– Linia produkcyjna zostala zamknieta o zwyklej porze, czyli kiedy Paulie zaczal czyscic tlocznie. W calym budynku jest tylko pieciu innych pracownikow… to naprawde wysoce zautomatyzowana fabryka. Czterech z tych pieciu bylo akurat na zewnatrz, zrobili sobie przerwe na papierosa, gdy… doszlo do… zdarzenia.
– A piaty czlowiek? – spytal Minor.
– Pracowal w pokoju na tylach i ma doskonale alibi – wtracil Lawrence.
– Zaden z facetow zapewne nie widzial, zeby ktos wchodzil do budynku – dodal Dar.
– Oczywiscie, ze nie – odparl van Orden. – Wtedy sledztwo byloby niemal rozwiazane, prawda? Tyle ze tutaj sa jeszcze trzy inne wejscia, przez ktore moglby sie wslizgnac z ulicy albo alejki jakis intruz. Nikt by go nie zauwazyl. W dodatku wszystkie te drzwi sa otwarte.
Darwin odwrocil sie i popatrzyl na rzeke surowej wolowiny i duzy czerwony guzik na przedzie tasmy.
– Zabojca musial tylko wcisnac ten guzik, zgadza sie?
Stewart zlozyl rece.
– Ale zauwaz, ze przycisk znajduje sie przy drzwiach. Nawet gdyby Paulie czyscil maszyne ze spuszczona glowa uslyszalby i zobaczyl wchodzaca do pomieszczenia osobe. A jednak nie ruszyl sie od tloczni.
– Albo ktos zmusil go do pozostania tam – podsumowal van Orden – albo…
– Lub tez znal te osobe i ufal jej – dodal Dar.
Lawrence wskazal na otwor, z ktorego wciaz sterczalo cialo Pauliego. Od stalowego toru do zlobkowanego otworu tloczni bylo zaledwie siedem i pol centymetra. Ramiona Pauliego z wyrazna sila wcisnieto w ten maly obszar. Mezczyzna otoczony stosami mielonej wolowiny wygladal jak bohater jakiejs okropnej kreskowki.
– Umieral dlugo i powoli, zgodzisz sie, Dar? – powiedzial Stewart. – Ten, kto wlaczyl tasme, wykorzystal moment, gdy Paulie grzebal w otworze tloczni. Ale zobacz te metalowe pletwy… cos w rodzaju pletw… wpychaja surowa wolowine do otworu.
– Wiec ciala Pauliego nie wtloczono od razu w calosci? – spytal Minor, po raz pierwszy w pelni rozumiejac wszystkie aspekty tej straszliwej smierci.
– Tworcy tej maszyny szacuja, ze wciagalo go okolo dziesieciu minut, podczas ktorych trzymaly go nieruchomo te dwa duze hydrauliczne sciskacze – powiedzial detektyw van Orden. – Maszyna najpierw wciagnela mu palce, potem oba przedramiona, ramiona…
– A mielone mieso oblepialo cialo ze wszystkich stron – dorzucil Lawrence.
Nie po raz pierwszy Darwin ucieszyl sie, ze nie posiada zbyt wielkiej wyobrazni.
– Musial przerazliwie wrzeszczec. Az ochrypl – zauwazyl.
Detektyw kiwnal glowa.
– Tyle ze w innych czesciach fabryki rowniez pracowaly maszyny, ktorych odglosy zapewne zagluszyly jego krzyk. Slyszalem, ze najglosniej halasuje maszyneria w hali, gdzie wytapia sie tluszcz, i w rozdzielni. Zreszta czterech sposrod pieciu facetow wyszlo akurat na papierosa, a piaty przebywal daleko na tylach, w pakowalni. Rozmawialismy z kierowca ciezarowki, ktory byl tam wraz z nim. Zaden z nich nic nie slyszal z powodu wlaczonego w ciezarowce silnika i innych halasow.
– A potem, w koncu, maszyna wciagnela glowe Pauliego – dodal Stewart – wiec ostatnie kilka minut nieszczesnik dokonywal zywota w milczeniu.
Pieciu przedstawicieli przedsiebiorstwa wzdrygnelo sie gwaltownie. Minor poczul dla nich wspolczucie i nawet mial im ochote powiedziec, ze Paulie Satchel nie mial rodziny, wiec nikt ich nie zaskarzy. Ten czlowiek byl malym, samotnym oszustem. A teraz… prawie hamburgerem.
Muchy brzeczaly coraz glosniej.
– Wyjdzmy tymi drzwiami na alejke – zasugerowal van Orden. – Trzeba zaczerpnac swiezego powietrza.
– Jest ktos, kto nie wierzy, ze to bylo zabojstwo? – spytal Dar, gdy stali we trzech w alejce, oddychajac gleboko.
Detektyw van Orden szczerze sie rozesmial.
– Nie… Wiem o twoim sledztwie w sprawie zwiazanej z podnosnikiem nozycowym i o innych, tu jednak nie moze byc cienia watpliwosci, ze dochodzenie przejmie wydzial zabojstw.
– Dlaczego wszystkim tym ludziom z firmy pozwoliliscie krecic sie po miejscu zbrodni? – zapytal Minor detektywa. – To znaczy… rozumiem, ze trzeba bylo wpuscic paru inspektorow ubezpieczeniowych, ale…
Van Orden popatrzyl na Lawrence’a.
– Nie powiedziales mu o problemie prawnym?
Stewart potrzasnal glowa.
– Paulie nie ma ani przyjaciol, ani rodziny – zdziwil sie Dar. – Watpie, zeby ktos zaskarzyl przedsiebiorstwo.
Tym razem detektyw potrzasnal glowa przybierajac jednoczesnie ironiczny policyjny usmieszek.
– Nie, nie, mowimy tutaj raczej o powodztwie grupowym, Darwinie. – Minor nie rozumial. – Widzisz, tasma z hamburgerami biegnie do pakowalni na tylach. Ostatni facet uklada kotlety na tacach wylozonych woskowanym papierem, potem wsuwa tace na polki…
– O cholera – przerwal mu Dar, domyslajac sie, co zaraz powie van Orden.
– …ktore potem wklada sie do ciezarowek chlodni. Ciezarowki odjezdzaja co dwie godziny, dzieki temu dostarczaja zawsze swieze kotlety…
– Rozmawialiscie przeciez z kierowca – stwierdzil Minor. – To znaczy, ze ciezarowka znajdowala sie wtedy na miejscu. Hamburgery zaladowano juz po wypadku… Jezu, naprawde z nimi odjechal?
– Dwadziescia tac po czterysta kotletow kazda – odparl detektyw. – Razem osiem tysiecy hamburgerow.
– Ktore dostarczono do wszystkich restauracji Burger Biggy w centrum miasta – zakonczyl ponuro Lawrence. A firma Burger Biggy byla klientem Stewart Investigations. Zwykle zadania przeciwko tego typu sieciom nie byly powazniejsze niz roszczenia zwiazane z wypadkami na budowie, z jednym nieprzyjemnym wyjatkiem: pewna kobieta wniosla o pol miliona dolarow, poniewaz zostala zgwalcona w samochodzie, gdy czekala na swoje zamowienie.
– W ilu kotletach moglo sie znalezc… cialo? – zaczal Dar.
Lawrence i detektyw rownoczesnie wzruszyli ramionami.
– Wlasnie to usiluja ustalic przedstawiciele firmy – odparl detektyw van Orden.
– Przypuszczam, ze starali sie odwolac transport – zauwazyl Darwin.
– Jeszcze nie wiemy, czy zdazyli – odrzekl Stewart.
W ten wtorkowy wieczor Minor darowal sobie kolacje i wczesnie polozyl sie do lozka. Nastepnego ranka znalazl sie w Centrum Sprawiedliwosci juz o wpol do osmej. Syd pracowala w biurze w suterenie i byla zajeta. Dara fakt ten wcale nie zaskoczyl.
– Jak sie udala wyprawa na kemping? Zaluje, ze nie moglam z toba pojechac.
Dar poczul lekka fale przyjemnego pozadania, ktora czesto go ogarniala, gdy myslal o przyjaciolce lub na nia patrzyl. Pozniej przypomnial sobie swobode i niemal dotykalna zazylosc laczaca Sydney i Toma Santane, totez szybko powsciagnal swoja glupia, mlodociana wyobraznie.
– Nie spodobaloby ci sie – odparl. – Padalo. – Rzucil jej na biurko trzy teczki z aktami FBI i CIA, a potem dodal: – Skonczylem je czytac i zastanawiam sie, czy moglabys je oddac przy najblizszej okazji agentowi specjalnemu Warrenowi.
Sledcza Olson wzruszyla ramionami.
– Jasne. Przepraszam, ze nie ma w tych raportach wiecej danych na temat Yaponchika i Zukera.
– Ich fotografie bardzo mi pomogly – wtracil Darwin.
Syd zasmiala sie.
– Fotografie? Mowisz o tym kompletnie bezuzytecznym polaroidzie z Afganistanu? Niewiele na nim zobaczylam.
– Nie, nie – powiedzial Minor, biorac jedna z teczek CIA. – Mowie o tych fotografiach. – Otworzyl teczke na zdjeciach, ktore sam wykonal i sam tam wlozyl.
Sydney popatrzyla zdumiona na zblizenia.
– Cholera jasna. Za diabla ich nie pamietam! – Zastanowila sie, a nastepnie zerknela na Dara z ukosa. – Poczekaj minute.
Darwin nie gral w pokera od czasow marines, pokazal wiec kobiecie swoja najlepsza szachowa twarz.
– Zdajesz sobie sprawe, drogi doktorze Minor, ze wszelkie fotografie wykonane podczas nielegalnej inwigilacji i umieszczone w teczce z dowodami moga stanowic wystarczajacy pretekst dla wniosku obrony o oddalenie oskarzenia, ze nawet nie wspomne o ewentualnym wyroku. – Zdanie jej nie zabrzmialo jak pytanie.
Darwin spojrzal na nia zaintrygowany.
– Co masz na mysli? Sadzisz, ze CIA wykonala te zdjecia nielegalnie?
Sydney, nadal mruzac oczy, zerknela ponownie na nieco rozmyte zdjecia Yaponchika i Zukera. Dar uzyl tej samej czcionki co CIA do opisu kazdej fotki, zanim skserowal je kilkakrotnie, az uzyskal niewyrazny efekt, o ktory mu chodzilo. Wpatrywala sie w niego dobra minute, po czym zagryzla warge, obrzucila zdjecia ostatnim spojrzeniem i powiedziala:
– No coz, zawsze istnieje mozliwosc, ze je przeoczylam. Tak przypuszczam. Natychmiast puscimy je w obieg. Mimo niejakiej ziarnistosci to dobre fotografie. Chlopcy z CIA znaja sie na swojej robocie. – Dar czekal. – Yaponchik, ten starszy zabojca z KGB, wyglada jak ktos znajomy… – zadumala sie.
– Jak Max von Sydow? – podsunal Darwin.
Sydney potrzasnela glowa.
– Nie, nie. Raczej jak Maximilian Schell. Zawsze uwazalam, ze Maximilian Schell jest seksowny. Na swoj niebezpieczny, moze nawet zlowrogi sposob.
Minor parsknal.
– Swietnie. Facet probowal mnie zabic, a ty twierdzisz, ze jest seksowny. Na swoj niebezpieczny, moze nawet zlowrogi sposob.
Kobieta popatrzyla na niego.
– No coz, uwazam, ze ty rowniez wygladasz seksownie. Na swoj niebezpieczny, moze nawet zlowrogi sposob.
Dar nie wiedzial, co na to odpowiedziec. Po minucie spytal:
– Jak sie posuwa sledztwo?