– Juz za toba tesknie – dodal, spogladajac na nia w taki sposob, ze Flanna az sie zarumienila. Rozesmial sie wiec i ja puscil.
– Mysl o mnie kazdej nocy – powiedzial.
– Och, bede, moj panie, ty zas, jestem pewna, bedziesz myslal o mnie… i o moich czarnych perlach – dodala, usmiechajac sie znaczaco.
– Wiedzma – powiedzial ze smiechem, wymierajac jej lekkiego klapsa. – Idz juz.
Melodyjny smiech Flanny zdawal sie rozbrzmiewac w sali nawet po tym, jak ja opuscila. Patrick ruszyl ku polnocnej wiezy, skad mogl obserwowac, jak jego zona odjezdza.
Nie obejrzala sie, choc czula na sobie jego wzrok. Byloby to dla niej zbyt trudne. Czula sie rozdarta. Nie kochala ojca szczegolnie mocno, on zas tolerowal ja jedynie ze wzgledu na matke. Po smierci Meg niemal zupelnie zapomnial, ze ma corke. Gdyby nie Una i Angus, Flanna zagubilaby sie pomiedzy gromada krewnych.
Teraz musiala opuscic Glenkirk i mezczyzne, ktorego pokochala calym sercem, aby dopelnic obowiazku wobec umierajacego lorda. Byla jedyna corka Lachlanna Brodie i choc nie chciala zostawiac Patricka, wiedziala, ze powinna byc przy ojcu w ostatnich godzinach jego zycia – jezeli nie ze wzgledu na samego Lachlanna, to na swoja matke.
Dobrze, ze choc pogoda sprzyja, pomyslala. Fingal przez caly czas paplal, opowiadajac o Glenkirk i o tym, jak rozni sie ono od Killiecairn. Nie zapomnial pochwalic sie, iz pobiera nauki razem z lady Sabrina i mlodym lordem Frederickiem.
– Brie jest odwazna jak chlopak – powiedzial do ojca. – Flanna nauczyla ja strzelac z luku i choc nie jest jeszcze tak dobra, jak ciotka, radzi sobie coraz lepiej.
Aulay skinal glowa.
– Szczesciarz z ciebie – powiedzial. – Nie zaprzepasc szansy, jaka zostala ci dana. Ksiaze jest z niego zadowolony? – spytal, zwracajac sie do siostry.
– Patrick jest dla niego mily, lecz to nie on zajmuje sie Fingalem. Odpowiedzialnosc za chlopca spoczywa na mnie. Jesli Fingal nie zrazi do siebie Patricka i nadal bedzie dobrze sie sprawowal, nie pozaluje, iz zostal w Glenkirk. Maz powiedzial, ze kiedy nauczyciel nie bedzie w stanie niczego wiecej go nauczyc, wysle Fingala do Aberdeen na uniwersytet.
– Kto uczy dzieci? – zapytal Aulay.
– Stary anglikanski pastor. Leslie nie odprawili go, choc przeszli na prezbiterianizm. Pastor to czlowiek wyksztalcony, a poki przestrzega prawa, nikomu nic do tego.
Aulay chrzaknal z zadowoleniem i zamilkl. Flanna chciala przekazac bratu rady Angusa, lecz bylo oczywiste, ze nie jest to odpowiedni moment. Gdy objezdzali jezioro Brae, slonce wyszlo na chwile zza chmur i oswietlilo zameczek na wyspie. Flanna usmiechnela sie leciutko. Gdy tylko wroci do domu, przystapi do naprawy dachu w Brae. Zamierzala urzadzic tu baze, z ktorej moglaby werbowac oddzialy dla krola. W ten sposob rodzina Leslie ani zamek Glenkirk nie bylyby w jej poczynania zaangazowane. Usmiechnela sie szerzej. Wszystko szlo tak, jak zamierzyla. Doskonale.
Dotarli do Killiecairn poznym popoludniem. Flanna spogladala na dom rodzinny bez specjalnego wzruszenia. Wydawal jej sie obcy i taki maly. Z kamiennych kominow unosil sie dym, ale poza tym w domostwie panowal nietypowy spokoj. Widac rodzina czuwala przy lozu Lachlanna Brodie. Gdy weszli do wielkiej sali, powitala ich zona Aulaya, Una. Czy zawsze wygladala na tak znuzona? Flanna zdziwila sie w duchu.
– Nadal zyje – powiedziala. – Czeka na ciebie – dodala, zwracajac sie do Flanny. Potem skierowala spojrzenie brazowych oczu na syna i natychmiast czule sie usmiechnela.
– Pojde do niego od razu – powiedziala Flanna i wybiegla z sali.
Gdy weszla do sypialni ojca, zastala tam swoja szwagierke, Ailis.
– Witaj, Ailis – powiedziala.
– Przyjechalas wreszcie do domu – zauwazyla szwagierka kwasno.
– Najszybciej, jak tylko bylam w stanie – zapewnila ja Flanna.
– Dziewczyno! – zawolal chrapliwie Lachlann.
– Jestem, papo – odparla Flanna, podchodzac do lozka.
– Wyjdz! – polecil starzec Ailis, ta zas spojrzala na niego gniewnie, jakby zamierzala wyglosic jedna ze swoich tyrad.
– Mysle, ze ojciec chce porozmawiac ze mna sam na sam, Ailis – wtracila szybko Flanna.
– Wiem, ze nie bedziesz miala nic przeciwko temu, no i z pewnoscia przyda ci sie troche odpoczynku. Wyobrazam sobie, jakie to trudne, opiekowac sie nim przez caly czas!
Usmiechnela sie do szwagierki przyjaznie i uscisnela ja za ramie.
Ku zaskoczeniu Flanny Ailis odpowiedziala usmiechem.
– Rzeczywiscie – przytaknela. – Dobrze byloby tez cos zjesc.
– Zostane z nim, poki ktos mnie nie zmieni – obiecala Flanna.
– Dziekuje – odparla Ailis, wychodzac.
– Zlagodnialas – zauwazyl Lachlann.
– Nie, lecz nauczylam sie radzic sobie z innymi, zwlaszcza tymi, ktorzy stoja nizej ode mnie – odparla Flanna szczerze. – Naprawde umierasz, papo, czy to tylko pretekst, by wszyscy wokol ciebie skakali?
Starzec zarechotal, lecz zaraz spowaznial.
– Umieram – powiedzial. – Gdyby bylo inaczej, nie poslalbym po ciebie Aulaya. Musimy zakonczyc pewne sprawy, ty i ja.
– Chodzi o wlasnosc Meg Gordon? – spytala Flanna otwarcie.
Lachlann skinal glowa.
– Nie moglbym spojrzec w oczy twej matce, gdybym nie przekazal ci tej sakiewki. Choc wolalbym, aby zostala w Killiecairn, wiem, ze to nie nasza wlasnosc, lecz twoja.
– Nadal spoczywa ukryta pod kamieniem w kominku? – spytala.
– Kto ci powiedzial? No tak, oczywiscie, Angus. Flanna potrzasnela glowa.
– Nie Angus, lecz Aggie. Mama rozmawiala z nia przed smiercia.
– Czy Aggie z toba przyjechala? – Nie.
– Jest moja wnuczka – zauwazyl melancholijnie.
– To prawda, powiedziala jednak, ze skoro ty nigdy sie tym nie przejmowales, to czemu ona mialaby? – odparla Flanna szczerze.
Lachlann potrzasnal siwa glowa.
– Ma racje – powiedzial – ale to bardziej w stylu Brodiech, niz chcialaby przyznac.
Rozesmial sie, lecz zlapal go atak kaszlu. Flanna otoczyla ojca ramieniem i przysunela mu do ust maly kubek.
– Pij – powiedziala, a on posluchal, polykajac lapczywie plyn. Gdy kaszel ucichl, poczula w jego oddechu zapach whiskey.
– Wyjmij sakiewke – powiedzial, opadajac znow na poduszki. – I ukryj ja, by tamci nie zobaczyli.
Flanna podeszla do paleniska, po czym, kierujac sie wskazowkami ojca, wyjela obluzowany kamien i ukryta pod nim sakiewke. Zajrzala do srodka i zobaczyla stosik bizuterii. Zacisnela na powrot mocno tasiemki i wepchnela sakiewke do kieszeni bryczesow.
– Moje sumienie jest teraz czyste – oznajmil spokojnie Lachlann.
– Chcesz powiedziec, ze obciazalo je tylko to jedno, papo? – zapytala zartobliwie.
Starzec zarechotal znowu, a jego oczy szelmowsko zablysly.
– Bedziesz musial naznaczyc Aulaya na swojego nastepce – powiedziala.
– Jest najstarszy – odparl.
– To nie wystarczy. Jesli nie sprowadzisz ich tutaj: synow, synowe i wnuki, i nie powiesz wprost, ze Aulay jest teraz przywodca Brodiech z Killiecairn, beda sie klocili, nawet zdajac sobie sprawe, ze nie maja racji. Nie obciazaj Aulaya takim problemem. Byl dobrym synem, a Una prowadzila ci gospodarstwo, odkad zmarla moja matka. Zmus ich, by przysiegli, ze zaakceptuja twoja wole. Aulay to dobry, przyzwoity czlowiek i nie przyniesie nazwisku Brodiech wstydu.
– Nie sadzilem, ze doczekam dnia, kiedy ujmiesz sie za Aulayem, Flanno – zauwazyl Lachlann.
– Nauczylam sie w Glenkirk, jak wazne jest wlasciwe przywodztwo – przyznala Flanna.