– Nie tylko o to chodzi – ciagnela kobieta. – Odglos samopowtarzalnej strzelby trajkoczacej w ciemnym domu jest absolutnie niesamowity. Bylbys zdumiony odstraszajacym efektem, jaki ten dzwiek moze wywrzec na wlamywaczach i innych intruzach.

– Intruzach – powtorzyl Dar, sylabizujac slowo. – No coz, jesli odglos trajkoczacej strzelby jest taki wazny, w ogole nie trzeba jej ladowac, prawda? – Syd nie odpowiedziala, lecz wnoszac z jej miny, bez watpienia pogardzala pomyslem trzymania w domu nie naladowanej broni. – Wlasciwie – dodal Minor – wystarczyloby glosne nagranie trajkoczacej strzelby, zgadza sie?

Sydney odstawila szklanke i podeszla do biurka Darwina. Na blacie lezalo niewiele luznych kartek, za to stalo sporo niezwyklych przyciskow do papieru – male denko tloka, czaszka jakiegos malego miesozercy, szklana kula z Goofym wsrod platkow sniegu i jeden zielony naboj do strzelby.

– Kaliber.410. Ma jakies znaczenie?

Darwin wzruszyl ramionami.

– Mialem kiedys mysliwskiego savage’a kaliber.410 – wyjasnil cicho. – Prezent. Dal mi go tuz przed smiercia moj ojciec. Strzelba byla prawdziwym antykiem. Zostawilem ja w Kolorado.

Syd odwrocila naboj i przypatrzyla sie mosieznej koncowce.

– Nie zostal wystrzelony, chociaz ktos probowal. Tyle ze iglica nie trafila w splonke, nieco sie osunela.

– Zdarzylo mi sie to, gdy ostatnim razem probowalem strzelac z tej broni – przyznal Minor jeszcze ciszej.

– Po raz pierwszy wowczas strzelba nie wypalila. Sydney stala nieruchomo, trzymajac w dloni naboj i patrzac na Darwina przez dluga chwile, w koncu odlozyla zielony przedmiot na parapet okienny.

– Ten naboj wciaz jest niebezpieczny, wiesz o tym?

– Dar uniosl brwi. – Wiem z twoich akt, ze walczyles w Wietnamie… W marines. Chyba byles wtedy strasznie mlody.

– Nie taki wcale mlody – odparl Minor. – Ukonczylem college, a pozniej sie zaciagnalem. Wyslali mnie w 1974. Poza tym, w ostatnim roku niewiele mielismy do roboty oprocz sluchania wojskowego radia, w ktorym bez konca opowiadano o aferze Watergate. Albo chodzilismy po okolicy, szukajac M-16 i innej broni, ktora porzucali w trakcie ucieczki zolnierze armii polnocnowietnamskiej.

– Skonczyles college jako osiemnastolatek – stwierdzila Syd. – Czyzbys byl… cudownym dzieckiem?

– Nie, po prostu zdobywalem niezle oceny – odparl Dar.

– Dlaczego wstapiles do piechoty morskiej? – naciskala.

– Uwierzysz, jesli ci powiem, ze z sentymentu? – odpowiedzial pytaniem Minor. – Moj ojciec byl w marines, walczyl w prawdziwej wojnie… w II wojnie swiatowej.

– Wierze, ze twoj ojciec byl w marines – mruknela – nie wierze jednak, ze akurat z tego powodu wstapiles do wojska.

„Zgadza sie” – pomyslal Darwin, ale na glos powiedzial:

– Wiesz, z jednej strony chcialem po prostu swoje odsluzyc, miec z glowy wojsko, wrocic do Stanow i zaczac studia, z drugiej zas strony zaciagnalem sie z czystej przekory.

– Jak to? – spytala Sydney. Wypila juz swoja szkocka, wiec Dar nalal jej kolejnego drinka, napelniajac szklanke na dwa palce.

Zawahal sie, po czym zdal sobie sprawe, ze zamierza powiedziec jej prawde… w kazdym razie cos w rodzaju prawdy.

– Jako dziecko mialem obsesje na punkcie starozytnych Grekow – zaczal. – Interesowalem sie ich historia i kultura przez caly college, nawet kiedy pisalem prace z fizyki. Wszyscy studenci, ktorzy specjalizowali sie w naukach humanistycznych, uczyli sie o starozytnych Atenach… wiesz, rzezby, demokracja, Sokrates… Moja obsesja natomiast dotyczyla Sparty.

Kobieta popatrzyla na niego porozumiewawczo.

– Ciekawila cie wojna?

Darwin potrzasnal glowa.

– Nie, nie, nie wojna, chociaz uwazamy Spartan przede wszystkim za wojownikow. Byli tez jedynym znanym mi spoleczenstwem, ktore badalo strach. To oni odkryli fobie. Ich szkolenie… ktore rozpoczynali w bardzo mlodym wieku… skupialo sie miedzy innymi na rozpoznaniu strachu, z greckiego fobos, i pokonywaniu go. Odkryli nawet, ze niektore czesci ciala sa fobosynakteres, czyli kumuluja strach, i uczyli mlodych mezczyzn, przyszlych wojownikow, wprowadzac sie w umyslowy i cielesny stan zwany afobia.

– Czyli nieustraszonosci – przetlumaczyla Syd.

Dar zmarszczyl brwi.

– I tak, i nie – odrzekl. – Istnieja rozne formy walecznosci. Nordycki berserk albo japonski samuraj po prostu wpadali w slepy szal bojowy. Albo pomysl na przyklad o palestynskim terroryscie z bomba. Ci ludzie sa naprawde nieustraszeni, co oznacza, ze nie boja sie o wlasne zycie. Spartanie jednakze pragneli czegos wiecej.

– Jaka cecha moze byc bardziej przydatna dla wojownika niz absolutny brak leku? – spytala Syd.

– Brak leku wywolany przez wscieklosc lub gniew Spartanie nazywali katalepsis - wyjasnil Dar. – Doslownie slowo to oznacza opetanie przez demona lub po prostu utrate kontroli przez umysl. Spartanie pogardzali tym stanem. Afobia, do ktorej dazyli, byla czyms innym, dzialaniem opanowanym, ukierunkowanym, kontrolowanym… Nawet w samym srodku bitwy nie dawali sie pochlonac szalenstwu…

– A ty nauczyles sie tego w marines… W Wietnamie?

– Nie. W kazdej sekundzie, ktora spedzilem w Wietnamie, towarzyszylo mi smiertelne przerazenie.

– Czesto widziales tam dzialania wojenne? – naciskala Sydney, przypatrujac mu sie z uwaga. – Twoje akta zwiazane z tamtym okresem nadal sa poufne. Fakt ten musi chyba cos oznaczac.

– Nic nie znaczy – sklamal. – Gdybym na przyklad byl wojskowym pisarzem i przepisywal duzo tajnych materialow, do dzis w ogole nie otrzymalabys dostepu do moich plikow.

– A byles wojskowym pisarzem?

Dar wpatrzyl sie zawartosc trzymanej w obu dloniach szklanicy ze szkocka.

– Nie przez caly czas.

– Byles wiec swiadkiem walk?

– Widzialem wystarczajaco wiele rzeczy, ktorych na pewno nigdy wiecej nie chcialbym zobaczyc – wyjasnil zgodnie z prawda.

– Dobrze sobie radzisz z bronia – zauwazyla, zmierzajac do sedna. Darwin skrzywil sie i wypil duzy lyk whisky. – Jakiego rodzaju karabiny mieliscie w marines? – spytala.

– Rozne – odparl. Nie mial ochoty rozmawiac o broni palnej.

– Zatem M-16 – podsumowala Syd.

– Ktorym to M-16 zdarzalo sie zacinac, jezeli nie zostaly idealnie wyczyszczone – mruknal nieco nieszczerze. Nie poznal zreszta w Wietnamie M-16. Jego obserwator strzelal z wyborowej wersji M-14, czyli starszego typu, do ktorego pasowaly pociski kaliber 7,62 milimetra; tych samych uzywaly samopowtarzalne karabiny Remington 700 M40, na ktorych szkolil sie Minor. A szkolenie przeszedl staranne – oddawal sto dwadziescia strzalow dziennie, szesc dni w tygodniu, az trafial ruchomy cel wielkosci czlowieka z pieciuset metrow, a nieruchomy cel tej samej wielkosci z kilometra. Dopil szkocka. – Jesli probujesz wcisnac mi pistolet, nie wysilaj sie, moja droga. Nienawidze broni i juz.

– Nawet wtedy, kiedy usiluje cie zabic rosyjska mafia?

– Raczej juz probowali mnie zabic i im sie nie udalo – poprawil ja Dar. – Poza tym ciagle uwazam, ze pewnie pomylili mnie z kims innym.

Kobieta pokiwala glowa.

– Ale umiesz sie obchodzic z bronia – naciskala. – Nauczono cie, co trzeba zrobic, jesli pocisk nie wypali…

Minor przypatrywal jej sie przez chwile.

– Wycelowac bron w bezpieczny, neutralny cel i czekac. Karabin moze bowiem w kazdej chwili wypalic bez ostrzezenia.

Sydney wskazala na naboj do czterystadziesiatki.

– Czy nie powinnismy go wyrzucic?

– Nie – odparl Darwin.

***

Dopijali ostatnia szklaneczke whisky i patrzyli w ogien. W pokoju unosil sie aromatyczny dym, zmieszany z ostrym zapachem whisky. Towarzyszace im obojgu na poczatku rozmowy napiecie teraz prawie zniknelo. Gawedzili swobodnie o sprawach zawodowych.

– Slyszales o wytycznej ostatniego czlonka rady Amerykanskiej Agencji do spraw Bezpieczenstwa Ruchu na Autostradach? – zapytala Syd.

Minor zachichotal.

– Oczywiscie. Od tej pory nie wolno nam uzywac slowa „wypadek” ani w zadnych oficjalnych raportach, ani w korespondencji, ani nawet we wlasnych notatkach.

– Czy taka wytyczna nie wydaje ci sie troche dziwna?

– Bynajmniej – odparl Darwin. W tym momencie w kominku pekla glosno kloda i skruszyla sie w rozzarzone drzazgi. Dar zerknal na sekunde w tamta strone, po czym wrocil spojrzeniem do swojej towarzyszki. W blasku ognia twarz Syd wydawala sie mlodsza i lagodniejsza, a jej zywe, inteligentne oczy polyskiwaly wesolo. – Musisz zrozumiec ich podejscie – stwierdzil. – Ich zdaniem kazdego wypadku mozna uniknac. A zatem zaden nie powinien sie wydarzyc. Dlatego nie wolno nam uzywac slowa „wypadek”… poniewaz w jakims sensie wypadki po prostu nie istnieja. Trzeba uzyc omowienia i nazwac cale zdarzenie kraksa, zajsciem albo jeszcze inaczej.

– Zgadzasz sie ze stwierdzeniem, ze kazdego wypadku mozna uniknac? – wtracila Sydney.

Dar zasmial sie serdecznie.

– Kazdy, kto kiedykolwiek badal… czy to katastrofe wahadlowca kosmicznego, czy tez zwykla stluczke spowodowana przez biednego kretyna, ktory ruszyl na zoltym swietle, totez ktos przypadkiem na niego najechal… wie, ze tych wypadkow nie mozna bylo uniknac. Malo tego, one byly wrecz nieuniknione!

– Jak to? – spytala Syd.

Dar przez chwile patrzyl na nia bez slowa.

– Po prostu sie zdarzyly. Prawdopodobienstwo serii zdarzen, ktore doprowadzily do danego wypadku, moze wynosic tysiac do jednego albo milion do jednego, kiedy

Вы читаете Ostrze Darwina
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату