inaczej by ci zabronil – domyslila sie Annie. Skinela glowa. – Postapilas madrze, nic mu nie mowiac. Czasami tak jest lepiej. Moja mama tez nie zawsze mowi papie, co jej chodzi po glowie. Pozwol, ze pomoge ci zdjac buty – dodala, klekajac.

Spostrzeglszy, w jakim stanie znajduje sie garderoba Flanny, zacmokala z nagana i powiedziala:

– Zabiore buty do czyszczenia, a jesli potrafisz, pani, umyc sie sama, zaniose reszte ubran do praczki.

– Bryczesy wystarczy tylko doczyscic – poinstruowala ja Flanna. – Jesli je wypierzesz, beda schly przez tydzien. Za dzien lub dwa musze wrocic do domu, Annie. Bede jednak wdzieczna, jesli zajmiesz sie reszta.

Annie dygnela, pozbierala ubrania i wyszla, zamykajac za soba starannie drzwi. Flanna westchnela z przyjemnosci, zanurzajac sie w goracej niemal wodzie. Gotowa byla juz sadzic, ze nie rozgrzeje sie nigdy. Rozplotla warkocz i upiela wlosy na czubku glowy. Sluzaca zostawila na brzegu wanny maly kawalek mydla. Flanna zwilzyla go woda i usmiechnela sie, kiedy jej nozdrzy dobiegl delikatny zapach wrzosu. Namydlila flanelowa szmatke i zaczela sie myc. Wspaniale bylo zmyc z siebie podrozny pyl. Przetarla twarz, potem szyje, uszy, ramiona i piersi. Odchyliwszy sie do tylu, wyjela z wody noge i przesunela po niej namydlona myjka. Wlasnie miala zrobic to samo z druga, kiedy drzwi saloniku otwarly sie gwaltownie.

Krzyknela z cicha, chowajac noge pod wode i przycisnawszy do piersi mokra szmatke przygladala sie ze zgroza wysokiemu, ciemnowlosemu mezczyznie, ktory wpatrywal sie w nia z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

– Do diaska! – wykrzyknal, lecz zaraz sie usmiechnal. – Na Boga, skarbie, coz za uczta dla oczu!

– Wyjdz, panie! – wrzasnela Flanna ile sil w plucach. – Natychmiast!

– Och, jakze mi przykro! – zawolala Annie, wchodzac. – To przez tego durnia, kuchcika! Chodz ze mna, panie – dodala, zwracajac sie do nieznajomego. – Ksiaze jest w karczmie.

– Ale to jego pokoje? – zapytal przybyly.

– Tak, panie. Pojdz, prosze, za mna, to cie do niego zaprowadze.

– Kim jestes, moja piekna? – zapytal Flanne, pozerajac z uznaniem oczami to, co byl w stanie zobaczyc.

– Wyjdz! – powtorzyla Flanna, znizajac jednak nieco glos. Obcy szukal najwidoczniej ksiecia, nie przyszedl zatem, by ja napastowac.

Zamiast wyjsc, mezczyzna wypchnal jednak z pokoju Annie, zamknal za nia drzwi i podszedl do wanny.

– Jestes najwidoczniej przyjaciolka ksiecia, choc nie potrafie sobie wyobrazic, jak udalo mu sie znalezc kogos takiego w tym pograzonym w mrokach barbarzynstwa kraju. Czuje sie jednak urazony, iz trzymal mnie z dala od tak czarujacego towarzystwa wiedzac, jak jest mi trudno i ile bede musial jeszcze wycierpiec.

– Twoje przypuszczenia sa niesluszne, panie – odparla Flanna. – Wyjdz stad natychmiast. Annie poszla z pewnoscia po ksiecia.

– Zwazywszy, ze przyszedlem sie z nim zobaczyc, doskonale sie sklada – odparl intruz spokojnie. – Nie bedziesz miala nic przeciwko temu, by dac mi malego calusa?

Usmiechnal sie szelmowsko i pochylil nad wanna.

– Och, bezczelny z ciebie typ, panie! – prychnela Flanna gniewnie. – Gdyby nie to, iz jestem naga, dopiero bym ci przylozyla!

Mezczyzna rozesmial sie, szczerze ubawiony.

– Masz temperament jak na rudzielca przystalo, skarbie. Moge sobie wyobrazic, ze w lozku prawdziwa z ciebie tygrysica!

– Och! – krzyknela Flanna, rozwscieczona. Chwycila mokra myjke i rzucila nia w natreta, pozbawiajac sie tym samym oslony.

– Lajdak! – wycedzila przez zacisniete zeby.

– Nie masz manier, aby podgladac dame w kapieli, sir? Co powiedzialaby na to twoja matka!

– Powiedzialaby, ze jestem niepoprawny, co zreszta zawsze podejrzewala – odparl mezczyzna ze smiechem. – Dalej, moja sliczna, wstan i pozwol mi oszacowac twoje skarby. Jestem pewien, iz ksiaze nie bedzie mial nic przeciwko temu.

Usmiechnal sie, jak sadzil, zwyciesko, ukazujac biale zeby.

– Ach, panie, zapewniam, ze moj ksiaze bardzo by sie zdenerwowal, gdybym zrobila cos takiego – zapewnila Flanna. – Nie masz pojecia, jak by sie rozgniewal, a raczej, jak sie rozgniewa, kiedy opowiem mu o tej napasci. A teraz wyjdz, zanim poderwe na nogi cala gospode!

Drzwi otwarly sie ponownie, ale tym razem do saloniku wszedl Charlie. Natychmiast sklonil sie przed nieznajomym.

– Wasza Wysokosc – powiedzial.

– Kuzynie – odparl nieznajomy. – Doszly mnie sluchy, ze sie tu zatrzymales, nie wiedzialem jednak, ze masz przy sobie tak czarujaca towarzyszke.

Usmiechnal sie.

Вы читаете Nazajutrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату