swietne jedzenie w obfitych porcjach za przyzwoita cene, a poniewaz nie miala sali barowej, nawet w piatkowy wieczor nie wypelnialy jej hordy halasliwych tubylcow. Wlasciciel znal Minora, totez natychmiast wskazal im przyjemny stolik przy oknie, w wykuszu glownego salonu starej wiktorianskiej kamienicy, ktora zajmowal lokal. W restauracji podawano rowniez dobre wino. Syd wiele wiedziala o winach, znala sie nawet na rocznikach, ona wiec wybrala butelke doskonalego merlota. Trunek popijali podczas rozmowy.
Sama rozmowa zaskoczyla Darwina. W ciagu ostatnich lat stal sie bowiem mistrzem malomownosci, ktory umial wspaniale sluchac swego rozmowcy i z latwoscia, acz subtelnie zmieniac temat na… dotyczacy tej drugiej osoby. Czasem naprawde go zadziwialo, jak swobodnie sklanial ludzi do wielogodzinnych opowiesci o sobie. Tyle ze z Sydney Olson mu sie to nie udalo. Na jego pytania o swoja przeszlosc kobieta odpowiadala krotko i tresciwie, w trzech zdaniach zatem strescila swoje lata w Federalnym Biurze Sledczym, a w jednym zaledwie nieudane malzenstwo: „Kevin tez byl agentem specjalnym, tyle ze on nienawidzil pracy w terenie, podczas gdy ja uwielbialam takie zadania i stale o nie zabiegalam”. Po kazdym zdaniu na swoj temat Syd wypytywala Darwina szczegolowo o jego zycie.
– Dlaczego komisja rewizyjna NASA zwolnila cie, gdy powiedziales jej czlonkom, ze niektorzy astronauci Challengera przezyli poczatkowa eksplozje? – spytala, trzymajac lampke z winem w obu rekach. Jej paznokcie, jak zauwazyl Dar, byly krotkie i nie pomalowane.
Poslal jej cos, co Trudy nazwala kiedys „usmiechem w stylu Clinta Eastwooda”.
– Nie wylali mnie – odparl. – Raczej powolali kogos innego na moje stanowisko, zanim zdazylem zlozyc cokolwiek na pismie. Tak czy inaczej bylem tylko mlodszym pracownikiem obslugi technicznej.
– No dobrze, a… – naciskala Syd -…powiedz mi, skad wiedziales, ze niektorzy astronauci przezyli eksplozje i zgineli dopiero w wyniku upadku.
Minor westchnal. Nie widzial sensu w drazeniu tego tematu.
– Jestes pewna, ze chcesz wlasnie o tym rozmawiac podczas kolacji?
– No coz – odrzekla Sydney. – Przypuszczam, ze moglibysmy podyskutowac o przeszytym kilkoma pretami zbrojeniowymi ciele biednego pana Phonga, ktory wylatuje z ciezarowki isuzu przez przednia szybe, wolalabym wszakze omowic z toba sledztwo w sprawie Challengera.
Darwin nie skomentowal dokladnego opisu wypadku nieszczesnego Wietnamczyka. Opowiedzial za to krotko o swojej pracy doktorskiej w dziedzinie fizyki.
– Mowimy o plazmie? – upewnila sie Syd. – Takiej, jaka powstaje jak wyniku eksplozji?
– Dokladnie o takiej – przyznal Darwin. – Wtedy wiele osob nie rozumialo takich pojec jak dynamika plazmy czy dynamiczne systemy nieliniowe, poniewaz analityczne uzycie matematyki chaosu, czyli to, co dzis nazywa sie teoria zlozonosci, znajdowalo sie wowczas w powijakach.
– Stales sie zatem ekspertem od spraw plazmy i chaosu podczas eksplozji? – spytala Sydney.
– I od innych zdarzen zwiazanych z niezwykle wysokimi temperaturami – dodal Minor.
– Czy jest duzy popyt na tego rodzaju specjalistyczna wiedze na rynku pracy? – zaciekawila sie.
Dar westchnal i odstawil kieliszek.
– Wiekszy, niz potrafisz sobie wyobrazic. Sporo mowilo sie w owym czasie o ladunkach kumulacyjnych. Niech ci opowiedza Irakijczycy walczacy w rosyjskich czolgach, z jaka latwoscia amerykanskie sabotowe pociski rakietowe przenikaly przez dwudziestocentymetrowy pancerz, po czym wybuchaly w srodku.
– Nie przypuszczam, zebym miala kogo spytac – odparowala Sydney.
– Zgadza sie.
– Wiec dolaczyles do Narodowej Rady Bezpieczenstwa Transportu – podsumowala. – Z takim doktoratem miales chyba zbyt wysokie kwalifikacje.
– Niestety – powiedzial Darwin. – W lotnictwie czesciej zdarzaja sie eksplozje, niz mamy ochote przyznac. Ktos taki jak ja predzej zrozumie ich przyczyny.
– Na przyklad katastrofe w Lockerbie – zauwazyla Syd. – Albo samolotu linii TWA, lot numer 800.
– Wlasnie – przyznal Dar.
Podszedl kelner i sprzatnal talerze, a gdy przyniosl im filizanki z kawa, Syd powiedziala:
– To dzieki temu trafiles do wyzszych sfer NTSB i znalazles sie w sztabie komisji prowadzacej sledztwo w sprawie katastrofy Challengera. Ale skad wiedziales, ze ci astronauci przezyli eksplozje?
– Nie wiedzialem – odparl Minor. – To znaczy poczatkowo. Po prostu posiadalem wieksza wiedze na temat ludzkiego ciala podczas eksplozji. Wybuch czesto nie zabija czlowieka, podobnie jak skok z wysokosci, gdy nie giniesz w trakcie lotu, lecz…
– Kiedy uderzasz o ziemie – dokonczyla Syd.
Dar kiwnal glowa.
– Sama eksplozja nie zawsze uszkadza ludzkie cialo, szczegolnie cialo astronauty przypietego do fotela szczelniej niz kierowcy formuly NASCAR, a widzialas, z jak przerazajacych kraks ci ostatni wychodza zywi.
Sydney pokiwala glowa.
– Uwazales zatem, ze ta biedna nauczycielka i kilku sposrod pozostalych przezylo straszliwa eksplozje olbrzymiego zewnetrznego zbiornika cieklego tlenu i wodoru Challengera?
– Nie, nauczycielka nie przezyla – odparl Minor i mimo uplywu tak wielu lat poczul uklucie smutku. – Wraz z jednym astronauta znajdowala sie wowczas na dolnym pokladzie, totez oboje byli narazeni na pierwsza fale uderzeniowa wybuchu. Prawdopodobnie umarli bardzo szybko, o ile nie natychmiast.
– Przedstawiciel NASA stwierdzil w swoim oswiadczeniu, ze wszyscy astronauci na pewno zmarli, nie wiedzac, co ich zabilo – zauwazyla Syd.
– Wiem. Wybuch wstrzasnal wszystkimi Amerykanami. Wlasnie takie slowa chcielismy zatem uslyszec. Tyle ze… juz w pierwszych godzinach po eksplozji wiadomo bylo… z przekazow wideo i radarowych, pokazujacych spadajace pozostalosci Challengera, ze glowna kabina zalogi… ta na gornym pokladzie, ze tak powiem… pozostawala nietknieta przez cale dwie minuty i czterdziesci piec sekund, czyli az do zetkniecia sie szczatkow wahadlowca z woda.
– Cale wieki – mruknela Sydney i zamglily jej sie oczy. – Ale powiedziales, ze wiesz…
– Mieli aparaty tlenowe przymocowane do siedzisk – wyjasnil.
– Kazdy swoj?
– Tak, niewielkie pojemniki ze sprezonym powietrzem. Zasadniczo sa to malenkie butle z tlenem na wypadek naglej dekompresji. Pamietaj, ze nie nosili skafandrow kosmicznych… Komisja badajaca sprawe Challengera wydala to zalecenie dopiero po przestudiowaniu detali tej tragedii. Z tego tez wzgledu John Glenn i wszyscy inni uczestnicy nastepnych lotow zakladali skafandry, dokladnie tak jak pierwsi astronauci…
– Ale aparaty tlenowe…? – wymowila te slowa bardzo cicho i bez wscibskiej ciekawosci, jaka Darwin slyszal w tonie tak wielu osob mowiacych o smiertelnych wypadkach.
– Znaleziono je wsrod szczatkow kabiny glownej – odparl. – Wlasciwie ratownicy odzyskali prawie wszystkie czesci Challengera. Po katastrofie zrekonstruowano wahadlowiec, tak jak sie robi z samolotami pasazerskimi po fakcie… Tak czy owak, okazalo sie, ze piec tych osobistych aparatow tlenowych uzywano… Dwie minuty i czterdziesci piec sekund. Dokladny czas, ktory minal od eksplozji, az do zetkniecia sie szczatkow z powierzchnia oceanu.
Sydney zamknela na kilka sekund oczy. Kiedy je otworzyla, powiedziala:
– Nie mogly sie chyba zuzyc automatycznie…
Minor potrzasnal glowa.
– Nie, na pewno nie. Zawor trzeba odkrecic recznie. Domyslamy sie, ze dowodca nie mogl wlaczyc wlasnego bez pomocy innych. Pomogla mu zapewne siedzaca za nim astronautka… druga kobieta na pokladzie. Odpiela prawdopodobnie wlasne pasy i wychylila sie ku niemu, aby uruchomic zawor. Wiemy na pewno, ze powietrze z jego aparatu zostalo zuzyte.
– Moj Boze! – powiedziala Sydney. Przez kilka minut pili kawe w milczeniu. – Dar… – zaczela kobieta. Minor nie potrafil sobie przypomniec, czy wczesniej wypowiedziala jego imie, teraz jednak zauwazyl, ze je wymowila, gdyz jej ton byl inny niz dotad. – Dar – powtorzyla – chcialam ci wyjasnic powody naszego wspolnego wyjazdu do twojego domku. Powiedzialam, ze jade tam cie chronic… Lawrence i Trudy unosili brwi i marszczyli czola. Musisz wiedziec, ze nie jestem…
– Wiem o tym – przerwal jej, nieco poirytowany.
Syd podniosla reke.
– Prosze, pozwol mi dokonczyc. Mowie ci z gory, ze nie szukam romansu i z pewnoscia nie interesuje mnie w tym momencie seks. Lubie z toba pozartowac, poniewaz masz poczucie humoru bardziej cierpkie niz najbardziej wytrawne wino, ale nie zamierzam grac z toba w zadne gierki.
– Wiem… – Darwin probowal znow cos powiedziec, lecz sledcza ponownie mu przerwala, po raz drugi unoszac dlon.
– Prawie skonczylam – podjela bardzo cicho. Przy najblizszych stolikach nie bylo klientow, a kelner znajdowal sie na drugim koncu sali. – Dickweed naprawde chcial postawic ci zarzut spowodowania umyslnego wypadku…
– Zartujesz – obruszyl sie Dar. – Nawet po obejrzeniu nagrania na wideo?
– Zwlaszcza po obejrzeniu nagrania – odrzekla z naciskiem. – Tego rodzaju sprawe nawet taki dupek jak Dickweed potrafilby wygrac. Oczywista napasc na drodze…
– Ja na nich napadlem?! – krzyknal Minor, szczerze rozgniewany. – Strzelali do mnie zabojcy z mafii rosyjskiej. Znaleziono przeciez we wraku ich cholernego mercedesa bron automatyczna. A poza tym… ten caly fenomen o nazwie „furia drogowa” czy „napasc na drodze” to kompletna bzdura i doskonale o tym wiesz, moja droga. Dzis procent napasci na drogach nie jest wcale wyzszy niz dwie dekady temu…
Usilujac go uspokoic, Sydney zamachala teraz obiema rekoma.
– Tak, tak… Wiem o tym, wiem. „Furia drogowa” to po prostu termin, ktorego lubia uzywac spikerzy telewizyjnych programow informacyjnych, nawet nie sprawdzajac faktow. Tyle ze Dickweed moglby ci postawic ten zarzut, chocby wlasnie dlatego, ze napasci na drogach sa obecnie popularnym tematem, wiec zyskalby zainteresowanie telewizji.
– Tak, jasne, ja na nich napadlem – mruknal Dar i wypil kilka lykow kawy, wyraznie starajac sie ugryzc w jezyk, azeby nie powiedziec, co mysli o zastepcy prokuratora okregowego i jego politycznych ambicjach.
– W kazdym razie – kontynuowala Syd – przechytrzylam ich wszystkich, powiedzialam im bowiem, ze zamierzam cie wykorzystac jako… hm… cos w rodzaju przynety. Dzieki tobie pragne zdemaskowac duzy gang oszustow, ktorego istnienie podejrzewamy od jakiegos czasu. Dickweed i jego szef zrozumieli, ze odkrycie takiego przestepstwa jest wazniejsze i… bardziej spektakularne niz ujawnienie kolejnego przypadku rzekomej furii drogowej. Fakt ten jednak oznacza, ze albo musisz pozostawac pod stalym nadzorem, albo nalozymy na ciebie areszt zapobiegawczy…
– Albo ty mnie bedziesz pilnowac – dokonczyl Darwin.
– Wlasnie – zgodzila sie. Znowu przesiedzieli kilka minut w zupelnej ciszy, po czym Sydney oswiadczyla: – I wiem o wypadku w Fort Collins. – Minor popatrzyl na nia bez slowa. Wlasciwie nie byl zaskoczony, ze miala dostep do wszystkich akt, a jego przeszlosc sprawdzila, uznajac ja za wazna jako tlo do obecnie prowadzonych