Nie potrafila uchwycic umyslem tego, co sie z nia dzialo. W chwili gdy jej ramiona uniosly sie, by go objac, wiedziala jedno tylko – nikt nigdy nie calowal jej tak jak on. Ogarnal ja plomien zarliwego pragnienia. Nie chciala by przestal.
I nie przestawal. Jej plaszcz znalazl sie na ziemi. Ich ciala stopily sie w jedno, gdy przyciskal ja do siebie i calowal raz jeszcze, i jeszcze…
Ogarniala ich coraz wieksza namietnosc. Elyn zapomniala o wszystkim, pograzajac sie razem z nim w miekkosciach sofy. Jego cialo spychalo ja w dol, coraz nizej i nizej…
Nie pojmowala, dlaczego wlasnie teraz odezwaly sie dzwonki alarmowe w jej glowie, choc do tej pory milczaly jak zaklete. Czarodziejskie dlonie Maxa, obezwladniajace i zniewalajace umysl, dotknely gladkiego jedwabiu jej skory tuz obok ramiaczka stanika. Nagle wyzwolilo to w niej blysk swiadomosci i gdy Max przestal ja calowac, gwaltownie zaczerpnela powietrza i odzyskala cien zdrowego rozsadku.
– Max! Nie! – zawolala. Walczyla bezsilnie, poniewaz ogarnial ja ogien i zdrowy rozsadek szybko zanikal. Byla juz gotowa zaprzeczyc swojemu „nie” wolaniem: O, Max! Tak! – gdy naraz nacisk jego ciala zelzal, odsunal sie od niej. Przeciez nie chciala, zeby siedzial na sofie, obrocony do niej plecami, juz jej nie obejmujac. – Max, ja… – zaczela.
– Chwileczke,
Chciala go blagac: Pragne cie znowu, znowu, tu… ale, choc rozogniona, zachowala przeciez dume i nie mogla mowic slow, ktore swiadczylyby o jej pozadaniu.
A jednak wydawalo sie, ze byl tego swiadom, bo mimo uplywu czasu, ktorego potrzebowal, aby odzyskac kontrole nad soba, spytal spokojnym glosem:
– Elyn, czy dobrze sie czujesz?
Ten wlasnie ton ja otrzezwil.
– Tak, dziekuje – powiedziala chlodno.
I wcale nie zdziwilo jej, gdy zatrzymujac sie tylko po to, by podniesc swoja marynarke, nie obdarzajac jej nawet spojrzeniem, wstal i wyszedl. Zostawil ja patrzaca w slad za nim w oslupieniu.
Tak, dziekuje, odpowiedziala na jego: „Czy dobrze sie czujesz?”. A przeciez nie czula sie dobrze. Poniewaz glupia, smieszna idiotka wdala sie w to, co przekraczalo jej wyobrazenia. Zakochala sie w mezczyznie, w ktorym zakochac sie nie miala prawa.
Rozdzial 5
Po niespokojnej nocy Elyn wstala wczesnie w sobote rano. Nigdy jeszcze nie miala mniejszej ochoty na zwiedzanie. Mocno zalowala, ze zgodzila sie, by Tino zabral ja do Bolzano. Ale gdy zadzwonil recepcjonista i, powoli wymawiajac slowa, wspomnial cos o
–
– Dzien dobry, Elyn! – goraco powital ja Tino, gdy wyszla z windy.
– Dzien dobry – zdolala sie do niego usmiechnac i w kilka minut pozniej byli juz w jego samochodzie, kierujac sie ku polnocno-wschodniej czesci Wloch.
Kiedy powiedziala, ze ma zamiar jechac dzis do Bolzano, nie zdawala sobie sprawy, ze Bolzano lezy w Dolomitach i ze jedzie sie tam okolo dwu godzin. Nie potrafila siedziec bezczynnie tyle czasu. Potrzebowala ruchu, dzialania. Wiekszosc nocy spedzila na rozmyslaniach. Nie miala juz na nie sily.
– Nic nie mowisz – zauwazyl Tino.
– Wybacz – przeprosila. – Nie chcialam ci przeszkadzac w prowadzeniu. – Od kiedy klamstwo przychodzilo jej tak latwo? To milosc zmienila ja w klamce.
A przeciez nie chciala kochac. W kazdym razie nie chciala kochac Maxa Zappellego. Zeszlej nocy omdlewala w jego ramionach. Ale okazalo sie, ze nawet uwodziciel ma swoje zasady. W chlodnym swietle dnia stalo sie bezspornie jasne, ze chociaz bez watpienia jej pozadal, slabe „nie” sprzeciwu sprawilo, ze otrzezwial i przypomnial sobie, iz ma, byc moze, do czynienia ze… zlodziejka.
Nie byla dla niej pociecha mysl, ze Max nie ponizylby sie do tego, by pojsc do lozka z kims, kto zdolny bylby okrasc jego firme. Ale nawet, jesli prawda wyjdzie na jaw – a zalozywszy, ze istnieje sprawiedliwosc, musi wyjsc na jaw – jesli wykryty zostanie ten, kto przywlaszczyl sobie projekt, przeciez nie zmieni to faktu, ze Max Zappelli jest urodzonym kobieciarzem. Pamietala o cierpieniach, jakie ktos do niego podobny zadal jej matce. Pamietala tez o licznych zawodach milosnych przyrodniej siostry. Nie, w zyciu Elyn nie bylo miejsca dla takiego czlowieka! Smiechu warte! Ale czyzby Max Zappelli z tym wszystkim, co otrzymal od losu, by nie wspomniec juz o tych pieknosciach uczepionych jego ramienia, ktore widziala na licznych fotografiach, mial znalezc w swoim zyciu miejsce dla niej?!
– Mialas racje, rzeczywiscie moga byc klopoty z parkowaniem. Zobaczymy – w jej mysli wdarl sie glos Tina.
Dotarli do miejsca przeznaczenia. Moj Boze! Podczas jazdy machinalnie wymieniala z nim wiele zartobliwych uwag, natychmiast o nim zapominajac.
Od tej chwili wziela sie w karby. Tino zaslugiwal przeciez na lepsze traktowanie! A przynajmniej na dobre maniery, skoro nic innego nie wchodzilo w rachube. Przyjela jego propozycje i musi teraz dolozyc staran, by sprawiac wrazenie zadowolonej.
– Udala nam sie pogoda – zauwazyla wesolo, gdy wkraczali w olsniewajace slonce.
Tino usmiechnal sie, spojrzal na nia, jak gdyby chcial powiedziec, ze czuje sie szczesliwy, i zaproponowal:
– Napijemy sie kawy?
– A mozemy wypic ja gdzies na powietrzu? – zapytala.
– Oczywiscie – odparl natychmiast.
I wkrotce potem, pijac kawe, siedzieli na Piazza Walther, ogrzewani przez slonce nadzwyczaj silne jak na luty.
– Czy ten plac nazwano imieniem jakiejs konkretnej osoby? – Elyn, zdecydowana nie zapominac o dobrych manierach, usilowala wykazac zywe zainteresowanie historia miasta.
– Walthera von der Vogelweida – wyjasnil Tino, wskazujac na marmurowa statue po prawej stronie. – To sredniowieczny poeta, bardzo tu ceniony.
Po wyjsciu z kawiarni spacerowali przez dluzszy czas, a Tino odpowiadal. na wszelkie jej pytania. Nagle wykrzyknal:
– Elyn, przeciez ty musisz byc glodna!
Nie byla glodna, ale poniewaz sadzila, ze to on moze byc glodny, odparla:
– Moglabym zjesc cos niewielkiego.
Weszli do malej restauracyjki. Elyn zjadla
Po lunchu Tino wyznal, ze chcialby odwiedzic muzeum.
– Na coz wiec czekamy!? – wykrzyknela i ruszyla za nim, udajac, ze nic ja bardziej nie obchodzi poza archeologicznymi znaleziskami, ktore mieli tam zobaczyc.
W muzeum spedzili wiele czasu.
– A co chcialabys zobaczyc teraz? – zapytal Tino.
– Eee… czy nie myslisz, ze powinnismy juz wracac do Werony? – spytala, nie ukrywajac tym razem zmeczenia.
– Oczywiscie, ale pod warunkiem, ze zjesz ze mna kolacje, ktora odwolalas wczoraj.
Wzruszyla ja zarliwosc jego usmiechu.
– Z przyjemnoscia – zgodzila sie, podczas gdy naprawde chciala jak najszybciej wrocic do domu i pograzyc sie w calkowitej samotnosci.
Jednakze w miare rozwoju wydarzen musiala przyznac, ze byl to co prawda dlugi, lecz bardzo przyjemny dzien. Tino, ktory okazal sie milym towarzyszem, odwiozl ja do domu okolo dziesiatej wieczor.
– Bardzo ci dziekuje, Tino – powiedziala.