– Czy masz jutro czas? – zapytal pelen nadziei.

– Niestety, nie – odparla z zalem.

– A wiec do poniedzialku – usmiechnal sie.

– Do poniedzialku – powtorzyla i weszla do domu.

Najpierw jednak trzeba bylo przezyc niedziele. Mysli Elyn, jedna goniac druga, koncentrowaly sie wylacznie na Maksie Zappellim. Wewnetrznie rozbita, gwaltownie zapragnela z kims porozmawiac, by w ten sposob uwolnic sie od wlasnej udreki. Zadzwonila do matki.

– Ciagle zastanawiam sie, jak sobie radzisz! – wykrzyknela Ann Pillinger z radoscia w glosie.

– Nie wyobrazasz sobie, ile musze sie nauczyc! – a przede wszystkim, jak wybic sobie z glowy Maxa Zappellego, dodala w myslach. – Co u was slychac? – spytala wesolo.

– No coz, Sam jest taki jak zawsze, Loraine snuje sie po katach niczym umierajacy labedz, a Guy… – niechetnie zakonczyla Ann – stal sie wyjatkowo trudny.

– Moj Boze, przezyl prawdziwy szok – probowala go tlumaczyc Elyn.

– Wszyscy przezylismy szok. – Matka nie przyjmowala jej argumentow.

– Pewnie troche sie nudzi – Elyn szukala innych motywow zachowania Guya.

– Chcialabym, zeby poszedl sie nudzic gdzie indziej. Naprawde trudno z nim wytrzymac.

Elyn zdolala w koncu uspokoic wzburzona matke, niemal zalujac, ze zatelefonowala.

W poniedzialek rozpoczela kolejny tydzien w Zappelli Internazionale. Zastanawiala sie, jak dlugo jeszcze zostanie we Wloszech i jak bedzie sie czula, gdy mozliwosc przypadkowego spotkania z Maxem przestanie wchodzic w rachube. Sama mysl napawala ja przygnebieniem, ale musiala spojrzec prawdzie w oczy. Tino bardzo szczegolowo omawial wszelkie zagadnienia i dlatego, byc moze, nie robila postepow tak szybko, jakby zapewne mogla. Teraz zarowno uczyli sie, jak i pracowali, ale, zgodnie z zapowiedzia Maxa, okolo Wielkanocy wszystko sie skonczy, a ona wroci do Anglii.

– Dzien dobry, Tino! – powiedziala wesolo, wchodzac do pokoju.

– Wiec zjesz dzis ze mna kolacje? – spytal tak gwaltownie, ze Elyn wybuchnela smiechem. Nie byl to wprawdzie Max, ale bardzo go lubila.

– Jutro – odpowiedziala. A gdy stopniowo zaczeli naplywac inni pracownicy dzialu komputerow, wraz z Tinem wziela sie do roboty.

Na wpol obawiala sie, na wpol miala nadzieje, ze spotka gdzies Maxa. Nie spotkala go jednak ani w poniedzialek, ani we wtorek. We wtorek wieczor wybierala sie z Tinem na kolacje. Przedtem jednak udzielila sobie surowych pouczen, ktorych przewodni motyw stanowila mysl, ze trwoni tylko czas, wiazac swe nadzieje z czlowiekiem takim jak Zappelli. Tymczasem on, wylaczywszy chwile, w ktorych niejako automatycznie kierowal nim instynkt uwodziciela, nie zdawal sobie nawet sprawy z jej istnienia.

Kolacja z Tinem uplynela w przyjaznej, milej atmosferze. Cieszylo ja to, ze tak dobrze sie rozumieja, chociaz zrobilo jej sie troche glupio, kiedy, zapewne powodowany podobnym odczuciem, wyrzucil z siebie:

– Zastanawiam sie… Moze spedzisz ten weekend ze mna?

– Och, Tino, nie wiem – zaczela szybko sie wycofywac, myslac, na jakiej podstawie mogl odniesc wrazenie, ze jest dla niej kims wiecej niz tylko przyjacielem. – Lubie cie, ale…

– Alez… – przerwal jej. – Niezrecznie to powiedzialem. Oczywiscie mialabys oddzielny pokoj – pospiesznie wyjasnil. – Myslalem, ze moglibysmy pojechac na narty.

Na jej usta wyplynal usmiech. Jakiz ten chlopiec jest mily!

– Nie umiem jezdzic na nartach – powiedziala i ujrzala, jak wyraz ulgi zmienia jego rysy na mysl o tym, ze jej nie obrazil.

– Bede cie uczyl – zapewnil.

Elyn nagle spodobal sie ten pomysl. Byc moze potrzebowala fizycznej aktywnosci.

– A gdzie znajdziemy snieg? – spytala.

Rozpromienil sie, widzac, ze gotowa jest przystac na jego propozycje.

– Wysoko w gorach, w Dolomitach – powiedzial.

Reszte kolacji spedzili, omawiajac przyszly weekend w Cavalese.

Nastepnego ranka Elyn wyruszyla do Zappelli Intemazionale w duzo lepszym nastroju niz ostatnio. Postanowila pogodniej spojrzec na swiat. Dotykala juz dna. Teraz jednak zamierzala o wszystkim zapomniec. Max Zappelli nie byl stworzony dla niej, a nawet gdyby byl, to – powziela decyzje – juz go nie chciala. I wowczas go zobaczyla. Nagle ugiely sie pod nia kolana.

O Boze! Nadchodzil od strony parkingu firmy, kierujac sie w lewo. Ona znajdowala sie na drodze prowadzacej do glownego wejscia. Oboje zmierzali w tym samym kierunku. Duma nie pozwalala jej zawrocic, nie mogla juz uniknac spotkania. Za wszelka cene starala sie isc przed siebie rownym krokiem.

Gdy uslyszala splywajace z wyzyn, szorstkie i wyniosle dzien dobry, natychmiast utracila pogode ducha, ktora wczesniej sobie narzucila.

– Dzien dobry – odpowiedziala uprzejmie, choc sucho, i zblizajac sie do glownego wejscia, myslala, ze na tym skonczy sie cala ich rozmowa.

Ale Max wyciagnal reke, jakby chcial pchnac skrzydlo drzwi.

– Mam nadzieje, ze nie czujesz sie we Wloszech zbyt osamotniona? – zapytal tak, jak moglby zapytac kazdy pracodawca. I to wlasnie doprowadzilo ja do wscieklosci.

Do diabla! Przeciez ja calowal! Pozwalal na to, by czula sie kims wiecej niz zwyklym pracownikiem.

– Chcesz mnie odeslac? – W jej glosie pojawilo sie wyzwanie.

Nie podobal mu sie ten wyzywajacy ton. Pojela to, widzac chlod w jego ciemnych oczach.

– Odesle, kiedy uznam to za stosowne – warknal. Pchnawszy drzwi, wybuchnal potokiem wloskich slow, by w koncu jednak zmienic ton i dodac miekko: – Nie chcialbym, zebys siedziala wieczorami w domu.

– Nie ma obawy – rzucila z wsciekloscia, chcac mu dac do zrozumienia, ze to nie z jego powodu siedzi w domu.

– Po zwiedzeniu Bolzano…

– Bylas w Bolzano?! – wybuchnal zdziwiony. I nim zdolala zaczerpnac tchu, zapytal: – Z kim?

– Z kim? – powtorzyla.

– Przeciez nie masz tu samochodu!

– Ale mam przyjaciol! – odciela sie i zadarlszy glowe, przeplynela przez drzwi. Coz on sobie wyobraza! Ze kim on jest? I to jego sarkastyczne: Nie chcialbym, zebys siedziala wieczorami w domu… Tak jakby miala twarz niczym rondel i znikad propozycji!

– Zarezerwowalem dla nas pokoje w hotelu – poinformowal Tino szeptem, gdy nazajutrz rano weszla do pokoju.

– Mialem szczescie – ciagnal z radoscia w glosie. – Wszystko bylo zajete, ale w ostatniej chwili ktos wycofal rezerwacje.

– Wspaniale! – usmiechnela sie entuzjastycznie.

W porze lunchu chciala zrobic jakies zakupy, totez najpierw wyskoczyla do sklepu, a po powrocie weszla do bufetu.

– Elyn, tu jest wolne miejsce! – zawolala Felicita Rocca i Elyn ruszyla w jej kierunku. – Jak sie czujesz w dziale komputerow? – zapytala sekretarka.

– Wspaniale! – entuzjastycznie odpowiedziala Elyn.

Dlawila w sobie kazde pytanie dotyczace Felicity, a zwlaszcza jej stosunku do mezczyzny, dla ktorego pracowala. Przez chwile zartowaly, po czym, ni stad, ni zowad, Elyn zwierzyla sie ze swoich narciarskich planow.

– Jezdzisz na nartach?

– Nie – rozesmiala sie Elyn. – To jedno mnie martwi. Chociaz Tino zapewnia, ze moge na miejscu wypozyczyc buty i narty, a reszty juz mnie nauczy.

Jeszcze przez chwile zartowaly, po czym Elyn spojrzala na zegarek. To samo uczynila Felicita.

– Musze isc – powiedziala.

Elyn podniosla sie razem z nia.

– Baw sie dobrze w Cavalese! – zyczyla jej Felicita na pozegnanie.

Вы читаете Intruz z Werony
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату