przyjechalem z Devon w zeszlym miesiacu i pracuje tu dopiero od pierwszego grudnia.
Elyn odetchnela z ulga. Nazwisko Talbot bylo dosc pospolite, a skoro nie pochodzil stad, to, rzecz jasna, nie mogl znac jej powiazan z Pillingerem. Nagle poczula, ze w rownej mierze chce tej pracy, jak i jej potrzebuje.
Przeszedl do omawiania szczegolow, po czym zapytal, czy nadal jej to odpowiada i czy mysli, ze podola swym nowym obowiazkom.
– Tak – odpowiedziala, w istocie nie widzac nic trudnego w tym, co przedstawial. Jej uzdolniony matematycznie umysl szykowal sie do podjecia proby.
– Swietnie – usmiechnal sie i siegnal po olowek. – Czy moglbym spytac, jakie ma pani kwalifikacje? To potrzebne tylko do akt… – Spojrzal na nia i urwal. – Czy cos sie stalo? – zapytal.
– Prawde mowiac, nie mam zadnych kwalifikacji – musiala wyznac Elyn. Nie chcac jednak, by na tym skonczyla sie rozmowa, dodala szybko: – Ale zapewniam, ze jestem biegla w rachunkowosci. – Nie miala teraz czasu na falszywa skromnosc. – Gdyby zechcial mnie pan poddac testowi albo czemus w tym rodzaju, potrafie to udowodnic.
Gdy w jakis czas potem wracala do Bovington, wiedziala, ze Christopher Nickson byl zachwycony wynikami testu. Obiecal, iz sie z nia skontaktuje. Wciaz nie oznaczalo to jednak, ze Elyn otrzyma te prace.
Z tego wlasnie powodu, a zarazem przekonana, ze jesli znajda kandydata z papierkowymi kwalifikacjami, bedzie sie musiala pozegnac ze swym nowym zajeciem, postanowila niczego nie mowic rodzinie. Po co miala denerwowac ich niepotrzebnie?
Siedziala przy telefonie przez dwa najblizsze dni. Spodziewala sie, ze a nuz ktos zadzwoni, przedstawiajac sie: Tu Zaklady Porcelany Zappellego, i wowczas chciala byc ta, ktora podniesie sluchawke.
Czekala takze i trzeciego dnia, chociaz jej nadzieje zaczely slabnac. Ale gdy Samuel wkroczyl do jadalni, przerzucajac poranna korespondencje, ktora zabral z holu, nieoczekiwanie uswiadomila sobie, ze nie otrzyma juz telefonu z Zakladow Zappellego. Bo oto ojczym stanal nagle jak wryty, wpatrujac sie w koperte, ktora trzymal w rece.
– Co ty, u diabla, masz wspolnego z Zappellim?
O Boze! – pomyslala, czujac, jak kurczy sie jej zoladek. Ojczym rzucil jej koperte. Dostrzegla, ze widnieje na niej nadruk: Zaklady Porcelany Zappellego. To nie przyszlo jej do glowy.
– Ja… umm… – odkaszlnela – ja tam… zlozylam podanie o prace.
– Co zrobilas?!
– Pewnie jej nie dostane – bronila sie niezrecznie.
– No wiesz, Elyn! – wybuchla jej matka.
– To sie nazywa lojalnosc – mruczal pod nosem Guy.
I tak, z wyjatkiem Loraine, ktorej jeszcze nie bylo, cala rodzina przystapila do ataku. Spodziewala sie awantury i przez kilka chwil znosila spokojnie kolejne napasci. W koncu jednak nie wytrzymala.
– Dobrze ci mowic, mamo – przerwala swej rodzicielce w polowie monologu na temat niewdziecznej corki. – Przykro mi, ze musialam tak postapic, ale nie mozemy ciagle czekac, az cos sie odmieni. Ktos musi zaplacic rachunki, a ja nie potrafie siedziec bezczynnie, patrzac, jak rosna nasze dlugi. Wiem, ze nie darzycie sympatia Zappellego, ale jego pieniadze sa godziwe, a placi sporo. Ponadto – dodala szybko, gdyz wydawalo sie jej, ze ojczym wybuchnie lada chwila – jak powiedzialam, prawdopodobnie nie dostane tej pracy.
– Moze wiec zechcesz przeczytac ten list i poinformowac nas, czy mamy juz oklaskiwac dobra nowine? – parsknela sarkastycznie Ann Pillinger.
Elyn niechetnie rozdarla koperte. Wlasnie wtedy uswiadomila sobie ponownie, jak bardzo zalezy jej na tej pracy. Ale z chwila, gdy rozlozyla kartke papieru i przeczytawszy ja, dowiedziala sie, ze otrzymala posade, nie odczula takiej radosci, jakiej doswiadczylaby wczesniej.
– Zaczynam drugiego stycznia – oznajmila beznamietnie.
Ojczym calkowicie to zignorowal.
– Czy moge prosic o grzanki? – zwrocil sie do zony.
Elyn kochala rodzine, ale sapiac z wscieklosci wybiegla pietnascie minut pozniej z domu, w ktorym panowala grobowa atmosfera. Mozna bylo pomyslec, ze popelnila niewybaczalny grzech!
Nie, wcale sie nie zdziwila, gdy wracajac po godzinie spostrzegla, ze kotary sa zasuniete, a dom wydaje sie pograzony w zalobie.
Ojczym wlasnie wychodzil i ku jej rozpaczy zachowal sie tak, jakby chcial ja minac bez slowa, calkowicie zignorowac.
– Wciaz nie mozesz mi wybaczyc? – wyrzucila z siebie.
Zatrzymal sie, chwile stal w milczeniu, a potem spojrzal jej prosto w oczy. Wytrzymala jego spojrzenie bez zmruzenia powiek.
– Czy chcesz przyjac te prace? – zapytal.
– Tak – odpowiedziala spokojnie. – Chce.
Czekala, spodziewajac sie, ze uslyszy cos nieprzyjemnego, ale mimo wszystko nie miala prawa sie poddac. W jego oczach moglo to byc zbrodnia, jednakze rozpaczliwie potrzebowali pieniedzy. Tymczasem mruknal tylko szorstko:
– Coz mialbym ci wybaczac? Wiem, ze masz najlepsze intencje.
– Och, Sam! – wykrzyknela i usciskala go. A gdy i on ja uscisnal, poczula sie o wiele lepiej.
Swieta minely spokojnie. Nawet matka przestala byc lodowata, ale jej przyrodni brat wciaz mial do niej zal. Twierdzil z gorycza, ze zatrudnila sie w firmie, odgrywajacej znaczna role w upadku przedsiebiorstwa, ktore pewnego dnia mialo do niego nalezec.
Pierwszy dzien stycznia Elyn spedzila na przygotowywaniu sie do nowej pracy. Nazajutrz rano, przy sniadaniu, nikt z domownikow nie zyczyl jej powodzenia, i nie spodziewala sie tego. Ale gdy podniosla sie od stolu, ku swemu radosnemu zaskoczeniu uslyszala, ze matka chce odwiezc ja na dworzec.
– Dziekuje – zgodzila sie chemie, pragnac polozyc kres zimnej wojnie.
Poczula sie jeszcze lepiej, gdy na dworcu, zanim wysiadla z samochodu, matka, ktora ostatnio nie okazywala jej wiele serdecznosci, nachylila sie i pocalowala ja w policzek. Elyn wiedziala, ze nie byl to pocalunek pozegnalny, lecz pocalunek wybaczenia.
W pogodnym nastroju ruszyla w strone Zakladow Zappellego.
Personel dzialu, ktorym miala kierowac, skladal sie z dwu osob mniej wiecej w jej wieku. Diana Kerr byla mila dziewczyna o pospolitym wygladzie, natomiast szczuply, mlody mezczyzna, Neil Jennings, okazal sie milosnikiem speleologii.
Elyn, przyzwyczajona do dzwigania ciezaru odpowiedzialnosci, bez trudu wcielila sie w role kierownika dzialu i w krotkim czasie wszyscy troje harmonijnie zaczeli z soba wspolpracowac.
Kiedy okolo jedenastej tegoz ranka zadzwonil telefon na jej biurku, Elyn automatycznie wyciagnela reke, nie odrywajac oczu od lezacych przed nia zestawien. Miala wrazenie, ze pracuje tu od dawna.
– Elyn, tu Chris. Chris Nickson – rozlegl sie glos w sluchawce. – Jak sie aklimatyzujesz?
– Juz sie zaaklimatyzowalam – usmiechnela sie. – Chyba moge tak powiedziec.
– Swietnie. Za jakies dziesiec minut bede wolny. Mysle, ze powinienem oprowadzic cie po zakladzie. Co ty na to?
– Bardzo chetnie – odpowiedziala Zgodnie z zapowiedzia po dziesieciu minutach pojawil sie Chris, by przedstawic ja szefom innych dzialow. Elyn spodziewala sie, ze trafi na kilku dawnych pracownikow Pillingera. Okazalo sie jednak, iz znaczna czesc pracownikow wziela urlopy w zamian za nadgodziny przepracowane wczesniej w zwiazku z realizacja pilnego zamowienia.
Elyn usmiechnela sie do siebie. Nie pamietala juz, kiedy zaklady Pillingera otrzymaly jakies pilne zamowienie. Ale, z chwila gdy weszli do pracowni projektowej, nagle przestala sie nad tym zastanawiac. Zobaczyla kogos, kogo dobrze znala. Byl to Hugh Burrell. Nie odezwal sie ani slowem. W jego chytrym, cynicznym, zimnym spojrzeniu dostrzegla dawna niechec. Postanowila szerokim lukiem omijac pracownie projektowa.
Po miesiacu pracy stwierdzila jednak, ze to jedyny przykry incydent, jaki ja spotkal w Zakladach Porcelany Zappellego.
Chris Nickson kilkakrotnie zapraszal ja na kolacje, co wiazalo sie zawsze z koniecznoscia przyjazdow do jej domu. Lubila Chrisa, ale czula sie zaklopotana, przedstawiajac go czlonkom swojej rodziny. Obawiala sie, ze ktos moglby powiedziec cos uwlaczajacego pod adresem fumy, w ktorej pracowal.