Elyn ruszyla ku krzeslu po drugiej stronie biurka, zastanawiajac sie goraczkowo, o co chodzi.
– Mam nadzieje, ze juz sie pani u nas zaaklimatyzowala? – zapytal uprzejmie i, gdy usiadla, zajal swoje miejsce.
– Tak, dziekuje – odpowiedziala z rowna uprzejmoscia.
Jesli mial ja wyrzucic, to zabieral sie do tego w najdziwaczniejszy sposob pod sloncem.
– Dobrze sie pani pracuje z Tinem Agosta?
– Znakomicie.
– Czy byloby pani trudno rozstac sie z dzialem komputerow?
A wiec ja wyrzucal. Elyn dumnie uniosla glowe.
– Dlaczego? – zapytala chlodno.
On jednak nie spuszczal wzroku z jej wyprostowanej, zgrabnej sylwetki w dobrze skrojonym kostiumie i z jej wynioslej twarzy. Spojrzala mu prosto w oczy, lecz wyczytala w nich jedynie zachwyt.
– Alez z pani ostra dziewczyna… – wycedzil w koncu, najwidoczniej nie przyzwyczajony do tak bezceremonialnych pytan.
– A czegoz pan chcial? Mam byc wdzieczna za to, ze jednak mnie pan zwalnia? – odparowala gniewnie. Poryw niepokoju zmusil ja do ostatecznego podsumowania tej rozmowy.
Ale najwyrazniej, choc miala odejsc z dzialu komputerow, zwolnienie jej nie lezalo w planach Maxa Zappellego.
– Ktoz tu mowi o zwolnieniu! – wykrzyknal. Wydawal sie nawet nieco zaskoczony, ze taka mysl przyszla jej do glowy.
– Myslalam… – urwala i zaczela wysilac swoja inteligencje. – Pan chce mnie przeniesc do innego dzialu? – spytala niepewnie.
– Wlasciwie – wyjasnil, a na jego twarzy pojawil sie cien usmiechu – bylbym ogromnie wdzieczny, gdyby pani mogla dzis po poludniu zrobic cos dla mnie.
– Och! – wymamrotala, czujac, ze drzy.
– Czy pisze pani na maszynie? – spytal.
Elyn uwaznie na niego spojrzala. Przeciez doskonale wiedzial, ze pisze. Moglaby sie zalozyc, ze dokladnie przeczytal jej podanie o prace.
– Wyszlam z wprawy – powiedziala. – Ostatnio pracowalam tylko na komputerach.
– Jestem pewien, ze da sobie pani rade – oswiadczyl, przekonany, ze ponad wszelka watpliwosc bedzie tak, jak on zdecyduje. – Na nieszczescie moja sekretarka, wladajaca dwoma jezykami, z ktora zwykle pracuje, zachorowala i…
– A Felicita? – wtracila szybko Elyn, orientujac sie, o co mu chodzi. – Felicita plynnie mowi po angielsku. Czy nie moze ona…?
– Czy mam rozumiec, ze wolalaby pani nie robic tego dla mnie? – zapytal, a usmiech zniknal z jego twarzy.
– Alez nie, oczywiscie, ze nie – zmuszona byla odpowiedziec. Wolala nie ryzykowac. Gdyby oswiadczyla, ze nie chce wykonac tej pracy, to nie moglaby nawet marzyc, by ja zatrzymal.
– Prosze wiec posluchac… – zaczal chlodno, informujac, ze Felicita ma rece pelne roboty, a nastepnie wprowadzil ja w to, nad czym pracowal, i co chcial ukonczyc jeszcze tego dnia.
Przejrzala tekst, ktory jej pokazal, a ktory musial napisac recznie, wiedzac, ze Elyn nie umie stenografowac.
– Chcialby pan to miec dzis wieczorem? – zapytala slabym glosem.
W odpowiedzi odchylil sie w fotelu i usmiechnal lagodnie.
– Jesli nie sprawi to pani klopotu…
– Nie, skadze znowu – odparla.
– Swietnie – stwierdzil, po czym przeszedl do rzeczy, wskazujac jej ustawione pod oknem biurko, na ktorym stala maszyna. – Biurko stoi tutaj, gdyz zapewne bede pani niejednokrotnie potrzebny przy odczytywaniu mojego pisma.
– Mam pracowac… tutaj? – Elyn nie wiedziala, jak zareagowac. Sama mysl o pracy w jego obecnosci wprawiala ja w zdenerwowanie. Wiedziala, ze glowa odmowi jej posluszenstwa.
Skinal glowa.
– A wiec… – zaczal, ale ona gwaltownie mu przerwala.
– Czy moge wyjsc na chwile do mojego pokoju po torbe i plaszcz? – spytala. A gdy spojrzal na nia ze zdziwieniem, wyjasnila: – Wyglada na to, ze nie skoncze pracy przed osma. Obawiam sie, ze o tak poznej porze nie dostane sie do mojego dzialu.
– Tylko prosze wracac jak najszybciej Miala ochote odpowiedziec, ze juz biegnie, ale przybrala slodki wyraz twarzy i wolno ruszyla z powrotem do sekcji komputerow. Tam uprzedzila Tina, ze poniewaz szef zyczy sobie, by przepisala cos po angielsku na maszynie, z zalem musi odwolac dzisiejsza kolacje. Zapewne bedzie pracowac do pozna w nocy.
– A jutro wieczorem? Jestes wolna? – spytal bezzwlocznie. Elyn poczula nagle, ze wolalaby, aby nie okazywal az takiej gorliwosci.
– Eee… chcialabym zwiedzic jutro Bolzano – wydobyla z pamieci nazwe, ktora nic jej nie mowila, ale ktora uslyszala od Felicity, gdy ta wymieniala to, co warto zwiedzic. – Nie wiem, kiedy wroce.
– Jesli nie jestes z kims umowiona, to chetnie zawioze cie do Bolzano – zaproponowal Tino.
– Uhm… – zawahala sie. Uswiadomila sobie jednak, ze poniewaz zawsze byla nader wybredna w doborze meskiego towarzystwa, wiele ja ominelo. Poza tym lubila Tina, a jego entuzjazm byl przeciez milszy niz obojetnosc. – Swietnie – zgodzila sie. I choc kilka minut wczesniej nie miala pojecia, jak spedzi nastepny dzien, ustalila z Tinem, o ktorej godzinie ma po nia przyjechac, zlapala torebke i plaszcz, po czym skierowala sie w strone gabinetu Maxa Zappellego.
Jak przypuszczala, na poczatku szlo jej fatalnie i po dwu czy trzech nieudanych probach zywila juz nadzieje, ze czlowiek, ktory za nia siedzial, zrezygnuje z jej uslug. Nie zrobil tego jednak. Po chwili, zwalniajac tempo, Elyn zaczela odzyskiwac sprawnosc, a po godzinie, aczkolwiek nie zblizyla sie nawet do rekordowych osiagniec zawodowych maszynistek, radzila sobie juz zupelnie niezle.
Po przepisaniu kilku listow, przeszla do dlugiego sprawozdania. Tak ja to pochlonelo, ze az podskoczyla, gdy nagle tuz za nia rozlegl sie glos:
– Czy nie ma pani klopotow z odczytaniem mojego pisma?
Odwrocila sie na krzesle, by na niego spojrzec. Pograzona w swojej pracy zupelnie zapomniala o wczesniejszym uczuciu wrogosci.
– Bardzo starannie pan to napisal – usmiechnela sie, a widzac, ze jego spojrzenie zatrzymuje sie na jej wypuklych wargach, szybko odwrocila sie i pochylila nad maszyna. Po chwili znow wciagnela ja tresc tekstu napisanego przez tego wszechstronnie wyksztalconego Wlocha.
Felicita dwukrotnie wchodzila przez drzwi laczace sekretariat z gabinetem Zappeliego. Za pierwszym razem po to, by omowic cos z szefem, za drugim – by zyczyc im obojgu
Wstala, zlozyla przepisane kartki i wreczyla mu je, oczekujac, ze przejrzy kilka pierwszych stron.
– Jak na kogos, kto rzekomo wyszedl z wprawy, znakomicie sie pani spisala – podsumowal jej wysilki.
– To bylo bardzo interesujace – odparla i natychmiast tego pozalowala, gdyz jej slowa brzmialy jak pochlebstwo.
Zarzucila na siebie plaszcz i chwycila torebke.
– A wiec do widz… – zdolala wykrztusic, gdy wtem jego usmiech przeksztalcil sie w tak kategoryczny wyraz twarzy, iz serce jej niemal zamarlo. Urwala w pol slowa.
– Alez panno Talbot – powiedzial wolno. – Czy sadzi pani, ze po tak ciezkiej pracy pozwole pani pieszo wracac do domu?
– Moge…
On tymczasem spojrzal na zegarek i wydal krotki okrzyk w swoim jezyku.
– Dlaczego nie przypomniala mi pani, ze jest tak pozno?! – A wiec to tez jej wina! – Bufet dawno jest