– Kobieta nazywa sie Pamela Dibbs. Wytoczyla niedawno trzy sprawy; dwie z nich przeciwko naszym klientom: Jack-in-the-Box i WonderMartowi.
– Zadanie odszkodowania z powodu kalectwa? – domyslila sie Sydney.
– Tak – odparla Trudy.
Widoczna na tasmie honda ruszyla, po czym nastapil przeskok montazowy i samochod wjechal na parking przy duzym budynku. Lawrence oczywiscie znal cel podrozy kobiety, totez czekal na nia pod gmachem w inwigilacyjnym chevrolecie astrovan. A kiedy Pamela Dibbs wysiadla z auta i pospiesznie ruszyla do budynku, kamera Stewarta podazyla za nia.
– Trzy wypadki na budowach – wyjasnila Trudy. – Kobieta twierdzila, ze doznala ciezkiego urazu czesci ledzwiowej kregoslupa, z powodu ktorego nie moze opuszczac domu. Wedlug jej wlasnych slow jest wlasciwie inwalidka. Przedstawila pisemne zaswiadczenia od dwoch lekarzy. Obaj zreszta wspolpracuja z mecenasem Esposito.
Syd kiwnela glowa.
Nagle widok z kamery zmienil sie: z kolorowego w niewyrazny, czarnobialy. Obraz trzasl sie teraz, ktos najwyrazniej niosl kamere korytarzem. Widok byl dosc wyrazny, choc troche znieksztalcony – jak gdyby krecono przez obiektyw anamorficzny. Nagle kamera przesunela sie w prawo i pojawilo sie odbicie Lawrence’a w lustrzanej scianie. Stewart – potezny, wazacy sto kilkanascie kilogramow mezczyzna – mial na sobie nieco obszarpana bluze, spodenki gimnastyczne (widac bylo jego gole nogi i wydatne kolana) i obdarte trampki. Nosil przy pasku saszetke, na czole zas chustke zawiazana w stylu filmowego Rambo, a na nosie pare zbyt duzych okularow przeciwslonecznych w grubych oprawach. W lustrze najpierw wygladal na zaskoczonego, a potem przez dluga chwile ogladal swoje odbicie z gory do dolu. W koncu wszedl do glownej sali gimnastycznej.
– Cholera – mruknal teraz cicho, stojac za kanapa.
– Gdzie miales kamere? – spytala Sydney. – W okularach?
– Tak, w ramce – przyznala Trudy. – Maly obiektyw, ledwie wiekszy niz krysztal gorski. Swiatlowod biegnie do saszetki przy pasie.
– Gdzie jest przewod? – zaczela Syd, po czym zrozumiala. – Och tak. – Odbijajacy sie w lustrze Stewart wlasnie sie odwrocil tylem, wiec kobieta dostrzegla „przewod okularowy”. Zwisal za karkiem mezczyzny, znikajac pod kolnierzem bluzy.
Cala czworka ogladali nagranie. Lawrence dolaczyl do grupy cwiczacych. Stanal bezposrednio za pania Dibbs. Nie bylo dzwieku, ale kiedy grupa zaczela rozgrzewke, latwo mozna bylo sobie wyobrazic rytmiczna muzyke. Pani Dibbs kucnela, wypiela sie, wyrzucila noge, zrobila kilka pajacykow, a pozniej biegala w miejscu; calkiem zwinnie jak na kompletna inwalidke. Na sali zdjela okulary przeciwsloneczne i przepaske, totez jej twarz calkiem wyraznie odbijala sie w stojacym przed cwiczaca grupa lustrze. Grupe prowadzila kobieta w obcislym kostiumie gimnastycznym ze stringami, ktorych tylny pasek przebiegal miedzy umiesnionymi wzgorkami jej posladkow, rowniez doskonale widocznymi w lustrze. Odbijal sie w nim takze Lawrence. Jedyny mezczyzna wsrod tych wszystkich kobiet w strojach z czarnej lycry skakal, kucal, sapal, wymachiwal ramionami, wszystkie ruchy wykonujac o ulamek sekundy lub dwa za pania Dibbs i reszta grupy. Oczywiscie nadal mial na nosie okulary.
– Prosicie mnie o rade w tej kwestii z powodow prawnych? – spytala Sydney.
– Tak – odparla Trudy. Mocno trzymala w prawej rece pilota magnetowidu, jakby sie obawiala, ze jej maz lada chwila po niego ruszy.
– No coz, macie dobry material dowodowy przeciwko niej – odparla sledcza. – Nie mozecie go uzyc tylko w jednym przypadku: jezeli byl to prywatny obiekt rekreacyjny. W takim miejscu nie wolno nikogo nagrywac, podobnie jak na trampolinie wlasnego basenu podejrzanego.
Trudy skinela glowa.
– Wiem. Ten film nakrecilismy w miejskim centrum gimnastycznym. To wlasnosc publiczna.
– I uzgodniliscie wszystko z kierownikiem?
– Tak.
– I w tych cwiczeniach moze uczestniczyc kazdy czlonek spolecznosci? – Trudy podniosla wzrok na tasme, gdzie pani Dibbs i reszta umiesnionych mlodych kobiet opuscila sie do szybkiego kucniecia z wyprostowanymi przed soba ramionami. Widoczny w lustrze Lawrence usilowal pojsc za ich przykladem, niestety o malo nie stracil rownowagi, a gdy udalo mu sie wreszcie zrobic przysiad, reszta grupy podskoczyla juz i zaczela wymachiwac nogami. Obraz byl czarnobialy, na tasmie mozna bylo jednak zauwazyc, ze twarz Stewarta ciemnieje, a na grubej bawelnie bluzy zaczely sie pojawiac plamy potu. – Nie widze w takim razie zadnego problemu – stwierdzila Syd. – Mozecie ten film pokazac sedziemu i lawie przysieglych, o ile nie jest montowany.
– Jest jeden problem – odparla Trudy i zaczela przewijac kasete na podgladzie.
Stojacy za nimi Lawrence steknal glosno.
Kiedy zestaw cwiczen sie skonczyl, Stewart ruszyl powoli do wylozonego lustrami korytarza i gwaltownie opadl na fontanne wody pitnej. Kamera pokazala jego odbicie. Lawrence wytarl usta, zdjal na sekunde okulary (wtedy widac bylo jego stopy), nalozyl je, po czym wytarl chusteczka policzki i czolo. Pot lal sie z niego wrecz strumieniami.
– Powinien wtedy wyjsc – zauwazyla Trudy ze smutkiem.
– Nie byloby to uprzejme – warknal jej malzonek.
– Poza tym zaplacilem za cala godzine. No i chcialem pokazac, ze pani Dibbs bez trudu potrafi cwiczyc cala godzine.
– No coz – mruknela jego zona. – Bez watpienia to udowodniles.
Wcisnela guzik na pilocie i przewijanie dwukrotnie przyspieszylo. Aerobik zmienil sie w szalencze machanie odzianych w lycre ramion i nog, wypychania posladkow, poruszania ud, czyli prawie erotyczny taniec spoconych kobiet. Tlusty, wasaty mezczyzna w okularach przeciwslonecznych zawziecie usilowal dotrzymac im kroku. Lawrence na ekranie oddychal teraz przez usta, a wlasciwie straszliwie sapal, twarz zas mial okropnie zarumieniona. Wciaz na przyspieszeniu Syd i Dar obejrzeli jeszcze trzy przerwy i trzy wyprawy Lawrence’a do zrodla wody pitnej. Potem byla jeszcze czwarta, ostatnia przerwa. Wedlug cyfrowego czytnika grupa cwiczyla juz czterdziesci osiem minut.
Podczas tej przerwy kobiety sie rozproszyly. Jedne biegaly w miejscu, inne gawedzily po dwie, trzy lub wiecej; pani Dibbs nalezala do tych pierwszych. Lawrence ciezkim krokiem podazyl do korytarza i ruszyl przed siebie. Na moment jego odbicie znow pojawilo sie w tafli wody w fontannie. Bluze Stewart mial kompletnie przepocona, wrecz mokra, a twarz ciemna – jak gdyby popekaly mu wszystkie naczynia krwionosne. Pozniej kamera odwrocila sie od fontanny z woda pitna i sali gimnastycznej, przemiescila dalej wylozonym lustrami korytarzem, pokazala otwierane drzwi ze znaczkiem meskiej toalety i wtargnela przez nie do pomieszczenia…
Syd zaczela sie smiac.
– Okej, Trudy – wrzasnal Lawrence z jadalni. – Mozesz juz wylaczyc nagranie. Nasi goscie wiedza, o co chodzi.
Trudy jednak utrzymala film na szybkim przewijaniu. Obraz kamery popedzil ku jednemu z pisuarow, pokazal zdejmowane szorty gimnastyczne, potem widok przeniosl sie na kafelki ponad pisuarem, wreszcie znow sie podniosl, po czym ponownie opadl, poruszyl sie w pionie i poziomie, az znalazl sie nad zlewem, a w lustrze pojawilo sie odbicie Lawrence’a, wciaz w ciemnych okularach, w ktorych kojarzyl sie z Jackiem Nicholsonem. Zegar nadal pedzil, szalenczo odliczajac sekundy. Wreszcie kamera wrocila do sali gimnastycznej na ostatnie kilka minut cwiczen. Lawrence poszedl za pania Dibbs na parking. Powodka wygladala na ozywiona treningiem i prawie wskoczyla do hondy. Obraz kamery co rusz przechylal sie niebezpiecznie, raz zatrzymal sie przy slupku plotu, gdzie pojawila sie reka wyraznie slaniajacego sie na nogach Lawrence’a, ktory schwycil sie slupka prawdopodobnie dla zachowania rownowagi. Syd ciagle sie smiala.
– To nic… nic osobistego – zdolala powiedziec, podnoszac glos, aby mogl ja uslyszec Stewart, ktory wycofal sie juz z jadalni do kuchni.
– Rozumiesz zatem, w czym tkwi problem – zwrocila sie do niej Trudy.
Sledcza potarla policzki.
– Jesli chcecie pokazac film w sadzie, nie mozecie go pociac – powiedziala w koncu. Glos jej sie trzasl, choc starala sie przemawiac powaznym tonem. – Trzeba pokazac calosc albo nic.
– Cholera, zapomnialem! – krzyknal Lawrence z kuchni.
– Mozecie ja nagrac jeszcze raz – zauwazyl Dar.
– Zdaje mi sie, ze pani Dibbs wyczula intencje Larry’ego – stwierdzila Trudy.
– Lawrence’a, nie Larry’ego – poprawil ja z kuchni Lawrence. – I mozesz sobie, cholera, sama isc na ten aerobik.
Trudy potrzasnela glowa.
– To ja przesluchiwalam pania Dibbs. Dlatego nie moglam zarejestrowac jej cwiczen.
– No coz… – zaczela Syd.
– Ja bym pokazal te kasete – powiedzial Minor. – Liczac razem z kaseta z furgonetki inwigilacyjnej, minie prawie godzina, zanim dojdziecie do czesci… dla doroslych. Nie sadze, zeby lawa przysieglych albo adwokaci powodki pozwolili pokazac az tak duzo. Zechca przerwac pokaz najszybciej, jak to bedzie mozliwe.
– Dokladnie – zgodzila sie z nim Sydney. – Po prostu napiszcie w aktach, ze macie jeszcze czterdziesci minut zapisu. Mysle, ze jestes bezpieczny, Lawrensie.
– Latwo wam mowic – dobiegl ich z kuchni jego glos.
Syd i Dar wymienili spojrzenia.
– Skoro mamy dotrzec przed noca do Julian i twojego domku – powiedziala sledcza – chyba powinnismy juz sie zbierac.
Darwin pokiwal glowa. Po drodze do wyjscia zaszedl do kuchni i poklepal Lawrence’a po plecach.
– Naprawde nie masz sie czego wstydzic,
– Co masz na mysli? – odburknal tamten.
– Umyles po wszystkim rece – odparl wesolo Minor. – Tak jak nas uczyly nasze mamy. Cala lawa przysieglych bedzie z ciebie dumna.
Lawrence nie odpowiedzial mu, za to wbil wzrok w zone. Jego oczy miotaly blyskawice gniewu.
Dar i Sydney wsiedli do land cruisera i ruszyli ku wzgorzom.
Rozdzial osmy
Opuscili Escondidp autostrada 78, kierujac sie w strone zalesionych wzgorz. Na kolacje zatrzymali sie w malym miasteczku Julian, skad mieli pojechac juz prosto do domku Dara. Julian bylo kiedys osada poszukiwaczy zlota, teraz zas jedynie malenka miejscowoscia turystyczna. Wybrana przez Minora restauracja serwowala jednak