– Swietnie – odparla Sydney. – Domyslam sie, ze slyszales o Pauliem Satchelu?
– Nawet widzialem Pauliego Satchela – odrzekl Darwin. – Jak jego smierc ma sie do slowa… hm… „swietnie”?
– Teraz mamy cztery oczywiste morderstwa – wyjasnila Syd, tak szczesliwa jak slynna Martha Stewart, ktorej udalo sie zmieszac barwniki i uzyskac nowy odcien farby do salonu. – Policja i Federalne Biuro Sledcze maja wreszcie co robic.
– Cztery? – spytal Darwin. – Esposito, Satchel…
– A takze Donald Borden i Gennie Smiley – odparla kobieta. – Departament Policji Oakland otrzymal ubieglej nocy powiadomienie, ze pewien bezdomny, ktory szukal resztek jedzenia na wysypisku w poblizu zatoki, znalazl tam dwa wielkie worki ze smieciami. Zapewne odslonil je wczesniej jakas spychacz. Oba przeciekaly…
– Znaleziono zwloki obojga? – upewnil sie Minor.
– I Richarda, i Gennie?
– Zgadzaja sie nam jedynie akta dentystyczne Bordena, wiemy jednak, ze drugie cialo nalezalo do kobiety.
– Przyczyna smierci? – spytal Dar.
– Oboje zgineli od dwoch strzalow w glowe – wyjasnila Sydney. Zadzwonil telefon. Zanim podniosla sluchawke, powiedziala: – 22R… prawdopodobnie z karabinu Ruger Mark II Target. Krotki zasieg. Bardzo profesjonalny. – Pozniej rzucila w sluchawke: – Mowi Olson, dzien dobry. – Darwin popatrzyl na fotografie Yaponchika i Zukera, studiujac je, jakby przez ostatnie dwadziescia cztery godziny nie nauczyl sie ich juz na pamiec.
– Hm… – mowila Syd. – Tak? Naprawde? Skad wyslano? Tak? Czy laboratorium ustalilo cos w kwestii odciskow? Tak? Juz wszystkie pasuja? Aha. No coz, przypuszczam, ze czasami mamy troche szczescia. Rzeczywiscie, Darowi i mnie poszczescilo sie z jedna sposrod tych starych teczek CIA. Tak, przyniose ci je i pokaze za godzine lub dwie. Zgadza sie. Na razie. – Odlozyla sluchawke i obrzucila Darwina ciezkim spojrzeniem, ktore w ostatnich dziesiecioleciach wielu podejrzanych na pewno czulo na sobie podczas przesluchan w tym wlasnie pomieszczeniu. – Nigdy sie nie domyslisz, co agent specjalny Warren otrzymal w poczcie.
Minor zamknal akta CIA i czekal, wykazujac zaledwie lekkie zainteresowanie.
– Koperta byla bez adresu zwrotnego, zadnych odciskow palcow… Nadana z Oceanside, wczoraj…
– No i? – przerwal.
– Fotografie – odparla Syd. – Lsniace, nowiutkie, dwadziescia centymetrow na dwadziescia piec. Niezla rozdzielczosc. Siedmiu mezczyzn. Przynajmniej czterech z nich ukazano na zdjeciach podczas rozmowy z Dallasem Trace’em. Pieciu z tych ludzi juz zidentyfikowali.
– Darwin okazal jako takie zainteresowanie. – Dwoch przedstawicieli mafii rosyjskiej, o ktorych obecnosci w kraju nie mielismy pojecia – kontynuowala kobieta.
– Jeden z nich to znany zabojca z KGB, ktory wspolpracowal z Yaponchikiem w starych, dobrych czasach radzieckich…
– A inni? – spytal Darwin.
– Trzech z pozostalych czterech to znani najemni ochroniarze, a rownoczesnie zawodowi zabojcy – odparla Syd. – Wszyscy sa notowani. Jeden z nich byl czlonkiem mafii, az zabil jakiegos przyjaciela swojego szefa.
Minor gwizdnal.
– I w ten sposob w nasza sprawe wmieszaja sie ludzie od przestepczosci zorganizowanej i korupcji, nieprawdaz?
Sydney zignorowala jego pytanie.
– Czyli mamy dosc szczesliwy przelom. Najpierw znalezlismy te zagubione zdjecia CIA, a nastepnie…
Dar skinal glowa na zgode.
Kobieta rozparla sie na krzesle i spytala:
– Okej, na czym skonczylismy?
– Pytalem, jak sie posuwa sledztwo – przypomnial. Sydney kiwnela glowa ku wysokiemu stosowi sprawozdan, kaset wideo i audio oraz akt.
– Tom i trzej ludzie z FBI nawiazali kontakt z Pomocnikami Bezbronnych w izbach przyjec i innych miejscach. Mowiac w skrocie, weszli do sieci roznymi drogami, teraz jednak wszyscy sa w tej samej grupie rekrutow. Pomocnicy Bezbronnych prowadza cos w rodzaju szkolki i ucza ludzi, jak maja powodowac wypadki, z ktorych pozniej wynikaja roszczenia ubezpieczeniowe. Mamy juz tuzin nazwisk, a minelo dopiero kilka dni.
– Swietnie – rzucil Dar.
– A slyszales o specjalnej jednostce do spraw wypadkow powolanej przy wydziale ruchu drogowego?
– Specjalnej jednostce? – powtorzyl z powatpiewaniem.
– Tak, mowimy o jednostce specjalnej badajacej roznego rodzaju wypadki – przyznala Syd z cala powaga.
– Jestes w niej. A uscislajac, dowodzisz nia.
– Ach tak – baknal Darwin.
– Macie siedzibe w mieszkaniu Lawrence’a i Trudy – ciagnela Syd. – Spotkam sie tam z wami jeszcze dzis po poludniu, gdy zrobie sobie przerwe w trakcie analizy tych nowych zdjec.
– Powinienem wiedziec, co badamy – baknal Dar.
Kobieta westchnela.
– Kilka drobnych wypadkow, ktore wygladaja na morderstwa – wyjasnila. – Esposito. Paulie Satchel. Abraham Willis.
– Willis? – spytal Minor. – Ach, ten adwokat naganiacz, ktory zmarl w poblizu Carmel.
– Gomezowie – kontynuowala Sydney. – Pan Phong. Dickie Kodiak alias Richard Trace.
– Zdaje mi sie, ze lepiej juz pojade do Escondido – stwierdzil Minor. – Najwyrazniej mam sporo pracy.
– Do zobaczenia dzis po poludniu – powiedziala Syd.
Lawrence i Trudy poswiecali teraz popoludnia na dzialalnosc w jednostce specjalnej. Jadalnie zmienili w filie centrali ekipy dochodzeniowej Sydney Olson, totez na scianach wokol dlugiego stolu zawisly tablice korkowe. W pomieszczeniu pojawila sie tez biala tablica oraz projektory, magnetowid z niewielkim telewizorem oraz laptop Gateway wraz z linia modemowa, przeznaczona wylacznie do ciaglych uaktualnien zwiazanych z badanymi wypadkami danych i grafiki.
Darwin, Larry i Trudy szybko rozdzielili miedzy siebie wszystkie sledztwa – kazdy wzial te przypadki, ktorym na poczatku poswiecil najwiecej pracy. Lawrence otrzymal wiec sprawy Phonga, Satchela i Gomezow, poniewaz w dwie z nich zaangazowani byli jego klienci. Dar planowal wrocic do akt Richarda Kodiaka, a takze kontynuowac dochodzenie w sprawie smierci Esposito pod podnosnikiem nozycowym. Powiedzial Stewartom o „znalezieniu” nowych fotografii.
– Interesujace – zauwazyl Lawrence. – Masz moze przypadkiem kopie tych fotek?
– Przypadkiem mam – odparl.
– A czy przypadkiem w poblizu Mulholland Drive i Beverly Glen nie mieszka Dallas Trace? Czy nie przy Coy Drive? – spytal Stewart.
– Naprawde nie wiem – odrzekl Minor.
– Coz, ja wiem. Sprawdzilem to nastepnej nocy po podwiezieniu cie na miejsce, z ktorego miales zaczac wyprawe na kemping – mruknal Lawrence. – No dobrze, przyjrzyjmy sie tym przestepcom.
Cala trojka ogladali przez moment zdjecia. Darwin doskonale pamietal, ze zadne ze Stewartow nigdy nie zapomina twarzy czlowieka, ktoremu sie dobrze przyjrzeli.
W koncu postanowili rozpoczac wspolnie prace nad sprawa Abrahama Willisa, poniewaz nikt z ich trojga nie byl z nia w zaden sposob zwiazany. CHP oraz policja z Carmel przeslaly wczesniej e-mailem i faksem wszystkie dane do Sydney Olson, a ona przekazala je Lawrence’owi i Trudy w grubej na dziesiec centymetrow kopercie, wraz z materialami uzyskanymi przez jej ekipe dochodzeniowa.
Przez chwile Darwin i Stewartowie w milczeniu czytali akta, podajac sobie kartke po kartce, ogladajac fotografie i szkice z miejsca wypadku. Na pierwszy rzut oka wypadek wydawal sie malo skomplikowany.
Mecenas Abraham Willis – dzialajacy w San Diego prawnik, ktorego nazwisko kojarzylo sie ze sprawa klinik i naganiaczy ubezpieczeniowych – opuscil swoja kancelarie wczesnie w piatkowe popoludnie i pojechal do Carmel na weekend. Przesluchiwani w Santa Barbara swiadkowie twierdzili, ze zjadl w tamtejszej restauracji obiad i wypil kilka drinkow, a wlasciciel zajazdu w poblizu Big Sur zidentyfikowal jako Willisa mezczyzne, ktory zostal do poznego wieczoru i wypil jeszcze jednego drinka, zanim ruszyl do Carmel. Adwokat siedzial przy stoliku sam: zarowno w restauracji w Santa Barbara, jak i w zajezdzie w Big Sur.
Nieco przed godzina dwudziesta druga, w tenze piatkowy wieczor, najwyrazniej zjechal z drogi swoja toyota camry, rocznik 1998, i zatrzymal sie miedzy Point Lobo i Carmel – w miejscu, z ktorego rozciagal sie malowniczy widok na klif. Nie bylo tam zadnych swiadkow.
– Znamy to miejsce – stwierdzil Lawrence. – Patrzac na polnoc, masz stamtad przepiekny widok na Carmel.
– Chyba nieszczegolnie duzo widac o dwudziestej drugiej – zauwazyla Trudy.
– Moze musial sie odlac – mruknal Stewart.
– Albo po prostu chcial zaczerpnac oceanicznego powietrza – wtracil Darwin. – Na przyklad otrzasnac sie z lekkiego zamroczenia alkoholowego.
– Nie udalo mu sie – podsumowal Lawrence.
Wedlug rekonstrukcji przekazanej przez kalifornijska policje drogowa Willis wsiadl nastepnie do toyoty, ruszyl, rozbil maly drewniany plotek na poboczu i spadl wraz z samochodem osiemnascie metrow nizej, na kamienie.
– Dlaczego nie bylo tam prawdziwej barierki? – spytal Minor.
Trudy szkicowala na serwetce punkt widokowy.
– Widzisz, barierki sa po obu stronach, pomiedzy nimi parking z niskimi betonowymi klinami, dalej mniej wiecej dziewiec metrow trawy ze zwirowa sciezka potem ten niski drewniany plot z rzedem reflektorow… Ma tylko ostrzegac pieszych, aby nie zblizali sie do krawedzi klifu.
– Jak daleko od ogrodzenia znajduje sie krawedz klifu? – spytal Dar.
– Takze dziewiec metrow. Potem zaczyna sie stromy uskok. Lezy tam pare duzych glazow. Zauwaz, ze toyota Willisa uderzyla w jeden z nich, a drzwiczki od strony kierowcy znaleziono na gorze, na szczycie klifu, nie zas na glazach ponizej.
– Tez to spostrzeglem – odparl Darwin. – Co nie ma dla mnie zreszta zadnego sensu.
– Oficer sledczy z Narodowego Biura do Spraw Przestepstw Ubezpieczeniowych zgodzil sie z funkcjonariuszem CHP, ze Willis z jakichs powodow nie mogl zatrzymac samochodu, wiec probowal wyskoczyc, lecz gdy otworzyl drzwiczki, trzasnal nimi w glaz – wyjasnil Lawrence. – Pod wplywem tego uderzenia wpadl az na siedzenie