Pierwszego lutego udala sie do pracy elegancka, jak wycieta z zurnala, lecz wewnetrznie rozbita. Loraine znow padla ofiara jakiegos tandetnego podrywacza. Przez pol nocy zanosila sie lkaniami, a Elyn probowala ja uspokajac. Daleka od checi poznawania czarujacych dzentelmenow, ruszyla rano do biura, w nadziei, ze praca bez reszty zaabsorbuje jej umysl.

Trudno byloby powiedziec, ze poznala Zappellego. Po prostu na niego wpadla, gdy wychodzil drzwiami, w ktore wlasnie wchodzila. Zachwiala sie, lecz, zanim zdazyla utracic rownowage, w ulamku sekundy poczula, ze podtrzymuje ja para silnych rak.

Lekko oszolomiona, cofnela sie i, choc sama byla wysoka, musiala spojrzec w gore. Ujrzala ciemne, chlodne, przenikliwe oczy czlowieka, ktorego poznalaby wszedzie. Fotografie nie oddaja wszystkiego, pomyslala, patrzac na oliwkowa skore o odcieniu brazu, ciemne wlosy i arystokratyczne rysy. Wysunela sie z jego rak, lecz, nim ja wypuscil, szybko objal wzrokiem jej delikatna twarz.

Wielkie nieba! – zachnela sie, czujac, ze jego spojrzenie przesuwa sie po jej dlugich, zlotych wlosach, ogarnia jej nieskazitelna cere i, na koniec, zatrzymuje na kostiumie od dobrego krawca. Tak, ten mezczyzna to typowy kolekcjoner zlamanych serc!

– Bardzo przepraszam, signorina! - mruknal.

Nawet w jego tonie wyczuwala jakas uwodzicielska nute. Cos drgnelo w niej niedorzecznie, ale przeciwstawila sie temu, usilujac okazac calkowita obojetnosc na jego meskie uroki. Grzecznie, choc moze odrobine zbyt ostentacyjnie, uniosla glowe i minela go.

Weszla do swojego pokoju. Byla sama. Bardzo ja to ucieszylo, poniewaz – nie mogla wprost uwierzyc, tak bylo to smieszne – drzala na calym ciele. Przywolywala ciemne, rozmarzone, uwodzicielskie oczy, przywolywala tez lekki cudzoziemski akcent, rozbrzmiewajacy w slowach: Przepraszam pania. Nagle poczula zadowolenie, ze pamieta o doswiadczeniach matki. Gdyby nie wiedziala, ze istnieja tacy mezczyzni, jak jej ojciec, moglaby pasc ich ofiara…

Ale to nie wchodzilo w rachube. Wykluczone!

Wydobyla papiery z szuflady biurka, ale ciagle byla rozdrazniona. Zlapala sie na tym, iz ma nadzieje, ze jest to tylko przelotna wizyta signora Zappellego w zakladzie w Pinwich. Oczywiscie nie boi sie go, strofowala sama siebie. Ale mimo wszystko czula, ze wolalaby go wiecej nie widywac.

Rozdzial 2

Az do popoludnia Elyn pracowicie brnela wsrod zestawien liczbowych, gdy uswiadomila sobie, ze brak jej pewnych danych. Podniosla glowe. Diana i Neil byli calkowicie pochlonieci swoja praca. Wstala zza biurka.

– Ide do pracowni projektowej – poinformowala na wypadek, gdyby ktos jej szukal.

Po drodze minela automat do parzenia herbaty, przy ktorym spostrzegla niewielka kolejke, a w niej Vivian i lana z zespolu projektantow. Oznaczalo to, ze Hugh Burrell zostal w pracowni sam. Omal nie zawrocila.

Nie badz smieszna! – pomyslala, przezwyciezajac chec powrotu, chec unikniecia nieprzyjemnego spotkania. Co z twoja rutyna! Przeciez tu nie chodzi o Burrella. Szukasz kierownika pracowni – Briana Cole’a!

Otworzyla drzwi i weszla. Hugh Burrell byl sam. Skinela mu z grzecznym polusmieszkiem, co przyjal z opryskliwie niechetna mina. Ale poniewaz nie miala i nie chciala miec zadnego wplywu na jego nastroje, skierowala sie w strone gabinetu Cole’a.

Nie zastala go. Spojrzala na biurko, gdzie pietrzyly sie stosy papierow. Ogarnela ja nadzieja, ze byc moze Brian zostawil tam dane, ktorych potrzebowala. Zaczela przerzucac poszczegolne kartki, wypatrujac czegos, co mogloby wygladac na poszukiwana informacje. Trwalo to dobre pare minut, nim uswiadomila sobie, ze Brian, zapewne nie zainteresowany jej obliczeniami, nie mial prawdopodobnie czasu, by opracowac dane, ktorych potrzebowala. Zamierzala juz zostawic mu na skrawku papieru notatke z prosba, by o tym nie zapomnial, ale zrezygnowala, widzac, jak malo jest miejsca na tym ogromnym biurku.

Na szczescie Hugh Burrell wyszedl, zapewne na herbate, totez tym razem uniknela jego wrogich spojrzen. Wracajac do swego pokoju, nie spostrzegla go jednak przy automacie.

Nie mogac uzupelnic poprzednich obliczen, zajela sie inna praca. Nagle zadzwonil telefon.

– Halo – odezwala sie i w chwile pozniej doznala wstrzasu.

– Panna Talbot? – zapytal glos, ktory rozpoznalaby wszedzie.

Tak wielkie miala nadzieje, ze jego wizyta w Pinwich jest jedynie przelotna… Tymczasem on byl nadal tutaj.

– Tak – odpowiedziala i uslyszala uwodzicielska nute w jego glosie, ktora rozbrzmiewala nawet wowczas, gdy stanowczym tonem wydawal polecenia.

A to wlasnie bylo polecenie. Nie miala watpliwosci. Zadal:

– Prosze przyjsc natychmiast do gabinetu pana Cole’a.

Wciaz wpatrywala sie w sluchawke, mimo iz dawno skonczyl. Czula wewnetrzny skurcz. Tym razem jednak zostala wczesniej uprzedzona, nie wpadla na niego przypadkowo. Nie rozumiala tylko, dlaczego wzywaja ja do pracowni projektowej, skoro gabinet Maximiliana Zappellego miesci sie w glownym budynku. W ogole nie rozumiala, czemu ja wzywaja.

Zachowaj zimna krew! Spokojnie! – powtarzala, idac korytarzami. Weszla do pracowni. Nikogo tam nie zastala, lecz drzwi do pokoju Briana Cole’a byly uchylone. Podeszla blizej i, tak jak poprzednio tego dnia, natknela sie w nich na Maximiliana Zappellego. Tym razem jednak nie zderzyli sie, gdyz zrobil krok w tyl.

– Elyn Talbot? – zapytal. Nie zdradzajac nawet drgnieniem oka, ze pamietal ich wczesniejsze spotkanie, przedstawil sie: – Max Zappelli – i wyciagnal reke.

– Milo mi – mruknela, sciskajac mu dlon.

W gabinecie Briana Cole’a zobaczyla nie tylko Cole’a, lecz rowniez caly jego trzyosobowy personel. O co tu chodzi? – pomyslala.

– Czy nie moglaby pani rzucic swiatla na dosc powazna kwestie, ktora sie ostatnio wylonila. – Szef zakladow nie tracil czasu na wstepy.

Elyn spostrzegla, ze angielskim poslugiwal sie rownie swobodnie jak wloskim.

– Postaram sie, jesli bede mogla – odpowiedziala uprzejmie.

– Od kilku tygodni Brian pracowal nad szczegolnie skomplikowanym projektem bardzo wyrafinowanych i pieknych wyrobow z ceramiki i brazu. Przedsiewziecie to, choc wciaz jeszcze nie zrealizowane, na pewno sie powiedzie. Poniewaz toruje ono nowe szlaki i jest czyms niepowtarzalnym, kazdy z naszych konkurentow dalby wiele, by stac sie jego pierwszym wykonawca.

– To wspaniale! – usmiechnela sie Elyn.

Wciaz nie rozumiala, jaka odgrywa w tym wszystkim role. Najwyrazniej wszelkich potrzebnych tu finansowych kalkulacji dokonano bez jej pomocy. W przeciwnym razie Brian Cole nie bylby tak pewny, ze realizacja projektu zakonczy sie sukcesem.

– O co wiec chodzi? – starala sie dociec.

– O rzecz bardzo powazna, panno Talbot! – odpowiedzial Maximilian Zappelli, patrzac na nia badawczo. – Dzisiaj, pomiedzy trzecia a czwarta, ktos wszedl do tego pokoju… – nie tylko wpatrywal sie w jej oczy, lecz przeszywal ja wzrokiem, jakby chcial przejrzec na wylot – i zabral projekt z biurka.

– Nie! – wykrztusila ze zdumienia, podczas gdy slowo „zabral” zabrzmialo w jej uszach jak „ukradl”. – Przeciez ja tu bylam o… – Urwala i przerazona przeniosla wzrok z niego na reszte zebranych w pokoju.

Po raz pierwszy uswiadomila sobie, ze wszyscy patrza na nia jak na winowajce. Do reszty wytracona z rownowagi, znow spojrzala na Zappellego.

Ten patrzyl na nia surowo. Nie umiala odwrocic oczu.

– Byla pani tutaj za pietnascie czwarta – uscislil.

– Tak, tak, bylam – odparla w pospiechu. To Hugh Burreli dostarczyl mu informacji. – Szukalam danych, ktore mial mi dac Brian, wiec…

– Alez ja przygotowalam te dane! Zanioslam ci je do gabinetu w przerwie obiadowej – przerwala jej Vivian.

– Wiec nie bylo powodu, zebys tu wchodzila – dodal Burreli. – Kiedy wrocilem, juz cie nie zastalem, nie widze

Вы читаете Intruz z Werony
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату