otepiajace goraco, a jeden swiadek po drugim opowiadal monotonnym glosem o seksistowskich nawykach wlasciciela firmy. Dwudziestoparoletnia recepcjonistka zeznala na przyklad, ze szef niejednokrotnie stwierdzal w jej obecnosci, ze powodka – sekretarka dobrze po czterdziestce – „ma seksowny glosik”.
Dziesiec minut pozniej zeznawala wreszcie sama powodka. Kobieta przypominala Minorowi jego nauczycielke laciny z liceum – nosila staroswieckie okulary na lancuszku, konserwatywnie skrojony kostium, biala bluzke z ogromna kokarda przy szyi, praktyczne obuwie, wlosy w nieciekawym odcieniu blond miala sczesane w kok. Wygladala na zamknieta w sobie i naprawde skromna osobe, a jej mina jawnie sugerowala, ze kobieta do konca zycia bedzie zalowac, ze oddala sprawe do sadu. Adwokat powodki zadal jej cala serie pytan, podczas gdy pozwany – ubrany w trzyczesciowy garnitur nalany, niewysoki mezczyzna o wygladzie szpicla – siedzial przy stole i usmiechal sie zlosliwie. Kobieta odpowiadala tak cicho, ze sedzia dwukrotnie prosil ja, aby mowila glosniej. Szczegolnie ze zagluszalo ja skrzypienie starych wentylatorow, obracajacych sie pod sufitem. Wielu przysieglych z trudem zwalczalo pragnienie popoludniowej drzemki. Dar znal prowadzacego sprawe sedziego Williama Rileya Williamsa, niespelna siedemdziesieciolatka o licznych zmarszczkach na twarzy, ktory tak osobliwie zaciskal szczeki, ze wygladal jak woskowa figura Waltera Matthau, tyle ze pozostawiona zbyt blisko otwartego ognia. Minor wiedzial, iz mimo swego ospalego i znudzonego oblicza sedzia Williams posiada naprawde przenikliwy umysl. Adwokat powodki zdecydowal sie w koncu przejsc do sedna.
– A jakie dokladnie, pani Maxwell, zdarzenie zwiazane z niewlasciwym zachowaniem pani pracodawcy ostatecznie przewazylo szale i stalo sie katalizatorem, nieodwolalnie sklaniajac pania do wystapienia na droge prawna w probie przerwania wieloletnich przesladowan i poszukania zadoscuczynienia?
Zapadla cisza, podczas ktorej prawdopodobnie zarowno powodka, lawa przysieglych, jak i milczacy widzowie usilowali przetlumaczyc sobie gornolotne pytanie prawnika na zrozumialy dla nich wszystkich jezyk.
– Pyta pan, co zrobil pan Strubbins, ze w koncu postanowilam go zaskarzyc? – spytala niepewnie pani Maxwell glosem tak cichym, ze wszyscy pozostajacy nadal na jawie uczestnicy i sluchacze rozprawy, lacznie z Darwinem, pochylili sie nieznacznie do przodu.
– Tak – przyznal adwokat, akceptujac jej tlumaczenie z prawniczego na angielski.
Kobieta splonila sie. Rumieniec pojawil sie na jej szyi i wspinal sie szybko nad kokarde bialej bluzki, obejmujac policzki, ktore zrobily sie jaskrawoczerwone.
– Pan Strubbins powiedzial… zlozyl mi nieprzyzwoita propozycje.
Sedzia Williams, wspierajac podbrodek na jednej pokrytej plamami watrobowymi rece, poprosil powodke o nieco glosniejsze powtorzenie wypowiedzi. Pani Maxwell powtorzyla.
– Czyli ze zlozyl pani propozycje, ktora jednoznacznie nazwalaby pani nieprzyzwoita? – spytal adwokat.
– O tak, bez watpienia – przyznala kobieta, a jej rumieniec jeszcze sie poglebil. Popatrzyla w dol na swoje dlonie, ktore zaciskala na kolanach.
– Moze pani powiedziec wysokiemu sadowi, na czym dokladnie polegala ta nieprzyzwoita propozycja? – spytal adwokat, zwracajac sie do przysieglych z triumfalna mina. Pani Maxwell przez dluga chwile wpatrywala sie we wlasne dlonie, po czym wypowiedziala kilka zupelnie nieslyszalnych slow. Dar i wszyscy widzowie wychylili sie jeszcze bardziej do przodu. Paru najstarszych sluchaczy podkrecilo glosnosc w aparatach sluchowych.
– Moglaby pani powtorzyc swoja wypowiedz nieco glosniej, pani Maxwell? – poprosil sedzia. Nawet jego glos przywodzil na mysl Waltera Matthau.
– Zbyt jestem zaklopotana, azeby mowic glosno takie rzeczy – odparla powodka, mrugajac szybko oczyma za okularami o wypuklych szklach.
Adwokat kobiety odwrocil sie do niej w gwaltownym ruchu. Jego twarz wyrazala szok. Najwidoczniej zachowanie klientki nie bylo czescia ich wspolnego planu. Pozwany Strubbins usmiechnal sie ironicznie i szepnal cos do swojego prawnika, ktory zachowal pokerowe oblicze.
– Mozemy podejsc, Wysoki Sadzie? – spytal adwokat powodki, starajac sie zachowac spokoj, a rownoczesnie nie zmarnowac zdobytej juz przewagi. Odbyla sie krotka narada, podczas ktorej obronca pozwanego tlumaczyl cos z emfaza, pelnomocnik powodki gestykulowal i upieral sie przy czyms natarczywie, sedzia Williams natomiast sluchal w milczeniu, z nachmurzona mina i na wpol przymknietymi oczyma.
Po chwili sedzia nakazal obu adwokatom powrot na miejsca i skierowal wzrok na sploniona powodke.
– Pani Maxwell – powiedzial. – Rozumiem pani niechec do powtorzenia propozycji, ktora scharakteryzowala pani jako nieprzyzwoita, skoro jednak wniosla pani sprawe przeciwko panu Strubbinsowi, musi pani poinformowac sad i lawe przysieglych o slowach i zachowaniu pani pracodawcy. Moze opisze nam pani te sytuacje na kartce?
Powodka znieruchomiala, potem skinela glowa, wciaz straszliwie zarumieniona. Widzowie jekneli i rozsiedli sie wygodniej w twardych lawkach. Dar obserwowal, jak urzednik sadowy przynosi dlugopis i notes stenografki. Pani Maxwell pisala, a czas wlokl sie niemilosiernie. W koncu urzednik sadowy wydarl z notesu zapisana przez nia kartke i wreczyl ja sedziemu, ktory przeczytal tekst, nie zmieniajac wyrazu twarzy, po czym skinieniem przywolal do siebie obu adwokatow. Po przeczytaniu zaden nie wypowiedzial nawet slowa komentarza. Urzednik sadowy wzial kartke i zaniosl ja przysieglym. Lawie przysieglych przewodniczyla, siedzaca jako pierwsza po prawej, ubrana w czarny elegancki kostium i biala bluzke, wysoka i szczupla kobieta, choc z zaskakujaco wydatnym przy jej figurze biustem. Podobnie jak powodka, nosila okulary i wlosy upiete w kok.
– Prosze podac notatke przewodniczacemu lawy przysieglych – polecil sedzia.
– Przewodniczacej – poprawila go kobieta z wydatnym biustem, prostujac sie jeszcze bardziej niz wczesniej.
– Slucham? – spytal sedzia, unoszac glowe znad reki, na ktorej wspieral podbrodek.
– Ta lawa ma przewodniczaca, a nie przewodniczacego, Wysoki Sadzie – oswiadczyla feministka i zacisnela waskie usta tak mocno, ze niemal przestaly byc widoczne na jej twarzy.
– Ach tak – odrzekl sedzia Williams. – Oczywiscie. Prosze zatem przekazac kartke przewodniczacej lawy przysieglych. Pani… hm… przewodniczaca, prosze przeczytac tekst, a nastepnie przekazac kartke pozostalym sedziom przysieglym, ktorych rowniez prosze o zapoznanie sie z notatka.
Oczy wszystkich zebranych w sali rozpraw skoncentrowaly sie na przewodniczacej, ktora odczytala notatke, po czym wydela usta i wykrzywila je, jak gdyby nagle zjadla cos bardzo, bardzo kwasnego. Potrzasnela glowa, a nastepnie wreczyla kartke przysieglemu po swojej lewej stronie.
Dar zauwazyl wczesniej, ze przysiegly numer dwa – przytegawy osobnik w bawelnianej sportowej marynarce w paski – lekko przysypial. Teraz siedzial ze spuszczonym wzrokiem i rekami zalozonymi na piersi nad wielkim brzuszyskiem. Niemal pochrapywal. Minor wiedzial, ze drzemiacy przysiegli nie stanowia niezwyklego zjawiska na salach sadowych, szczegolnie w gorace, letnie dni. Widywal takich wiele razy, nawet podczas procesow, w ktorych sam zeznawal, a ktore zazwyczaj omawialy sprawe morderstwa.
Przewodniczaca lawy szturchnela lokciem przysieglego numer dwa, ktory gwaltownie podniosl glowe i otworzyl oczy. Nieswiadom, ze wzrok wszystkich osob na sali sadowej skupia sie na nim, przyjrzal sie biusciastej, wzial od niej kartke i przeczytal. Oczy otworzyly mu sie szeroko, po czym znow przeczytal tekst. W koncu powoli sklonil glowe ku przewodniczacej, mrugnal do niej, skinal glowa, zlozyl kartke i wsunal sobie do kieszeni marynarki.
W sali rozpraw zrobilo sie cicho jak makiem zasial. Wszystkie glowy zwrocily sie ponownie ku sedziemu i urzednikowi sadowemu. Urzednik ruszyl w strone przysieglych, lecz zatrzymal sie i spojrzal w kierunku sedziego Williamsa. Ten chcial cos powiedziec, ale przerwal i otarl usta. Stojaca za barierka dla swiadkow powodka wygladala na tak slaba, ze w kazdej chwili mogla sie osunac na ziemie z czystego wstydu.
– Sad oglasza dziesieciominutowa przerwe – oswiadczyl stanowczo sedzia Williams, uderzyl mlotkiem w stol, po czym zerwal sie z miejsca i ruszyl do wyjscia, powiewajac polami togi. Wiekszosc widzow stala w bezruchu, niektorzy staruszkowie szturchali sie nawzajem lokciami i cicho chichotali. Czlonkowie lawy przysieglych wymaszerowali jeden za drugim. Przysiegly numer dwa wciaz usmiechal sie glupkowato i mrugal do przewodniczacej, ktora raz po raz ogladala sie na niego przez ramie, toczyla oczyma i przyspieszala kroku, az w koncu zniknela Darowi z oczu.
Gdy zjawil sie ponownie w stanowiacym biuro oficer sledczej pokoju przesluchan, znalazl Sydney pograzona w pracy. Sekretarz gdzies wyszedl. Przenosny wentylator i otwarte drzwi lagodzily straszliwa duchote, Minor odnosil jednak wrazenie, ze lata bliskich spotkan trzeciego stopnia pomiedzy pocacymi sie przestepcami i rownie mocno spoconymi prowadzacymi przesluchanie policjantami pozostawily w malym pomieszczeniu paskudna won.
– Dzieki, ze na mnie poczekales – zagaila Syd. – Zastepca prokuratora i Dickweed pokazali mi poranne gazety. Chyba reporterzy przestali cie nazywac Drogowym Zabojca.
Darwin nalal sobie policyjnej kawy.
– To dobrze – odparl. – Teraz jestem dla nich Tajemniczym Detektywem.
– Sprawdzmy zatem twoje zdolnosci detektywistyczne – odparowala Sydney i wskazala na mape z czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i zoltymi pinezkami. – Potrafisz mi objasnic, co oznaczaja kolory na mapie mojego malego taktycznego centrum dowodzenia?
Dar wyjal z kieszeni sportowej kurtki okulary do czytania, nalozyl je, lecz zsunal nisko na nos i przyjrzal sie mapie bez nich.
– Czerwone i niebieskie znajduja sie na drogach – zaczal – glownie na autostradach, nie zas na zwyklych dwupasmowkach. Zdaje sie, ze chodzilo ci prawdopodobnie o zaznaczenie sfingowanych stluczek.
Syd skinela glowa. Jego domyslnosc jawnie zrobila na niej wrazenie.
– Glownie tak. A potrafisz znalezc roznice miedzy czerwonymi i niebieskimi?
– Nie – odparl Dar. – Chociaz widze, ze czerwonych jest znacznie wiecej niz niebieskich… Czekaj chwile, pamietam ten wypadek na I-5. Niestety byla wtedy jedna ofiara. Stare blekitne volvo. Prowadzil je bezrobotny emigrant, legitymujacy sie zielona karta. Wszystkie elementy kraksy wskazywaly na wczesniej przygotowana stluczke, tyle ze kierowca stuknietego pojazdu zmarl.
– Rozumiesz juz zatem. Wszystkie czerwone pinezki oznaczaja sfingowane wypadki ze skutkiem smiertelnym – powiedziala Sydney.
Minor cicho gwizdnal.
– Az tyle? Cos takiego nie ma jednak szczegolnego sensu. Do sfingowanych stluczek z wymuszeniem pierwszenstwa dochodzi zwykle na zwyklych szosach, a nie na drogach szybkiego ruchu. Na autostradzie taka akcja bywa zbyt niebezpieczna. Azeby odebrac odszkodowanie, trzeba przeciez krakse przezyc. Syd pokiwala glowa.
– A co powiesz o zielonych pinezkach? – spytala.
Darwin przyjrzal sie liczniejszym zielonym kropeczkom. Dwie dostrzegl w okolicach portu San Diego, trzy inne natomiast skupily sie w tak nieprawdopodobnym miejscu jak bezdrzewne wzgorza polozone na wschod od Del Mar. Jeszcze inne rozproszyly sie wokol Los Angeles i San Diego, a takze na obszarze pomiedzy nimi. Zadna nie znajdowala sie na drodze.
– Wypadki na budowach – ocenil Dar. – Te dwa w zatoce wygladaly na pierwszy rzut oka jak proby wymuszenia wysokiego ubezpieczenia, tylko w obu przypadkach doszlo do upadku z wysokiego rusztowania i obie sprawy skonczyly sie smiertelnie. Paskudne.
– A jednak byly to proby oszustwa ubezpieczeniowego – powiedziala Sydney.
Minor popatrzyl na nia z powatpiewaniem.