zamkniety, a ja umieram z glodu – oznajmil. – Czy da sie pani zaprosic na kolacje? – A widzac jej wahanie, dodal: – W dowod wybaczenia.
Ratunku! – pomyslala Elyn, pragnac znow znalezc sie w Anglii. Tam na pewno panowalaby nad sytuacja. Natomiast tutaj opuszczal ja zdrowy rozsadek. Nie badz idiotka! – przywolywala sie do porzadku. Co ci sie stanie?
– Ja tez umieram z glodu – wyznala i wkrotce potem siedziala w jego ferrari, zastanawiajac sie, dlaczego zaproszenie Tina Agosty przyjela bez podobnych zastrzezen.
No coz, Tino nie nalezal do tej samej kategorii, ktora reprezentowal Zappelli, i trudno uznac za randke kolacje spozyta z szefem po pracowitym dniu.
Restauracja, do ktorej zabral ja Max Zappelli, byla lokalem eleganckim, zdolala wszakze zachowac ciepla, rodzinna atmosfere. Elyn, nie rozumiejac wloskiego, z ulga zdala sie na swojego pracodawce w kwestii wyboru dan.
– To jest znakomite – zachwycala sie przystawka, na ktora podano
– Podobno umierala pani z glodu – przypomnial jej grzecznie Max.
– Slyszalam, ze pan tez – usmiechnela sie, widzac, ze dla siebie zamowil to samo. Jakby w odpowiedzi kaciki jego ust lekko sie uniosly i nagle poczula hipnotyczne dzialanie Maxa. Zlapala sie na tym, ze podziwia doskonaly wykroj jego warg. A gdy po chwili uniosla wzrok, spostrzegla, ze i on nie spuszcza oczu z jej uniesionych ku gorze kacikow ust.
W chwili gdy przestala sie usmiechac, usmiech zniknal rowniez z jego twarzy. Napiecie stawalo sie niemal namacalne. Z powaga patrzyli sobie w oczy. I wlasnie wtedy, gdy zaczela z trudem oddychac, Max zakomenderowal:
– Jedz!
Magia chwili prysla. Elyn oderwala od niego wzrok, rozpaczliwie zastanawiajac sie, co tu powiedziec, by nie przyszlo mu na mysl, ze to z jego przyczyny brak jej tchu.
– Czy to pana ulubiona restauracja, panie Zappelli?
– spytala wreszcie.
– Jedna z kilku – potwierdzil z wdziekiem swiatowca i dodal: – Mow do mnie Max, Elyn. Ja naprawde nie gryze.
Czyzby odgadl, ze czuje sie przy nim zdenerwowana? Nie, to nie zdenerwowanie. To ostroznosc. Tak, ostroznosc.
– Jestem tego pewna – odparla spokojnie. Pragnac mu okazac, jak malo ja to obchodzi, dorzucila lekko: – Max – i pociagnela lyk wina o wybornym smaku. – Angielska kuchnia wydaje sie w zestawieniu z tutejsza malo atrakcyjna. A skoro wspominamy Anglie – ciagnela dalej, czujac, ze cos zmusza ja do mowienia – czy zamierzasz wkrotce odwiedzic Pinwich?
– Tesknisz za domem? – zapytal.
– Nie o to mi chodzi – wykrecila sie. Wlasnie teraz, wlasnie w tej chwili nie wiedziala, co naprawde czuje.
Teraz z kolei on usmiechnal sie lekko. Tak jakby cieszyl sie z mojego towarzystwa, przyszlo jej nagle na mysl. Ale zachowala spokojny wyraz twarzy, oczekujac odpowiedzi na pytanie.
– Anglia nie lezy w moich planach – odpowiedzial w koncu Max. – Prawde mowiac, przez jakies dwa tygodnie chyba bede przywiazany do biurka.
– A potem Anglia? – zgadywala.
– A potem Rzym – powiedzial.
Byc moze z powodu wdzieku, z jakim to oswiadczyl, Elyn miala ochote rozesmiac sie.
– A jak ci sie podoba nasz dzial komputerow? – zapytal, gdy pili kawe.
– Ogromnie – odrzekla. – Jak zauwazyles i jak sama teraz widze, mialam wiele brakow w tej dziedzinie.
– To bardzo uczciwe z twojej strony, ze sie do tego przyznajesz – zauwazyl. I nagle slowo „uczciwe” zawislo w powietrzu.
Kolacja z Maxem Zappellim byla dla Elyn prawdziwa przyjemnoscia. Pomimo ze miala ochote wypomniec mu podejrzenia, jakie zywil co do jej uczciwosci, to jednak nie chciala konczyc tego wieczoru przykrym akcentem. A wiedziala, ze do tego sie rzecz sprowadzi, jesli Zappelli znowu zacznie ja oskarzac o kradziez projektu.
– Tino Agosta jest znakomitym nauczycielem – paplala bez zastanowienia.
– Tez tak sadze – chlodno zgodzil sie Max.
Jego chlod zastanowil Elyn. Po chwili jednak przyszlo jej na mysl, ze to nie Tino go interesuje, to sprawa zaginionego projektu. Tak, na pewno o to chodzilo. I nic tu nie pomoga jej zapewnienia o niewinnosci. Podniosla sie.
– Bardzo dziekuje za kolacje – powiedziala ukladnie, a gdy on, pokonujac swoje zaskoczenie, wstal rowniez, oswiadczyla: – Pojde juz do domu.
Przez chwile stal i patrzyl na nia. Wtem jego rysy rozjasnil szelmowski usmiech i nawet nie probujac sie z nia spierac, powiedzial kpiaco:
– Nie umialabys tam nawet trafic. – A jego zartobliwy sposob bycia sprawil, ze jesli kiedykolwiek ja obrazil, to teraz o tym nie pamietala. Poprosil o jej plaszcz, powstrzymujac ja gestem jednej reki, podczas gdy druga placil rachunek.
–
Gdy staneli przed domem, w ktorym mieszkala, Elyn obrocila sie w strone Maxa, chcac podziekowac, tym razem cieplej, za kolacje. On jednak wysiadl i obszedl samochod, by otworzyc jej drzwi.
Ruszyl z nia w strone budynku, a nastepnie, po wymianie powitan z Uberto, odprowadzil ja do windy. Elyn wykonala polobrot, raz jeszcze gotowa podziekowac, ale nadjechala winda, do ktorej wsiadl razem z nia.
Czula sie calkiem oszolomiona. W koncu dotarli do drzwi jej apartamentu i Max wyciagnal reke po klucze. Podala mu je bezwolnie, a on otworzyl drzwi. I wtedy, gdy przekraczala prog, zatrzymal sie.
Spojrzala na niego.
– Czy zaprosisz mnie do srodka, Elyn? – zapytal miekko.
O Boze! – wpadla w poploch. Powinna powiedziec „nie!” i przypomniec, jak to wygladalo w ostatnia srode. Nic takiego jednak nie powiedziala. Max nie byl jakims nieopierzonym wyrostkiem, ktory by sie bezczelnie narzucal, nie zwazajac na nic. Czekal na jej przyzwolenie.
– Niestety, nie moge cie przyjac prawdziwie mocna, wloska kawa – wymamrotala, obracajac sie, a Max ruszyl w slad za nia.
– Nie martw sie kawa. Zostane tu tylko kilka minut – zapewnil. Powinna przyjac z ulga. ze pragnal tylko, w trosce o jej bezpieczenstwo, odprowadzic ja do mieszkania. Lecz ulgi nie odczula. – Jak dotarlas do pracy dzis rano? – rzucil od niechcenia, zapalajac kolejne swiatla, by w koncu zatrzymac sie w salonie. A gdy Elyn zamrugala powiekami, zaskoczona nieoczekiwanym pytaniem, dodal: – Felicita wspominala, ze nie zyczysz sobie, by cie podwozila.
– Mam nadzieje, ze nie zabrzmialo to niegrzecznie!
– mruknela Elyn, odkladajac torebke i rozpinajac plaszcz.
– Felicita musiala w czwartek nadkladac drogi, zeby mnie podwiezc, i choc zapewniala, ze to zaden klopot, wolalabym… wolalabym chodzic do biura pieszo.
– Zawsze jestes taka niezalezna? – zapytal Max.
– Niezalezna? – powtorzyla.
Podszedl o krok lub dwa blizej. Patrzyla teraz w jego ciemne gorejace oczy. Nerwowo przesunela sie w strone drzwi, tak jakby chciala pokazac mu, ze powinien juz wyjsc.
– Nie chce… nikogo wykorzystywac – oswiadczyla i nagle parsknela smiechem, poniewaz uswiadomila sobie, ze to przeciez on placil za nia dzis wieczorem. – To mi wlasnie cos przypomina – dodala. – Serdecznie dziekuje za kolacje.
Nie byla pewna, czego ma sie po nim spodziewac. Zapatrzony w jej zielone oczy, zdawal sie stac bez ruchu.
– Doprawdy, jestes zachwycajaco piekna – powiedzial tak, jakby te slowa wydarly sie z niego, jakby nie mogl ich juz powstrzymac. Potem nagle wzial ja w ramiona i powoli pocalowal.