– Dokladnie tak – przyznal Darwin. – Wlasciwie to w okolice Beverly Glen Boulevard, wiec nie musisz w ogole wjezdzac w Mulholland. Wystarczy, ze przetniesz Beverly Hills, wjedziesz na Beverly Glen i zbocze… po stronie San Fernando Valley.
Lawrence spojrzal na niego spode lba, po czym wdusil hamulce, zakrecil i ruszyl z powrotem.
– Nie podwieziesz mnie? – spytal Dar.
– Oczywiscie, ze cie podwioze – odburknal jego przyjaciel. – Jesli jednak mam wjezdzac do pieprzonego Los Angeles w sobotnia noc, przecinac cholerne Beverly Hills i dotrzec na Mulholland po polnocy, musze wczesniej podskoczyc do domu po moja trzydziestke osemke. – Zerknal podejrzliwie na Darwina. – A ty? Jestes uzbrojony?
– Nie – odrzekl Minor. Taka byla prawda.
– Masz nierowno pod sufitem – zawyrokowal Stewart.
Po drodze Dar tylko raz poprosil Lawrence’a, aby sie zatrzymal – na Ventura Boulevard. Wczesniej po trzech spedzonych w Internecie minutach wysledzil zastrzezony numer telefonu Dallasa Trace’a. Teraz zadzwonil na ten numer z budki. Odebrala kobieta mowiaca z latynoskim akcentem, ktory skojarzyl sie Darwinowi nie z ciepla Brazylia lecz raczej z jakims nieokreslonym krajem w Ameryce Srodkowej.
– Pan John Cochran chcialby rozmawiac z panem Trace’em – wyjasnil Minor, usilnie udajac glos sekretarza.
– Chwileczke – odparla kobieta, a w minute pozniej sluchawke podniosl slynny adwokat.
– Johnny! O co chodzi,
Dar zaczal mowic z falszywym akcentem. Przylozyl do ust czerwona chustke i wyrzucil z siebie, z calych sil podrabiajac glos gangsterow z Los Angeles:
– Hej, sie pytasz, o co chodzi, pieprzony bialasie, pazerny gnojku? Zdaje ci sie, kurde, ze mozesz tak sobie wykanczac Esposito? Sadzisz, ze tak latwo sie nas wszystkich pozbedziesz? Wiesz, o co mi chodzi, na pewno wiesz! O twoja pieprzona ruska mafie, facet. Wiemy o Yaponchiku i Zukerze i gowno nas to wszystko obchodzi. Chce ci po prostu powiedziec, stary, ze te komunistyczne dranie nas nie przestrasza. Jedziemy po ciebie,
Darwin odlozyl sluchawke i wrocil do troopera. Lawrence znajdowal sie na tyle blisko, ze dotarla do niego wieksza czesc monologu Minora.
– Dzwoniles do swojej dziewczyny? – spytal.
– Tak – odparl Darwin.
Darwin kazal Stewartowi wysadzic sie niecale dwiescie metrow na wschod od skrzyzowania Beverly Glen Boulevard i Mulholland Drive. Poczekali, az przejedzie kilka samochodow, rozejrzeli sie, a gdy droga wygladala na calkowicie pusta, Dar wysiadl z troopera, wzial plecak i pobiegl w dol wzgorza, szybko przebijajac sie przez porastajace je wysokie trawy. Nie mial ochoty juz w pierwszych pieciu minutach misji natknac sie na patrol policji Sherman Oaks.
Lawrence odjechal.
Dar siegnal do ciezkiego plecaka i wymacal starannie zawiniete okulary noktowizyjne marki L.L. Bean oraz male pudelko farbek w kolorach maskujacych. Kostium ze skrawkow byl ciezki, ale jeszcze bardziej ciazyly mu starannie owiniete w gabke i zapakowane do plecaka „pomoce optyczne”.
Darwin mial na sobie czarne dzinsy, ciemne buty od Mephista i czarna bawelniana bluze od Eddiego Bauera. Wlaczyl zasilane na baterie okulary noktowizyjne i odkryl, ze wlasnie o malo nie wpadl na drut kolczasty. Swiatla San Fernando Valley swiecily tak jasno, ze okulary blyskaly za kazdym razem, ilekroc podnosil wzrok nad niezamieszkale pasmo wzgorz.
„Prawnik i jego zona tak zaprojektowali dom, aby do maksimum wykorzystac widok miejskich swiatel” – przeczytal Darwin wczesniej w „Architectural Digest”. „Ten sam widok najprawdopodobniej zainspirowal ich ekssasiada Stevena do stworzenia niezapomnianego modelu statku obcych”. Dar dopiero po dwudziestu minutach ustalil, ze autor tekstu mowi o Spielbergu, ktory mieszkal w tej okolicy przed laty, gdy pracowal nad filmem
Teraz statek-matka – a dokladniej mowiac trojkat jasnych swiatel widoczny miedzy ciemnymi wzgorzami – przeszkadzal Darowi i razil go w oczy. Zdjal wiec okulary, a pozniej pomalowal farbkami do ciala twarz i rece. Zamierzal partie, w ktorych tworzyly sie cienie (czyli miejsca pod policzkami, podbrodkiem i nosem oraz oczodoly), pokryc jasniejszym kolorem, a ciemniejszym punkty wydatniejsze, takie jak nos, kosci policzkowe, kosci szczekowe i czolo. Dzieki temu nieregularnemu makijazowi cala postac z pewnej odleglosci niemal nie powinna przyciagac ludzkich spojrzen. Szczegolnie zalezalo mu na glowie, czyli… mozgu.
W tym momencie uznal, ze nie ma juz odwrotu. Gdyby reflektory Departamentu Policji Sherman Oaks nagle go oswietlily, zmarnowalby sporo czasu na wytlumaczenie, po co sie tak wymalowal. Wiedzial, ze okulary noktowizyjne i plecak ze snajperskim strojem maskujacym rowniez trudno byloby wyjasnic. Z drugiej strony, do tej pory w zaden sposob nie naruszyl jeszcze prawa.
Po chwili jednak je zlamal, gdyz przekroczyl plot z drutem kolczastym i wyszedl na dlugie pasmo wzgorz. Minal nieliczne drzewa rosnace wzdluz Mulholland Drive, po czym wkroczyl miedzy wysokie trawy i krzewy. Odlegle po obu stronach o okolo dwiescie metrow grzbiety gorskie scisle wypelniono budynkami, ktorych wiekszosc oswietlaly lampy nocne. Ze wzgledu na ten blask i jasny ksiezyc Minor postanowil na razie nie zakladac swoich specjalnych okularow.
Mniej wiecej dziesiec minut zajelo mu dotarcie do miejsca na wzgorzu, ktore znajdowalo sie dokladnie naprzeciwko rezydencji Dallasa Trace’a. Wiedzial z „Architectural Digest”, ze ogromny dom mecenasa od ulicy wyglada jak prawdziwa twierdza: wysokie betonowe sciany pozbawione okien, automatycznie otwierane drzwi, prowadzace do ukrytych pod parterem garazy, niewidoczne wejscie glowne. Pomyslal, ze inwigilacja tego domu sprawiala zapewne spore problemy agencji, ktora ja prowadzila – czy bylo to Federalne Biuro Sledcze, Narodowe Biuro do Spraw Przestepstw Ubezpieczeniowych, biuro prokuratora stanowego czy tez jeszcze inna organizacja.
Tylna sciana budynku prawnika jednak wrecz plonela swiatlami; najprawdopodobniej zapalono lampy we wszystkich pomieszczeniach. Dar uklakl na jedno kolano, postawil ostroznie plecak i wyjal zen swoj stary celownik teleskopowy Redfield Accu-Range o zmiennym powiekszeniu 3-9. Latwiej mu bylo uzywac celownika niz dokladniejszej lornetki, a poza tym celownikowi nie przeszkadzaly ani swiatla, ani slonce, ktore wzejdzie za kilka godzin.
Przypatrzyl sie uwaznie. Na pewnie nie pomylil domow. Dzieki szerokiemu zaledwie na metr dwadziescia pasowi basenu wbudowanego w beton o barwie korali, teren przed budynkiem wydawal sie jaskrawo oswietlony, podobnie jak prawie pionowy trawnik porosniety krociutka dopiero co skoszona trawa. Minor widzial ze swego miejsca plot w dole wzgorza: odlegly o niecale dwadziescia metrow, nieco pochylony na zewnatrz i wzmocniony drutem kolczastym. Tylne swiatla byly na tyle jasne, ze doskonale oswietlaly stok, lecz Dar zauwazyl tez na scianie i ogrodzeniu dodatkowe lampki detektora ruchu. Byl przekonany, ze nie tylko plot, lecz takze drzwi i okna zostaly podlaczone do jakiegos najnowoczesniejszego alarmu antywlamaniowego i ze o kazdej ewentualnej wizycie intruza zostanie powiadomiona zarowno jakas prywatna agencja ochroniarska w Sherman Oaks, jak i policja; nawet jesli na dziedziniec wbiegnie zablakana wiewiorka. Podsumowujac, dom Dallasa Trace’a na pewno nie stanowil latwego celu dla leniwego lub nieostroznego wlamywacza.
Darwin nie widzial nikogo w zadnym z pomieszczen, nikt w kazdym razie nie przemieszczal sie, nie siedzial na kanapie czy ktoryms z krzesel, chociaz w jednym z pokojow na parterze migotal ekran nowoczesnego szescdziesiecioczterocalowego telewizora o wysokiej rozdzielczosci. Autor artykulu w czasopismie bynajmniej nie przesadzal, zachwycajac sie wysokimi na dwanascie metrow szklanymi scianami na pietrze, ktore sterczaly niczym dziob statku nad wawozem na zachod od Dara. Jak zawsze, gdy stawal wobec takich architektonicznych monstrualnosci, Minor pomyslal: „Kto, u diabla, zmienia zarowki na tak wysokim suficie? I kto myje te ogromne okna?”. Co jakis czas ze spokojem lapal sie na tym, ze w glebi serca najwazniejsza jest dla niego praktycznosc.
Wlasnie teraz ta cecha sklonila go do znalezienia idealnej kryjowki, w ktorej bedzie mogl spedzic mniej wiecej nastepna dobe. Gdy wlozy maskujacy stroj snajperski, postara sie nie ruszac w swietle dziennym, chyba ze zajdzie jakas naglaca potrzeba. Jego plan zakladal pozostanie na brzuchu w jednym miejscu przez caly nastepny dzien, ktory spedzi na obserwacji. Musial wszystko sprawdzic, gdyz wiedzial z doswiadczenia, ze najtrudniej jest wytrzymac na mrowisku, kaktusach, kamieniach oraz w poblizu wygrzewajacego sie grzechotnika.
Nalozyl okulary noktowizyjne i poszukal sobie odpowiedniego miejsca nieco na polnocny wschod od domu Trace’a. Chodzilo o punkt, z ktorego widzialby kazde okno i kazde pomieszczenie na tej scianie. Szybko znalazl wystarczajaco plaski obszar u podstawy pasma, miejsce pomiedzy wysokimi pniami juk aloesowych i wielkim jak otomana glazem. Inna ogromna skala lezala z tylu, wiec doskonale oslonilaby go przed spojrzeniem osob spacerujacych po pasmie wzgorz. Wyzsza trawa z przodu nie powinna mu przeszkodzic w obserwacji. A dzieki specjalnemu kostiumowi wtopi sie w wysokie, lecz suche brazowawe trawy rosnace na tym odcinku zbocza. Musial jeszcze sprawdzic wszystkie detale w okularach noktowizyjnych. Podszedl do wybranego miejsca, kucnal tylem do domu Trace’a i oswietlajac sobie teren mala, waska latarka, zbadal go centymetr po centymetrze. Poruszajac kamyk niewiele wiekszy niz wlasny paznokiec, Darwin przejrzal w myslach liste: czerwone mrowki – brak, kaktusy – brak, weze – brak, jamy swistakow – brak, psie gowna – brak, lisie nory – brak, tropy zwierzece – brak; wybor stanowiska snajperskiego na szlaku zwierzyny nigdy nie byl dobrym posunieciem. Na koniec ustalil, ze nie ma wokol niego takze ludzkich sladow: niedopalkow papierosow, kubkow z Dairy Queen, zuzytych prezerwatyw…
Westchnal, wyjal stroj maskujacy i wciagnal go na siebie, starajac sie robic jak najmniejszy halas; plecak przykryl dodatkowa maskujaca siatka, ktora przyniosl wlasnie w tym celu. Wreszcie polozyl sie na brzuchu, wyczuwajac gruby brezent lokciami, kolanami i brzuchem. Aparat z ogromnym czterystumilimetrowym obiektywem polozyl obok siebie, pod pole kostiumu, po czym uzyl redfielda jako teleskopu.
I tak zaczela sie dluga noc.
Podczas szkolenia wraz z 7. Pulkiem Piechoty Morskiej, ponad dwadziescia piec lat wczesniej, Darwina Minora nauczono prowadzic snajperski dziennik. Teraz nie mial przy sobie olowka i papieru, ale gdyby je mial, dziennik wygladalby zapewne mniej wiecej tak:
Data: 24.06 (sobota)
Godzina: 23:00
Miejsce: Wzgorze za domem (koordynaty: 767502)
23:10 Pierwsze ruchy w domu. Wychodzi sluzaca.
23:45 Zona Dallasa Trace’a (Destiny) wchodzi do glownego salonu w towarzystwie jakiegos mezczyzny. Mezczyzna to mocno opalony blondyn, typ muskularnego ciezarowca. Nie pan Trace. Prawdopodobnie tez ani Yaponchik, ani Zuker. Wyglada bardziej jak stereotypowy basenowy z Beverly Hills.