– Nie, dzieki.
Kwadrans pozniej dyskusje sie skonczyly, ciala wlozono do workow na zwloki i zaniesiono na noszach do oddzielnych ambulansow. Wszyscy wydawali sie usatysfakcjonowani. Stewart wrocil do land cruisera z Darem i Sydney. Jego isuzu stal zaparkowany tuz za autem Minora.
– W porzadku – oswiadczyla Sydney Olson z lekka irytacja w glosie. – Nie rozumiem tego. Nie slyszalam, o czym rozmawiales z funkcjonariuszami. Co sie tu, do diabla, zdarzylo?
Obaj mezczyzni zatrzymali sie i zaczeli mowic jednoczesnie.
– Mow – powiedzial w koncu Darwin. – A w kazdym razie zacznij.
Stewart kiwnal glowa. Rozlozyl rece, wielkimi dlonmi do gory.
– Okej – powiedzial. – Przede wszystkim trzeba wspomniec, ze ci dwaj faceci wypili osiemnascie albo dwadziescia puszek piwa, po czym postanowili… mowiac subtelnie… zaklocic koncert. Nie wiedzieli niestety o istnieniu starej drogi pozarowej, zdecydowali zatem, ze wjada po zmroku droga na tylach. Tyle ze droge te ogrodzil ostatnio nasz klient, totez obecnie stoi tam ponadtrzymetrowy plot.
Syd spojrzala z powrotem na skryte w ciemnosciach urwisko skalne. Pracownicy sluzb drogowych podnosili wlasnie roztrzaskanego pikapa na platforme.
– I przypadkowo przejechali przez ogrodzenie? – spytala osobliwie cienkim glosem.
– Nie. – Lawrence potrzasnal glowa. – Wycofali pikapa do plotu i kierowca, chociaz chudszy, podsadzil kumpla. Tyle ze na gorze bylo naprawde ciemno i kiedy tamten znalazl sie po drugiej stronie, odkryl tam wielometrowy spad. No i spadl na te galezie…
– I to go zabilo? – spytala Sydney.
Stewart znow zaprzeczyl.
– Nie, spadajac, uderzyl w duza galaz na wysokosci okolo dwunastu metrow. Wtedy zapewne zlamal sobie reke. Zawiesil sie na tej galezi za bokserki i czesc paska.
– Ciagle nie zdawal sobie sprawy, jak wysoko sie znajduje – dodal Dar. – Patrzac w dol, w ciemnosc, widzial szczyty nizszych drzew i prawdopodobnie krzewy, na ktore pozniej spadl.
– Wiec wyrwal sie z bokserek – dorzucil Lawrence.
– I zlecial kolejne szesc metrow – stwierdzila Syd.
– Wlasnie – przyznal Stewart.
– Ale nie zginal – ciagnela kobieta, przemawiajac juz pewniejszym tonem, ktory sugerowal, ze Sydney wie, co mowi.
– Rzeczywiscie – zgodzil sie Lawrence. – Tylko strasznie sie podrapal, poniewaz spadl na galezie. W dodatku wtedy tez wlasny noz wbil mu sie na kilka centymetrow w udo, a konar ostrokrzewu w dupe. Wybaczcie slownictwo.
– I co wtedy? – spytala Syd.
– Dar, ty pierwszy sie domysliles – zauwazyl Stewart. – Moze wiec opowiesz nam final.
Minor wzruszyl ramionami.
– Niewiele wiecej mozna dodac. Byc moze kierowca uslyszal, jak przyjaciel krzyczy z bolu. Zrozumial, ze tamten gdzies spadl. Wrzaski tamtego w wiekszosci utonely wsrod odglosow z koncertu Metalliki, tym niemniej kierowca wiedzial, ze musi cos zrobic.
– A zatem… – podpowiedziala Syd.
– Wyjal jakis stary sznur, ktory znalazl na tylach pikapa, rzucil go kumplowi i kazal mu sie mocno obwiazac wokol talii -»kontynuowal Darwin. – To znaczy… tak przypuszczam. Poza tym sytuacja nie byla wcale taka prosta, a akcja taka szybka. Pewnie nie obylo sie bez pijackich wrzaskow, jekow i przeklenstw, w koncu wszakze wielki facet owinal sie w talii dwukrotnie i zrobil amatorski wezel, podczas gdy chudy przywiazal solidnie drugi koniec sznura do zderzaka forda.
– No i potem… – podsunela Syd.
Dar przekrzywil glowe, jakby reszta byla oczywista. Dla niego bowiem wlasnie taka byla.
– No coz, nasz chudy kierowca byl bardzo pijany i ostro wkurzony. Przypadkowo wrzucil wsteczny bieg, wlaczyl silnik, ruszyl do tylu, trzy metry dalej byl plot postawiony przez naszego klienta… slady opon na gorze mowia same za siebie. A poniewaz nie zdolal juz sie zatrzymac, spadl tylem kilkanascie metrow nizej, prosto na kumpla, no i przy okazji wypadl przez przednia szybe.
– Przeslij mi rano e-mailem swoje sprawozdanie, a ja napisze oficjalna wersje i przekaze ja naszemu klientowi – podsunal Lawrence.
– Skoncze analize do dziesiatej rano – zapewnil szefa Minor.
Sydney cmoknela, po czym potrzasnela glowa.
– W ten sposob zarabiasz na zycie?!
Rozdzial szosty
Pierwszy raz telefon zadzwonil nieco po piatej rano.
– Cholera – mruknal Darwin. Tak naprawde ranek zaczynal sie dla niego nie predzej niz o wpol do dziesiatej, dziesiatej, gdy siedzial nad kawa i drugim bajglem i po lekturze porannej gazety. Telefon zadzwonil ponownie. – Slucham?
– Panie Minor, mowi Steve Capelli z „Newsweeka”. Chcielibysmy pomowic z panem o…
Dar rzucil sluchawke i odwrocil sie na drugi bok. Mial ochote jeszcze troche pospac. Druga rozmowe odbyl zaledwie dwie minuty pozniej.
– Doktorze Minor, nazywam sie Evelyn Summers… moze widzial mnie pan na Kanale 7… Mialam nadzieje, ze zechce pan…
Nie zamierzal sie dowiadywac, na co miala nadzieje jakas Evelyn, totez znowu odlozyl sluchawke, a pozniej wylaczyl dzwonek w telefonie i podszedl do okna. Oprocz policyjnego samochodu patrolowego, ktory stal niepozornie zaparkowany po drugiej stronie ulicy przez cala noc, dostrzegl teraz trzy bardzo rzucajace sie w oczy furgonetki telewizyjne; czwarta, z antena satelitarna na dachu, podjezdzala wlasnie teraz.
Wrocil do telefonu i angielszczyzna z wyraznie obcym akcentem nagral na automatycznej sekretarce wiadomosc: „Hej, tu mowi Vito. W domu nie ma nikogo poza mna i dobermanami. Masz cos do powiedzenia… mow! W przeciwnym razie, odpieprz sie”.
Wszedl do lazienki, wzial prysznic i ogolil sie. Dziesiec minut pozniej, ubrany i z kubkiem kawy w dloni, znow wyjrzal przez okno. Przed wejsciem, po drugiej stronie ulicy parkowalo juz piec reprezentujacych stacje telewizyjne pikapow oraz cztery furgonetki. No coz, pomyslal, zdobycie w wydziale komunikacji i transportu jego nazwiska na podstawie numeru rejestracyjnego nieszczesnej acury zajelo im czterdziesci osiem godzin. Prawdopodobnie przedstawiciel jednego z kanalow informacyjnych mial kontakty w wydziale. Darwin watpil, czy reporterom udalo sie zdobyc kopie jego prawa jazdy wraz z fotografia, ale nie mial zamiaru sprawdzac tego na wlasnej skorze, postanowil wiec nie wychodzic frontowymi drzwiami. Swiatelko na sekretarce mrugalo co jakis czas, kiedy Minor zaczal pakowac swoj worek marynarski, wkladajac do niego zlozone koszule i spodnie. Nucil glowny motyw z
Po przybyciu do Centrum Sprawiedliwosci spostrzegl, ze zastepca prokuratora okregowego Weid z typowa dla siebie wspanialomyslnoscia zorganizowal tymczasowe biuro dla Sydney Olson. Biuro przebywajacej goscinnie glownej oficer sledczej wspolpracujacej z prokuratorem stanowym znajdowalo sie w suterenie starej czesci Gmachu Sprawiedliwosci, niedaleko cel dla aresztantow, w dawnej sali przesluchan, ktorej sciany w odcieniach zielonkawych rzygowin i pozolklej bieli „zdobily” przypominajace sztuke abstrakcyjna z lat czterdziestych przypadkowe zarysowania i zgniecione komary. W pomieszczeniu znajdowaly sie skladane stoliki i metalowe krzesla, polyskliwe lustro weneckie zastepowalo okna. Tym niemniej Darwin zauwazyl na skladanych stolach bardzo nowoczesny sprzet komputerowy – miedzy innymi najnowszy model laptopa marki Gateway, a takze drukarki, skanery i inne tak zwane urzadzenia peryferyjne. Dostrzegl tez dwa nowe telefony; kazdy wyposazono w co najmniej cztery linie. Czesc brudnej sciany tylnej przeslaniala przypieta mapa poludniowej Kalifornii, juz naszpikowana czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i zoltymi pinezkami. Sekretarz, zajety przy drugim komputerze, poinformowal Minora, ze oficer sledcza Olson wezwano niedawno do biura prokuratora okregowego, zostawila jednak notatke, ze wraca za godzine i chce porozmawiac z doktorem Minorem, zanim ten opusci budynek.
Sekretarz zaproponowal Darowi kawe z typowego dla takich miejsc dzbanka stojacego na stoliku pod lustrem weneckim. Policyjna kawa miala w sobie sto osiemdziesiat procent kofeiny i strukture mieknacego w goracy letni dzien asfaltu. Darwin juz dawno temu uznal, ze wlasnie dzieki tej kawie amerykanskie agencje organow scigania w ogole dzialaja, mimo iz ludzie pracuja zbyt wiele godzin, maja nedzne warunki pracy, staly kontakt z marginesem oraz przestepcami i koszmarne place. Wypil duzy lyk. Czul zmeczenie i byl w zlym humorze.
– Zajde pozniej – odburknal.
W korytarzu sutereny znalazl pusta lawke, wlaczyl laptopa i dokonczyl raport w sprawie wypadku na koncercie Metalliki. Uruchomil Internet przez komorke, polaczyl sie z serwerem Stewart Investigations i wyslal e-mailem raport prosto na urzadzenie stanowiace polaczenie faksu z drukarka, dzieki czemu na Lawrence’a bedzie czekac od razu wydruk.
Schowal laptopa do torby i zastanowil sie, czym moglby zabic nastepne pol godziny. Podjal szybko decyzje i ruszyl na koniec korytarza, obok cel pelnych aresztantow, ktorzy wyli jak kundle w schronisku, wbiegl wypolerowanymi stopniami na pietro starego gotyckiego gmachu sadu. W przeciwienstwie do brzydkiej, nowoczesnej dobudowki Gmachu Sprawiedliwosci, gdzie mieli swoje biura Dickweed i jemu podobni, staremu budynkowi brakowalo klimatyzacji, nadrabial jednakze krolewska prezencja.
Poprzedniego dnia Dar powiedzial Syd Olson, ze bawia go mydlane opery. Chociaz niemal nigdy nie ogladal telewizji, przysluchiwal sie chetnie kryminalnym i cywilnym sprawom, ktore rozpatrywano w starym gmachu sadu. Wpadal tu czasem bez powodu, nie tylko gdy zeznawal jako biegly.
Wsliznal sie do sali rozpraw 7 A i zajal miejsce w tylnym rzedzie, a nastepnie skinal glowa kilku starszym obywatelom miasta, ktorych rozpoznal jako czestych bywalcow sal sadowych. Ogladanie procesow stanowilo dla tych ludzi prawie nalog.
Zaledwie po kilku minutach skojarzyl szczegoly. Rozprawa odbywala sie w sprawie molestowania seksualnego. Jakas pracownica zaskarzyla wlasciciela malej firmy, dla ktorej pracowala. Zarzucala mu propozycje erotyczne. Mniej wiecej polowa przysieglych wygladala na znudzonych i gotowych do drzemki, szczegolnie ze panowalo